To był pierwszy z pięciu meczów, które Marcin Budziński obejrzy jako kibic. Karę po ostatnim ubiegłorocznym spotkaniu nałożono też na trenera Bartłomieja Boblę, dlatego w jego zastępstwie zespół przeciwko Jastrzębiu formalnie poprowadził Konrad Kawaler, trener bramkarzy, posiadacz licencji UEFA A, a w praktyce także Łukasz Woźniak, asystent I trenera. W jedenastce wyznaczonej przez Boblę znalazł się natomiast jeden zawodnik pozyskany zimą - wracający na Suche Stawy po dobrych paru latach bramkarz Dorian Frątczak. Na ławce mecz zaczęli Igors Tarasovs oraz Maciej Urbańczyk, który zadebiutował w II połowie.
Frątczak występ zaczął niepewnie, po jego nieudanym wykopie piłki nastąpiła akcja GKS-u, która zaowocowała okazją Jakuba Iskry - i jego nieudanym strzałem, z bliska nad bramką. Goście generalnie mocniej zaczęli mecz, po centrze z rzutu rożnego dobrej pozycji nie wykorzystał Michał Bednarski. Pierwsze brawa po akcji krakowian usłyszeliśmy w 16 minucie - a adresowane były do Patryka Kielisia, który przeprowadził rajd prawą stroną.
Generalnie jednak, na tle drużyny znajdującej się w strefie spadkowej Hutnik wyglądał blado. Krakowianie grali niedokładnie, w sposób nieuporządkowany, przegrywali pojedynki. I w 28 minucie nagrabili sobie na tyle, że straciili gola. To była solowa akcja Mateusza Chmarka, który z lewej flanki zbiegł z piłką do środka, po drodze minął dwóch obrońców, a na koniec celnie strzelił.
Reakcja Hutnika była słaba. Jakuba Marcinkowskiego regularnie sprawdzał Iskra, a gdy uciekł mu w 42 minucie - zagrożenie oddalił dopiero jeden ze stoperów. W ofensywie Hutnika dopiero potem coś drgnęło. W 44 min w końcu dał się zauważyć Deniss Rakels, zacentrował, a Marcin Wróbel główkując w wysoko lecącą piłkę nie trafił w bramkę.
Po przerwie nowohucki zespół zawłaszczył piłkę, grał na połowie nisko broniącego się przeciwnika. Konkretniejsza akcja nastąpiła w 56 min, kiedy strzał Dominika Zawadzkiego z kilkunastu metrów został zablokowany przez obrońcę, Miłosz Drąg przy poprawce nie trafił w bramkę. Kilkadziesiąt sekund później nieznacznie pomylił się Patryk Kieliś. A za chwilę, po centrze Marcinkowskiego, Wróbel niecelnie zagłówkował.
Skuteczność była marna, ale Hutnik się rozpędzał. Przy czym cały czas w grze krakowian brakowało przyspieszenia, a przyjezdni całą swoją energię poświęcali na obronę wyniku, no i bronili się gęsto. W 74 min znów główkował Wróbel, znów w trudnej sytuacji, znów niecelnie.
Gospodarze rozgrywali piłkę 30-40 metrów od bramki rywali, a GKS swoim ustawieniem nie pozwalał krakowianon pójść dalej. I tak to się toczyło aż do drugiej minuty doliczonego czasu gry. Po rzucie wolnym goście nie byli w stanie oddalić zagrożenia, w końcu Daniel Hoyo-Kowalski wykonał dośrodkowanie z narożnika pola karnego, a Kamil Głogowski z bliska zagłówkował do siatki.
1:1, a za moment Hutnik miał sznasę, by wygrać. Do siatki nie trafił jednak ani Michał Głogowski, ani będący przy dalszym słupku Krystian Lelek, który kopnął piłkę niecelnie.
Hutnik Kraków - GKS Jastrzębie 1:1 (0:1)
Bramki: 0:1 Chmarek 28, 1:1 K. Głogowski 90+3.
Hutnik: Frątczak - Chmiel, Hoyo-Kowalski, K. Głogowski, Marcinkowski (85 Jania) - Kieliś (63 Lelek), Drąg, Zawadzki (63 Urbańczyk), Świątek (76 M. Głogowski), Rakels - Wróbel.
Jastrzębie: Drazik - Lech, Baranowski, Zacharczenko - Iskra, Guilherme, Fietz, Kargul-Grobla - Boruń (70 Maszkowski), Chmarek (78 Kiebzak) - Bednarski (70 Zych).
Sędziował: Aleksander Kozieł (Kielce). Żółte kartki: K. Głogowski (61, faul), Urbańczyk (73, faul) - Zych (89, faul). Widzów: 1000.
