Hutnikom strata gola, choć niespodziewana, po dużym błędzie w momencie budowania akcji, skrzydeł nie podcięła, wszak pora była młoda, czasu na wyrównanie dość. Ruszyli żwawo, ale długo kazali czekać na konkrety. Wreszcie były, ale połowiczne. Najpierw w poprzeczkę wypalił zza pola karnego Patryk Kieliś, a potem po podaniu Krystiana Lelka (uraz z poprzedniego meczu w Siedlcach okazał się niegroźny) techniczną próbę podjął, trafiając w słupek, Krzysztof Świątek.
I to była cała zdobycz ekipy Bartłomieja Bobli przed przerwą. Wisła straszyła Doriana Frątczaka rzadziej. Po tym, jak prowadzenie po przechwycie piłki w środku pola zdobył Ponce Garcia jego apetyt na kolejną zdobycz tylko wzrósł. Akcje nakręcali też Krystian Puton i Janusz Nojszewski. Hutnicy większość z nich kasowali w zarodku, lecz kilka szarż skończyło się pomarańczowym alarmem.
Krakowianie liczyli na pierwsze w tym roku ligowe zwycięstwo, wszak to już trzecia wiosenna kolejka, a na koncie mieli tylko dwa remisy. Tym razem nawet taka zdobycz stanęła pod znakiem zapytania, lecz nastroje gwałtownie zmieniły się w 57. minucie, gdy Jakub Marcinkowski wreszcie zaliczył asystę. Wreszcie, bo kilka jego udanych dośrodkowań z lewego sektora boiska nie mogło znaleźć skutecznego egzekutora i dopiero centra przy wykonywaniu rogu została zamieniona na bramkę przez główkującego Marcina Wróbla.
Z trybun popłynęło więc głośne „Ten mecz musimy wygrać!”, a hutnicy zdecydowanie wzięli sobie te słowa do serca, naciskając rywali wysokim pressingiem. To się podobało, choć trzeba uczciwie powiedzieć, że sytuacjami podbramkowymi piłkarze nas nie rozpieszczali. Dopiero w 66. minucie Deniss Rakels poprawnie zaadresował podanie do Lelka, a ten zrobił z obrońcą na plecach młynek w polu karnym.
Następna próba, w wykonaniu Kielisia, też mogła się podobać. Tak jak i ostry strzał Rakelsa, a nawet wrzutki, po których kotłowało się na przedpolu bramki Pawła Łakoty. Gospodarze robili naprawdę dużo, by zrealizować cel, lecz to było wciąż za mało.
Trener Bobla wierzył, że tym, którzy przebywają na boisku w końcu się uda i z pierwszą zmianą wyczekał do 79. minuty. A dopiero w 89. min z ławki rezerwowych wstał Dominik Zawadzki, autor jedynego gola we wspomnianej jesiennej wiktorii Hutnika w Puławach.
W doliczonym czasie główkował Świątek, wprost w ręce bramkarza. "Ave Świątek" brzmiało efektownie w zapowiedziach klubowych mediów, ale dziś trochę do bicia pokłonów kapitanowi Hutnika zabrakło.
Dla Wisły to też był trzeci remis z rzędu i, co ciekawe, wszystkie one, tak jak w przypadku krakowian, brzmią 1:1.
Hutnik Kraków - Wisła Puławy 1:1 (0:1)
Bramki: 0:1 Ponce Garcia 2, 1:1 Wróbel 57.
Hutnik: Frątczak - Kieliś, Tarasovs, Hoyo-Kowalski, Marcinkowski - Lelek (79 Jania), Urbańczyk, Drąg (89 Zawadzki), Świątek, Rakels (90 K. Głogowski) - Wróbel.
Wisła: Łakota - Flak, Wiech, Skałecki, Seweryś - Nojszewski, Noiszewski (69 Kołtański), Ponce Garcia (76 Bortniczuk), Puton, Klichowicz (80 Kargulewicz) - Giel (80 Janicki).
Sędziował: Piotr Szypuła (Bielsko-Biała). Żółte kartki: Świątek, Drąg, Marcinkowski, Kieliś - Noiszewski, Kołtański, Janicki.
