Iga Świątek stoczyła kolejny kapitalny pojedynek, poziom pierwszego seta (zakończonego trwającym 23 minuty tie-breakiem!) komentatorzy tenisa określili jako kosmiczny. Dramaturgia spotkania, którego stawką był awans do ćwierćfinału US Open, sprawił, że nerwy i Polki, i Szwajcarki zostały wystawione na ciężką próbę.
Zwycięsko z morderczego tie-breaka wyszła Bencic i to miało swoje konsekwencje w sferze psychologicznej. Świątek w drugim secie znalazła się pod ścianą i coraz bardziej zaczęło zaglądać jej w oczy widmo porażki. To wtedy ekspresyjnie krzyknęła w kierunku swojego teamu "Przestań!". Obok Piotra Sierzputowskiego na trybunach siedziała psycholog Daria Abramowicz i w przerwie między gemami oboje starali się wesprzeć swoją podopieczną, wysyłając na drugą stronę kortu pozytywne sygnały. Skąd więc tak gwałtowna reakcja tenisistki?
– To był sposób na zaprzestanie szukania pomocy z boksu i próba skoncentrowania się na tym, co działo się na korcie – opowiadała. – Wiem, że gram solidniej, jak nie patrzę w tamtą stronę i wysyłam wyłącznie pozytywną energię. Tak, przydarzyły mi się okrzyki w tym meczu. „Przestań” to była odpowiedź - bardzo pochopna - na to, że mój team mnie motywował. Oczekiwałam, że zamiast samej motywacji dadzą mi sposób na rozwiązanie problemów. Ale na tym turnieju nie ma coachingu, więc wpadłam w taki trochę głupi schemat, w którym tego oczekiwałam, a przecież nie mogłam tego dostać. Było to więc skierowane trochę do nich, trochę do siebie.
Co było potem? - Przyznam, że jak wstałam z ławki, przegrywając 2:5 w drugim secie, to udało mi się skoncentrować i pozbierać myśli. Jednak było już za późno – wyjaśniła Świątek, której udało się wygrać już tylko jednego gema przy swoim podaniu.
Było za późno, ale niepokojąca jest nie tyle porażka w czwartej rundzie wielkoszlemowego turnieju, ile emocjonalne reakcje Świątek. W meczu z Fioną Ferro wręcz rozpłakała się, a w pojedynku z Bencic zareagowała agresją. W jej wyjaśnieniach nie ma jednak żadnych przesłanek, które by potwierdzały teorię o konflikcie z trenerem.
W planach startowych Igi na wrzesień znalazła się bardzo ciekawa pozycja. To turniej o wiele niższej rangi (WTA 500), za to tuż za naszą południową granicą, w Ostrawie. Wypad do oddalonej o 170 km od Krakowa czeskiej miejscowości może być bardzo intersującą opcją dla polskich kibiców. Zawody odbędą się w dniach 20-26 września. W nich na Świątek będzie spoczywać mniejsza presja, choć z drugiej strony to oczywiste, że po tak dobrym sezonie w jej wykonaniu będzie faworytką do zwycięstwa.
- Trzy wygrane mecze w US Open to pozytywny wynik. Myślę, że trochę brakuje mi jeszcze umiejętności rywalizowania na twardym korcie, aby solidnie przechodzić do kolejnych rund. Na ziemi jest mi łatwiej – stwierdziła.
Bilans pierwszego w karierze Polki pełnego sezonu w imprezach WTA? Dotarcie we wszystkich czterech turniejach Wielkiego Szlema (Melbourne, Paryż, Londyn, Nowy Jork) do minimum czwartej rundy. Plus triumfy w Adelajdzie i Rzymie (ze sławetnym 6:0, 6:0 w finale z Karoliną Pliskovą) oraz awans do pierwszej "10" rankingu WTA (obecnie 8. lokata). Wciąż ma szansę na udział w WTA Finals. Imponujące.
