Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ile kosztuje mistrz tenisa

Przemysław Franczak
Radwańscy sprzedali obraz Kossaka, Janowiczowie mieszkanie i sklep, a Kubotowie pożyczali pieniądze od przyjaciela. Droga na tenisowy szczyt nie jest łatwa i dużo kosztuje. Już na 12-letniego zawodnika potrzeba około 200 tys. zł rocznie - pisze Przemysław Franczak.

Jeśli widzicie w swoim dziecku przyszłego tenisowego mistrza lub mistrzynię musicie być gotowi nie tylko na wymagające żmudnej pracy i niesłychanej cierpliwości przedsięwzięcie, ale również na ogromne wydatki.

Jerzy Janowicz, świeżo upieczony półfinalista Wimbledonu i wschodząca gwiazda światowego sportu, ocenia, że rodzice zainwestowali w jego karierę grubo ponad dwa miliony złotych. - Bez tego mógłbym zapomnieć o sukcesach - uważa 22-letni tenisista.

- Niestety, w Polsce biedny nie ma szans w tym sporcie - nie owija w bawełnę Zbigniew Górszczak, znany krakowski trener, który pracował m.in. z Magdaleną Grzybowską.

Krótki przegląd wydatków
Najlepiej zacząć, kiedy dziecko ma pięć lat.

Na tym etapie finansowej tragedii jeszcze nie ma i nie będzie wam grozić branie kredytu na tenisowy rozwój pociechy. 6 tysięcy złotych rocznie na sprzęt i zajęcia w grupie (dwa razy w tygodniu po godzinie) powinno wystarczyć. Drożej będzie jeśli od razu zdecydujecie się na indywidualne treningi. Trener weźmie od 50 do 100 złotych za godzinę, do tego dochodzi wynajęcie kortu (ok. 30 zł za 60 minut).

Niestety, wydatki rosną szybciej niż wasze dziecko. Sześcio-siedmiolatek trenuje już więcej (nawet trzy razy w tygodniu po półtorej godziny), więc koszty się podwajają. A im dalej w las, tym szybciej topnieją środki na bankowym koncie.

Z czasem dochodzi udział w turniejach. Regularnie grać w nich powinny - nawet w trzech imprezach w miesiącu - już 10-11-letnie dzieci. A więc wyjazdy, benzyna, noclegi, wpisowe. To oznacza, że trzeba być już gotowym na zabezpieczenie budżetu nawet na poziomie 180 tysięcy złotych rocznie. A to i tak bez szaleństw, bo można jeszcze przecież zatrudnić trenera na wyłączność. Za 8-10 tysięcy miesięcznie, ale wyłączność to wyłączność. Taki trener zawiezie wam dziecko do szkoły i na turniej, poza tym wszystko ogarnie. Treningi? Pięć razy w tygodniu po dwie godziny.

12 lat. Tu już trzeba często brać udział - zwłaszcza dziewczynki, bo szybciej się rozwijają - w turniejach w całej Europie, konfrontować się z rówieśnikami z całego świata. Rośnie też treningowa dawka - do 14 godzin tygodniowo, zwiększają się wydatki na sprzęt. Poza tym powoli trzeba powiększać sztab szkoleniowy o trenera przygotowania fizycznego, masażystę, przyda się też opieka fizjologa, który regularnie będzie robił badania określające predyspozycje i stan organizmu małego zawodnika.
Ani się obejrzycie, a wasze 15-16-letnie dziecko będzie wymagało inwestycji na poziomie od 300 tysięcy do pół miliona złotych rocznie.

- W przypadku dziewcząt to już moment, w którym mogą z powodzeniem zacząć grać na seniorskich turniejach, zarabiać pieniądze. Ale chłopcy "odpalają" znacznie później. Świetnym przykładem jest tutaj Janowicz. Już jako 18-latek był niezły, ale w dorosłym tenisie błysnął dopiero jako 21-latek - analizuje Górszczak.

Marzenia to jedno, rzeczywistość drugie
Każdy rodzic, wyobrażający sobie swoje dziecko w finale Wimbledonu, powinien mieć jednak świadomość, że szanse na realizację marzeń są minimalne. Ciut większe niż na wygraną w lotto, ale niewiele.

Górszczak: - Nawet jak 10-11-letnie dziecko szybko się rozwija, gra nieźle, to takich jak ono jest na świecie kilkaset tysięcy. Ktoś obliczył, że na tysiąc juniorów z każdego rocznika, później do pierwszej setki rankingu trafia tylko jeden. Jeśli więc ktoś podchodzi do treningów dziecka jak do inwestycji, z której potem będzie można czerpać zyski, to lepiej, żeby za te pieniądze wybudował apartamento wiec i sprzedawał z zyskiem mieszkania. To dużo pewniejszy interes.

Rodzice są jednak gotowi ryzykować.
Niektórzy zastawiają domy lub biorą kredyty na poczet przyszłych sukcesów. Większość zostaje na lodzie, bo wynik buduje się z talentu, pracowitości, charakteru, mocnej psychiki. Tego kupić się nie da. - Najgorsze, co można zrobić, to patrzeć na to trenujące dziecko przez pryzmat przyszłych zysków - zżyma się Janusz Kubot, tata Łukasza. - A mam wrażenie, że większość rodziców tak robi. W ten sposób mistrza na pewno nie wychowamy. Ta droga jest wyboista, wymaga dyscypliny, cierpliwości. My nigdy nie spoglądaliśmy na syna z myślą, że jego treningi i nasz finansowy wysiłek kiedyś przyniosą materialne korzyści. Najważniejsze było to, że ten tenis sprawiał mu niewiarygodną frajdę. I nadal sprawia, bo proszę spojrzeć jak on się cieszy po zwycięstwach. Wyrzeczenia? Może były, ale czego się nie zrobi dla dziecka? Nigdy nie mieliśmy z żoną wątpliwości. Tak bardzo to kochał, że nie mogliśmy powiedzieć: nie.

Pożyczka od Andrzeja Szarmacha
Kariera Łukasza też w pewnym momencie znalazła się na zakręcie. Miał 16 lat, gdy dostał propozycję nauki w jednej z bardziej znanych tenisowych akademii w USA, prowadzonej przez Johna Newcombe'a. Był 1998 rok, rodziców nie było stać na czesne. Janusz Kubot, kiedyś piłkarz, a dziś trener piłki nożnej, pożyczył pieniądze od swojego przyjaciela - Andrzeja Szarmacha, jednej z gwiazd polskiej piłki w latach 70. i 80.

- Powiedział: oddasz, gdy będziesz miał. Dla kariery syna to był jeden z punktów zwrotnych. W Stanach przez rok bardzo się rozwinął - uważa ojciec.

Biografie naszych obecnych tenisowych gwiazd mają więc sporo wspólnych rozdziałów. Rodzice Janowicza sprzedali mieszkanie i sklep, żeby syn mógł normalnie trenować. Siostrom Radwańskim - wiadomo - długo finansowo pomagał dziadek, choćby zastawiając cenne obrazy i sprzedając jeden z nich. Jednak krakowianki i tak miały sporo szczęścia.

W pewnym momencie 16-letnia Agnieszka i rok młodsza Urszula podpisały kontrakty z PZT Prokom Team, nieistniejącą już grupą powołaną przez Polski Związek Tenisowy. Siostry miały w ten sposób zapewnione środki na podróże, na turnieje i noclegi, a w zamian oddawały dziesięć procent z zarobionych na kortach pieniędzy. Dzięki temu mogły wyruszyć na podbój świata, nie martwiąc się o to, że ich tata i trener będzie musiał - jak to wcześniej bywało - z oszczędności zamiast w hotelu spać w samochodzie.

Beneficjentami programu PZT byli też świetni debliści Marcin Matkowski i Mariusz Fyrstenberg, krócej Kubot i - w najmniejszym stopniu - Janowicz.

Jednak wszyscy bez wyjątku, zanim dostali taką możliwość, byli zdani wyłącznie na siebie. A precyzyjniej mówiąc - na portfele rodziców.- Moi finansowali mnie w pełni do 18. roku życia. Gdyby nie zainwestowali w mój trzyletni pobyt w akademii tenisowej w Hiszpanii, nie grałbym na tyle dobrze, żeby zacząć zarabiać na korcie poważne pieniądze - przyznał w wywiadzie dla "Newsweeka" Fyrstenberg.

Wysokość czesnego w akademii zależy od jej renomy. Wahać się może od 15 do 100 tysięcy dolarów za rok. - Wśród polskich rodziców wysyłanie do nich dzieci stało się ostatnio modne, choć moim zdaniem to niepotrzebne - uważa Górszczak. - W tej chwili akademie są fabrykami do zarabiania pieniędzy i trzeba być naprawdę superutalentowanym, żeby zajęli się tam tobą w wyjątkowy sposób. Moim zdaniem, lepiej zostać na miejscu i zainwestować w dobrego trenera.

Szczęście potrzebne na korcie
Jeśli macie pieniądze i dziecko rwące się do rakiety, to zostaje jeszcze jeden problem - wy sami. - Nie wolno na dziecko wywierać presji. Stanowczo za często słyszy się na kortach słowa: tyle na ciebie wydaję, a ty nic nie grasz - opowiada Górszczak. - Dziecko trzeba wspierać, a nie dołować - potwierdza Kubot senior. - Jeśli będziemy patrzeć na niego jak na polisę na przyszłość, to nigdzie nie zajedziemy.

Kiedy więc Łukasz osiągnął na tegorocznym Wimbledonie życiowy sukces i awansował do ćwierćfinału, tata nie pomyślał sobie wcale: "opłacało się" lub "dopięliśmy swego".

- Pierwsza myśl była taka, że ładnie tańczy tego swojego kankana (Łukasz Kubot często tak manifestuje radość po wygranych meczach - red.) i ciągle ma dobrą koordynację - śmieje się ojciec Kubota . - A mówiąc serio, to widziałem, że jest autentycznie szczęśliwy. I to było piękne - dodaje.

Tyle trzeba wydać rocznie w Polsce na utrzymanie tenisisty - w zależności od jego wieku
5 lat - 6 tys. zł
11 lat - 180 tys. zł
16 lat - 0,5 mln zł

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska