Do incydentu doszło w listopadzie 2014 r. 41-letni Krzysztof P. jeszcze przed końcem przedstawienia wsiadł z rodziną do auta i próbował wyjechać z wewnętrznego parkingu Tauron Areny. Kilka minut nie mógł trafić do wyjścia, a gdy w końcu odnalazł drogę wtedy przed sobą ujrzał ochroniarza, który nie dał się wyminąć, rzucił się na maskę pojazdu i przejechał tak blisko 150 metrów. Potem na auto rzucił się kolejny ochroniarz. W końcu wezwano policję i na polecenie oficera dyżurnego komisariatu zatrzymano Krzysztofa P.
Przedstawił się, poddał się badaniu na alkomacie, stosował się do poleceń, nie uciekał, ale policjanci nie zachowali się idealnie. Doszło do słownej utarczki z kierowcą, nie chcieli podać powodu zatrzymania mężczyzny, a gdy poprosił, by się wylegitymowali usłyszał od jednego, „że mogę ci podać numer buta”. Wykonano na miejscu oględziny auta Krzysztof P. a on sam trafił do izby zatrzymań, potem na przesłuchanie. Zwolniono go po 15 godzinach.
Prokurator oskarżył go o naruszenie nietykalności cielesnej ochroniarza i umyślnie narażenie go na utratę życia. Sąd tę sprawę warunkowo umorzył na rok próby. W odrębnym trybie sąd rejonowy uznał, że zatrzymanie mężczyzny było legalne, zasadne i prawidłowe. Mężczyzna złożył jednak wniosek o zadośćuczynienie za niewątpliwie niesłuszne zatrzymanie i Sąd Okręgowy w Krakowie przyjął, że wnioskodawca ma rację. Przyznał mu 5 tys. zł za krzywdę. Zauważył, że nieuzasadnione było użycie kajdanek przez policjantów, bo mężczyzna nie uciekał, siedział skuty dwie godziny w radiowozie, nie był agresywny i stosował się do poleceń. Nie było też obawy zatarcia przez niego śladów, bo te zostały już zabezpieczone. Koronnym dowodem stały się nagrania monitoringu i kamery zarejestrowały, że to policjanci byli wulgarni wobec Krzysztofa P.
Prokuratura złożyła apelację od wyroku i domagała się oddalenia wniosku o zadośćuczynienie lub zmniejszenie przyznanej kwoty. Sąd Apelacyjny w Krakowie częściowo zgodził się z tym stanowiskiem. Uznał, że Krzysztof P. faktycznie został niesłusznie zatrzymany, ale z tego tytułu należy mu się tylko 1500 zł.
Robert Rychlicki pełnomocnik wnioskodawcy zauważa, że całą sprawa była raczej śmieszna niż straszna i zwraca uwagę na niewłaściwe zachowanie ochroniarzy.
- Powinni spisać numer auta, a nie rzucać się na jego maskę. Od policji mój klient otrzymałby wezwanie do stawienia się, a tak niepotrzebnie kilka godzin był pozbawiony wolności - zauważa adwokat. Żona i dziecko Krzysztofa P. musiały same tamtej nocy wracać samochodem 100 km do domu. Dziewczynka teraz na widok każdego radiowozu płacze, bo dla niej zatrzymanie ojca było traumatycznym przeżyciem.
Wyrok w tej sprawie jest prawomocny.
KONIECZNIE SPRAWDŹ: