Przekąs powyższych słów jest uzasadniony, bo nie wiadomo jak traktować historię z przedświątecznych dni - na śmieszno czy na straszno.
Pijany za kierownicą opla, odsłona pierwsza
Zaczęło się od tego, że patrol policji wybrał się w teren. Jak to w służbie: kontrola prędkości, spojrzenie czy gdzieś nie dzieje się nic niepokojącego, sprawdzanie trzeźwości. I w tym ostatnim jest clou całej opowieści. Spostrzegawczy klient jednego ze sklepów poinformował mundurowych, że do zaparkowanego przed marketem samochodu wsiadło dwóch mężczyzn w stanie dalekim od trzymania pionu - byli zwyczajnie pijani.
- Zanim na miejsce dotarł patrol, osoba, która zgłaszała zdarzenie, zadzwoniła do nas, że opel, którym odjechali mężczyźni, wrócił przed sklep - relacjonuje Grzegorz Szczepanek, oficer prasowy KPP w Gorlicach.
Policjanci, gdy już dotarli pod wskazany adres, podsunęli kierowcy alkomat. Wynik wyświetlił się szybko - 2,8 promila. Pewnie skończyłby się na zatrzymaniu dokumentów i przekazaniu auta trzeźwej osobie, gdyby nie to, że w policyjnej bazie danych widniała informacja, że „właściciel” promili ma już czynny zakaz prowadzenia pojazdów.
Sprawa zaczęła nabierać rumieńców po kolejnych ustaleniach. Wyszło bowiem na jaw i to, że pasażer opla - również kompletnie pijany, co potwierdził alkomat identycznym, jak u kierowcy wynikiem, niewiele wcześniej owego opla też prowadził. Ten z kolei w ogóle nie miał uprawień do prowadzenia.
Kierowca, alkohol i opel - odsłona druga, nie ostatnia
Jeśli ktoś myśli, że to wreszcie finał - rozczarujemy. Nie, to nie koniec.
- Samochód, którym podróżowali nietrzeźwi mieszkańcy Moszczenicy, nie miał tablic rejestracyjnych i nie został dopuszczony do ruchu - dodaje Grzegorz Szczepanek.
Nie wiemy, na ile rzeczywistość docierała do zatrzymanych panów, gdy otwierały się przed nimi drzwi aresztu. Spędzili tam jednak czas do wytrzeźwienia, potem usłyszeli zarzuty.
I tak szczęśliwie dotarliśmy do połowy historii. Kolejnego dnia bowiem, znowu ktoś zadzwonił do dyżurnego w komendzie powiatowej policji. Zgłaszał, że przez Moszczenicę, całą szerokością drogi jedzie… opel. Widmo jakieś, mara nieczysta, a może po prostu opel, tylko inny? Nic z tego.
- Mieszkaniec Łużnej, który nim kierował, nie dość, że miał zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych wydany przez sąd, to jeszcze badanie wykazało, że w jego organizmie znajduje się 2,9 promila alkoholu - opisuje dalej rzecznik.
Życie powieliło scenariusz poprzedniego dnia. Jak przez kalkę. Łącznie, z tym że łużnianin trafił do aresztu, a jak wrócił mu kontakt z rzeczywistością, usłyszał zarzuty.
Opel, alkohol i rów - odsłona trzecia. Czy finałowa?
Po kilku dniach spokoju, gdy wydawało się, że żaden opel nie jest już w stanie pomieszać w głowach, zadzwonił telefon…
Przypadkowy kierowca poinformował, że w Łużnej w rowie przy głównej drodze leży opel. Patrol, który dotarł na miejsce, zastał puste auto, Ustalił, kto mógł nim jechać i szybko do niego dotarł. Po badaniu alkomatem okazało się, że kierowca ma prawie trzy promile. Trudno się więc dziwić, że świat mu falował, a jazda zakończyła się w fosie. Oczywiście nie miał uprawnień, auto nie zostało dopuszczone do ruchu, usłyszał zarzuty.
FLESZ: Zwierzęta na drodze - jak uniknąć wypadku?
