Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Klątwa” w Teatrze Powszechnym [RECENZJA] Polska to łatwy cel dla „objazdowego skandalisty”

Witold Głowacki
„Klątwa” na motywach dramatu Wyspiańskiego w reżyserii Olivera Frljića wystawiana jest w warszawskim teatrze Powszechnym. Tuż po premierze spektaklu wybuchł polityczno-artystyczny skandal
„Klątwa” na motywach dramatu Wyspiańskiego w reżyserii Olivera Frljića wystawiana jest w warszawskim teatrze Powszechnym. Tuż po premierze spektaklu wybuchł polityczno-artystyczny skandal fot. Magda Hueckel/Teatr Powszechny
Reżyser „Klątwy” Oliver Frljić zadbał o wykreowanie skandalu znacznie lepiej niż o sam spektakl. Wywołał gwałtowne, skrajne emocje, ale dyskusja o jego przedstawieniu nie wniesie do naszego życia publicznego dosłownie nic nowego.

"Mój ziomal Chorwat jest inteligentnym kolesiem, jemu zależy na mega-skandalu" - napisał na Facebooku znany dziennikarz popkulturowy Grzegorz Brzozowicz. Chodzi tu oczywiście o Olivera Frljića reżysera „Klątwy” opartej luźno na motywach dramatu Wyspiańskiego (czy raczej tylko momentami się do niego odwołującej), wystawionej w warszawskim Teatrze Powszechnym.

Krzysztof Mieszkowski o spektaklu „Klątwa”

Źródło: AIP/x-news

„Skandal” - o tak, ten cel udało się Frljićowi rzeczywiście osiągnąć. Najmocniejsza (i zarazem najsłabsza, o czym za moment) scena znalazła się w serwisach informacyjnych, a media społecznościowe rozgrzały się do czerwoności, szczególne gromy spadają tam na młodych aktorów grających w „Klątwie”, co niekoniecznie świadczy najlepiej o teatralnym otrzaskaniu oburzonych. Przed teatrem ustawiają się pikiety protestujących katolików, są nawet obrońcy krzyża, w foyer odbywają się zaś modły Krucjaty Młodych. Posypały się zawiadomienia do prokuratury, do akcji weszli posłowie PiS Beata Mazurek i Dominik Tarczyński, a w TVP Kultura dziennikarka straciła pracę za sam fakt zapowiedzenia spektaklu. Episkopat wydał oficjalny komunikat i poprosił o modlitwę. W recenzji w serwisie wPolityce Piotr Zaremba całkiem serio natomiast dostrzega w aktorach grających w „Klątwie” pewne znamiona opętania.

Z drugiej strony widzimy reakcje o charakterze wręcz ekstatycznym. Z „Gazety Wyborczej” możemy się dowiedzieć, że spektakl jest „wyzwalający” - i że tak mocnego przedstawienia nie było na polskich scenach od lat. W mediach społecznościowych lewicowcy radzą pikietującym, by modlili się „za ofiary pedofilii w Kościele”.

Odbędzie się zapewne jeszcze dyskusja na temat odwoływania bądź nieodwoływania dyrektora Teatru Powszechnego, prawica będzie starała się wykorzystać całą sprawę do ataków na platformerską prezydent Warszawy, z kolei sama Hanna Gronkiewicz-Waltz ma chwilowo szansę puszczać oko do mocno nią zdegustowanej warszawskiej lewicy. Latem odbędzie się zaś festiwal na Malcie, a Frljić ma być - przynajmniej jak na razie - jednym z jego kuratorów. Znów będzie afera, a odmiany nazwiska Frljić zdąży się nauczyć każde polskie dziecko.

Najmocniejsze pod względem siły wyrazu sceny „Klątwy” nie bronią się - brakuje im wystarczającego uzasadnienia

Szatan versus duchowe wyzwolenie - tak to u nas działa. Na rzecz chorwackiego reżysera, który sam siebie nazywa „objazdowym skandalistą”, działa schemat, plemienny rytuał, polski tryb polityczno-kulturowego autopilota. Wszystko dzieje się dokładnie tak, jakby Frljić miał nawet okazję, by przed premierą rozpisać sobie odpowiedni scenariusz, tym bardziej, że w listopadzie zrobił już sobie na polskim rynku trening w postaci innego teatralno-politycznego skandalu w Bydgoszczy. Niemniej jednak trudno nie oprzeć się wrażeniu, że nad tym właśnie scenariuszem Frljić napracował się znacznie uczciwiej niż nad samym spektaklem.

„Klątwa” pod lupą prokuratury. Protesty przed teatrem

Źródło: TVN24/x-news

Świadome wywołanie skandalu dla zyskania rozgłosu, zwiększenia zainteresowania premierą, zapełnienia widowni - cóż w tym właściwie nowego? Sam mechanizm jest stary jak świat, albo przynajmniej jak kultura masowa - napędza zarówno sztukę wysoką, jak i popkulturę - przykładami i prapremiera „Wesela” Wyspiańskiego, i wyczyny Andy’ego Warhola i jego akolitów z „Fabryki”. Tyle tylko, że skandal skandalowi nierówny. A tym bardziej „skandal”.
W trwającym nieco ponad godzinę i dwadzieścia minut przedstawieniu Frljića są sceny lepsze i słabsze - z czego do tych lepszych, momentami zresztą świetnych, należy przede wszystkim część aktorskich monologów. Irytuje fakt, że spora część z tych monologów zdaje się mieć nieodparcie autopromocyjny charakter - i nie chodzi tu o autopromocję autorów tylko reżysera, dowiadujemy się o kolejnych autotelicznych i autotematycznych rozterkach Frljića dotyczących zarówno wystawienia tego spektaklu, jak i jego recepcji. Irytująco naiwne są też rozważania na temat granic między osobowością aktora a odgrywaną przez niego rolą - sprawia to przykre wrażenie, jakby Frljić i jego ekipa na własną rękę odkrywali argumenty teatralnych dyskusji z czasów Stanisławskiego czy Wyspiańskiego właśnie. Paradoksalnie wśród tych scen akurat całkiem nieźle broni się ta, w której odbywają się (pamiętajmy, to performerski autotematyzm) rozważania na temat ewentualnego umieszczenia w spektaklu sceny ze zbiórką na zabójstwo Jarosława Kaczyńskiego. Do zabójstwa nikt nie nawołuje, żadna zbiórka się nie odbywa - i naprawdę tym razem jest to całkiem inteligentna gra ze zbiorową wyobraźnią stereotypowego antyPiS-u niż jakikolwiek akt przemocy symbolicznej wymierzonej w prawicę czy prezesa PiS.

Nie zmienia to jednak faktu, że największa słabość tego spektaklu polega na tym, że sceny o budzącym największe emocje charakterze, nadające „Klątwie” w Powszechnym cały wielki rozgłos, nie znajdują właściwie żadnego, nawet śladowego, uzasadnienia. Figura Jana Pawła II, z którą aktorka Julia Wyszyńska wykonuje seks oralny pojawia nam się niemal na „dzień dobry”. Tabliczka z napisem „ obrońca pedofilów” i stryczek lądują na szyi figury chwilę później - bez żadnej logicznej sekwencji, która by to jakkolwiek uzasadniała. OK - z pewnością wiele można jeszcze powiedzieć i napisać o ambiwalentnej postawie Jana Pawła II wobec jednego z największych problemów współczesnego Kościoła. Ale sama luźna asocjacja z tematyką dramatu Wyspiańskiego naprawdę do tego nie wystarczy. To się nie broni - i to nie broni się w żaden sposób.

Teatr był i jest platformą i orężem kulturowych i politycznych wojen. Świetnym przykładem jest właśnie sama „Klątwa” Wyspiańskiego - od której performance Olivera Frljića bardzo mocno odbiega, jednocześnie pod względem artystycznym kompletnie za nią nie nadążając. Akcję wściekle odważnej obyczajowo i kulturowo „Klątwy” z 1899 roku buduje historia dotkniętej suszą wsi. Wsi, w której myślący pierwotnie i magicznie polscy chłopi dochodzą do wniosku, że plaga nieurodzaju jest karą za grzechy księdza żyjącego jawnie z Młodą - jego gospodynią. Dalej mamy i ofiarę przebłagalną z palonych żywcem przez Młodą dzieci z tego mocno niesakramentalnego związku, i następnie kamieniowanie Młodej przez chłopów, tym razem obawiających się o los swoich zagród. Widzimy obraz dzikiego, pierwotnego ludu reagującego okrutnymi odruchami i zarazem moralny upadek owładniętego chucią księdza. Jest więc ostro nawet jak na Polskę XXI wieku, a tym bardziej jak na wiek XIX i realia chłopomańskiego Krakówka. W sensie kulturowym Wyspiański był tu odważniejszy od Frljića o całe 118 lat. I o kilka epok sporów o Kościół, o społeczeństwo i o teatr.

„Klątwa” do dziś jest w Polsce wystawiana bardzo rzadko. Jej dobra, współczesna adaptacja wymagałaby sporej reżyserskiej odwagi, ale można sobie wyobrazić także spektakl, który mocno wszedłby w najbardziej aktualne tematy - dotknąłby np. sporu o pedofilię w kościele, problemu molestowania i przemocy seksualnej, antagonizmów i wzajemnych resentymentów na linii lud-elity. Ba, nawet spektakl stricte polityczny - i osadzony w polskim tu i teraz - dałoby się z „Klątwy” zrobić.

Frljić nic takiego nie osiąga. Scena z fellatio na figurze Jana Pawła II zdaje się być wsadzona do spektaklu w wyniku jakiejś burzy mózgów mającej odpowiedzieć na pytanie, cóż to takiego mogłoby wkurzyć konserwatywną cześć Polaków tak mocno, jak tylko to możliwe? Tak, to niewątpliwie się udało. Ale przekroczenie granic nie znajduje tutaj żadnego uzasadnienia - niezależnie od tego, czy chcemy widzieć „Klątwę” jako rodzaj adaptacji Wyspiańskiego czy raczej jako czysto postdramatyczny performance.
Ze sztuką zaangażowaną politycznie - a tym bardziej z reakcjami na nią - zaczyna się dziać w Polsce coś podobnego, co chyba już dokonało się w wypadku polskiej polityki, czy szerzej polskiej debaty publicznej. Dwie ostatnie sfery w swych większościowych wydaniach mają już do zaoferowania niemal wyłącznie preteksty do zautomatyzowanego odtwarzania polskich politycznych plemienności i utwierdzania się w nich. W tożsamościowych gazetach tożsamościowe komentarze pisane są dla już przekonanych przez dawno przekonanych, w mediach społecznościowych można z góry przewidzieć każdy flejm. Oczywista akcja wywołuje równie oczywistą reakcję o rytualnym charakterze. Tak jest w polskiej polityce i polskiej debacie publicznej. I tak właśnie jest też w ostatnim czasie z krajowymi „skandalami” teatralnymi. Każdy bardziej obrazoburczy gest - albo i jego sprawne zasymulowanie w celach stricte marketingowych - sprowadzi przed teatr patriotyczną demonstrację z okrzykami „hańba”. Zarazem każdy taki gest - choćby bez najmniejszego uzasadnienia - znajdzie swych entuzjastów i obrońców. W ten właśnie sposób politycznie zaangażowana sztuka zaczyna się ciągnąć gdzieś za zrytualizowaną polityką, zamiast być na kilometry przed nią, tam gdzie przecież jej miejsce.

Było i jest tu oczywiście sporo wyjątków. Spektakle Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego bywają naprawdę mocne, jeśli chodzi o wymiar społeczny i polityczny. Tam bohaterami stają się wykluczeni, akcję przedstawień budują historie z interwencyjnych reportaży. Silny przekaz społecznej lewicy na wysokim poziomie realizacyjnym.

Swoje - i to „swoje” w sensie właśnie politycznym - robi w teatrze także prawica. Prawa strona przechwyciła na przykład specyficzną, z natury cokolwiek inscenizacyjno-rekonstrukcyjną konwencję Teatru Telewizji. Wyemitowany tam w 2007 roku spektakl Wojciecha Tomczyka „Inka 1946” w reżyserii Natalii Korynckiej-Gruz miał swój poważny udział w uruchamianiu procesów tworzących ten zupełnie już współczesny kult Żołnierzy Wyklętych. Wcześniej była jeszcze „Śmierć Rotmistrza Pileckiego” Ryszarda Bugajskiego, później cała seria lepszych i gorszych inscenizacji historycznych spod znaku „sceny faktu”. Można te produkcje cenić lub nie, ale trzeba przyznać, że są one dość sprawnie wykorzystywanym przez prawicę narzędziem polityki historycznej.

I Strzępka z Demirskim, i prawicowi twórcy inscenizacji historycznych nie stawali się jednak jakoś obiektami tych naszych rytualnych „polityczno-artystycznych” skandali, które od trzech lat stały się już dość stałym elementem polskiego krajobrazu.

Owszem. Był już raz moment, na przełomie tysiącleci, w którym mogło się zdawać, że front polskich wojen polityczno-kulturowych rzeczywiście obejmie także sferę sztuki. W 2000 roku poseł Witold Tomczak z LPR „uratował” w warszawskiej Zachęcie figurę papieża Jana Pawła II przesuwając przygniatający ją meteoryt. Tym samym Tomczak zniszczył instalację „Dziewiąta Godzina” włoskiego artysty Maurizio Cattelana, budzącą w Polsce spore kontrowersje. Nieco później, w 2001 roku, również w Zachęcie, Daniel Olbrychski zaszarżował z szablą na własny portret zawieszony tam w ramach szczególnej wystawy „Naziści” autorstwa Piotra Uklańskiego. Oprócz zdjęcia Olbrychskiego pochodzącego z filmu „Jedni i drudzy” Claude’a Leloucha można było na niej oglądać 155 innych fotografii znanych aktorów - wszystkich w nazistowskich mundurach - oczywiście za każdym razem odtwarzających konkretne role.

W tym samym roku w gdańskiej galerii Wyspa Dorota Nieznalska wystawiła swą „Pasję” - instalację składającą się z filmu przedstawiającego mężczyznę intensywnie ćwiczącego na siłowni i zawieszonego na łańcuchu greckiego krzyża, na którym w centralnym miejscu widniała fotografia męskich genitaliów. Spowodowało to interwencję posłów LPR, a następnie formalne oskarżenie Nieznalskiej o obrazę uczuć religijnych.
Każda z tamtych historii skończyła się inaczej. Nieznalska została najpierw - w roku 2003 - skazana na pół roku prac społecznych, siedem lat później, po powtórzeniu procesu, całkowicie ją uniewinniono. Casus „Pasji” jest dziś bardziej przedmiotem zainteresowań prawników niż historyków sztuki, praca Nieznalskiej nie została bowiem przez krytyków uznana za dzieło szczególnie wartościowe. Proces Tomczaka w sprawie figury Jana Pawła II i meteorytu, skończył się dopiero w 2016 roku, umorzeniem. Miało to miejsce dosłownie na chwilę przed premierą kultowego serialu „Młody Papież” Paolo Sorrentino, w którego czołówce widzimy... Jana Pawła II przygniatanego przez meteoryt - ta scena wprost nawiązuje do „Dziewiątej Godziny” Catellana. Serial odniósł globalny sukces, a protestów dotyczących papieża i meteorytu tym razem nie było. A co z Uklańskim i szarżą Olbrychskiego? W roku 2006 jedna z kopii całej serii „Nazistów” została sprzedana w londyńskim domu aukcyjnym Sotheby’s za 568 tysięcy funtów - był to wówczas cenowy rekord w polskiej sztuce współczesnej.

Skandale polityczno-artystyczne z lat 2000-2001 nie zapoczątkowały trwałej mody na demonstracje przed galeriami czy salami teatralnymi. Musiała minąć ponad dekada, by stały się one stałym rytuałem. Co jednak ciekawe, te naprawdę potężne emocje wywoływały w ostatnim czasie spektakle czy przedsięwzięcia artystyczne w większości najwyżej średnie. A zastosowane do wywołania tych emocji chwyty bez wyjątku należały do łatwych.

Pierwszy porządny skandal artystyczny naszych czasów miał miejsce w 2013 roku w Krakowie, z okazji premiery „Do Damaszku” (według Strindberga) w reżyserii Jana Klaty w Teatrze Starym. Tam grupa widzów zaczęła krzyczeć „Hańba” i „Wstyd!”, gdy na scenie aktorzy symulowali - w ubraniach! - stosunek seksualny. Spektakl został przerwany, a wściekły Klata krzyczał do oburzonych widzów „wynoście się!”. Chwilę później - w tym samym roku - urządzano przebłagalne modły przed warszawskim CSW. Chodziło o pokazy na wystawie „Polish Polish British British” filmu Jacka Markiewicza „Adoracja” sprzed… 25 lat. Co ciekawe, także w 2013 roku spłonęła słynna tęcza na Placu Zbawiciela.

„Klątwa” Wyspiańskiego jest w Polsce do dziś bardzo rzadko wystawiana. Spektakl Frljića tylko luźno do niej nawiązuje

W 2014 roku wybuchła wojna o „Golgota Picnic”, czyli sztukę Argentyńczyka Rodrigo Garcii z Chrystusem jako chorym na AIDS aspołecznym freakiem. W Polsce spektakl miał być wystawiony na festiwalu na poznańskiej Malcie, następnie go odwołano, wreszcie w całym kraju odbyła się seria jego czytań i prób czytanych przerywanych przez oburzonych i rozmodlonych pikietujących.

Jesienią 2015 roku w Teatrze Polskim we Wrocławiu zaprezentowano „Śmierć i dziewczynę” według tekstów Elfriede Jelinek z udziałem czeskich aktorów porno. Reakcje jak wyżej - ostatecznie wszystko skończyło się zwolnieniami w teatrze.

W zeszłym roku swój pierwszy polski „skandal” zaliczył znany nam już Oliver Frljić. Wystawił on w Bydgoszczy spektakl „Nasza przemoc i wasza przemoc” - tam między innymi naga kobieta wyjmowała sobie z pochwy polską flagę, a Jezus przedstawiony został jako gwałciciel muzułmanek. Posłanka Anna Sobecka zażądała od teatru oficjalnych wyjaśnień.

Żaden z tych „skandali” nie zaburzył w choćby symbolicznym stopniu schematów rządzących polską debatą publiczną, żaden nie narzucił jej nowego dominującego tematu. Przeciwnie, każdy z nich kończy się raczej żenującą dyskusją o „wolności artystycznej”, „artyście i jego prawach” czy „granicach między fikcją a rzeczywistością”. Tego typu dyskusje mogłyby zapewne interesująco ożywić lekcję języka polskiego w gimnazjum lub zajęcia kółka teatralnego. Ale jako temat debaty publicznej świadczą trochę zbyt boleśnie o jej zdziecinnieniu. Naprawdę przydałby się reżyser, który dając nam wreszcie porządny skandal, zamiast „skandalu” zdjąłby z nas tę, hmm, klątwę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: „Klątwa” w Teatrze Powszechnym [RECENZJA] Polska to łatwy cel dla „objazdowego skandalisty” - Portal i.pl

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska