https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Korki, ludzie, pojazdy

bp Tadeusz Pieronek
Nie wszyscy wiedzą, że drzewa korkowe rosną głównie w basenie Morza Śródziemnego, a największym dostawcą korka na rynek światowy jest Portugalia. Korek kojarzy się z butelką i lekkością, tymczasem w naszych zmotoryzowanych czasach dostrzegamy korki przede wszystkim na ulicach miast, a nawet na ważnych arteriach komunikacyjnych i autostradach.

Kojarzenie korka z butelką, zwłaszcza wina, to odwoływanie się do tradycji dobrego winiarstwa, które tej tradycji pozostaje wierne. Kto chce kupić dobre wino, niech patrzy, czy butelka jest zakorkowana, czyli zamknięta naturalnym korkiem, czy zakapslowana metalową kapslą, uszczelnioną sztucznym, sprasowanym korkiem lub inną sztuczną masą, czy wreszcie zamknięta materiałem korkopodobnym, zazwyczaj z plastiku, imitującego korek. Prawdziwy, naturalny korek oddycha, plastik nie, co nie jest bez wpływu na jakość zawartego w butelce napoju.

Korki komunikacyjne mają coś z tego przekłamania, polegającego na zastępowaniu korka naturalnego przez plastik. Ten naturalny daje jakieś wyjście, sztuczny już nie. Istotną rolę w rozładowaniu zatorów komunikacyjnych odgrywa człowiek. Jeżeli właściwie ocenia sytuację, myśli, jest kierowcom życzliwy, to zawsze przygotuje jakieś wyjście, objazd usprawniający przepływ pojazdów, kierowanie ruchem. Jeżeli natomiast człowiek odpowiedzialny za ruch uliczny stosuje tylko paragrafy, to staje się podobny do plastiku, nieprzepuszczającego żadnego racjonalnego myślenia i żadnej ludzkiej życzliwości.

Utrudnienia w poruszaniu się po zatłoczonych ulicach i drogach nie odzwierciedlają także w niczym lekkości naturalnego korka. Są uciążliwe, czasochłonne, wywołują negatywne i czasem nawet bardzo ostre reakcje ludzi, którzy znaleźli się w sytuacji utrudniającej im dojazd do pracy, do domu, powodują stresy i powszechne narzekanie.

Trudności przejazdu przez miasto nie są specjalnością Krakowa. Co więcej, mimo kłopotów, jakie sprawiają, nie są w niczym porównywalne do podobnych kłopotów Warszawy, która chyba dzierży w tej materii ogólnopolski prym. Tej sytuacji jesteśmy sami sobie winni. Z jednej strony, przed laty nie widzieliśmy, albo raczej ci, którzy nami rządzili, nie widzieli potrzeby większej troski o przyszłościową sieć dróg, liczącą się z powszechnym dostępem ludności do nowoczesnego środka komunikacji, jakim był samochód, z drugiej zaś, budowanie autostrad dla takiej liczby pojazdów było przedsięwzięciem nieopłacalnym. Polska w latach 60. ub. wieku miała mniej więcej tyle samochodów osobowych co Rzym, stolica Włoch.Dziś, w nowej sytuacji, w 20 lat po odzyskaniu racjonalnego myślenia o nowoczesności, mimo wielkiego wsparcia finansowego ze strony Unii, nie jesteśmy w stanie odrobić zaległości, które mają wymiar cywilizacyjny. Narzekamy, że dziś jeździmy wolniej niż 20 lat temu. Owszem. Bo zostaliśmy zmuszeni do zachowania przepisów drogowych, nawiasem mówiąc nie zawsze przemyślanych, ale napotykamy także na modernizację wielu odcinków dróg, co powoduje konieczność zachowania ostrożności i ograniczenia szybkości jazdy. Musimy przyjąć to utrudnienie, bo takich zaniedbań, jakie mamy do odrobienia, nie można naprawić w kilka lat.

Biorąc pod uwagę te wielorakie uwarunkowania, od których zależy odkorkowanie polskich dróg, także w Krakowie, dziwi zachowanie kierowców, którzy, zatrzymani z powodu przejścia pielgrzymów, udających się w sierpniu na Jasną Górę, klną wulgarnymi wyzwiskami Bogu ducha winnych ludzi. Już mniej, ale także agresywnie odnoszą się do przejazdu zawodników Tour de Pologne. Prawdopodobnie robiliby to samo, gdyby na ich drodze stanął papież lub prezydent zaprzyjaźnionego mocarstwa.

Na ten gatunek protestów nie ma sensu reagować, bo są irracjonalne. Pierwszy był człowiek, ten chodzący pieszo, pojazdy pojawiły się później. Większa jest wartość człowieka, niż jakiejkolwiek techniki. Wprawdzie w pojazdach znajdują się ludzie, ale właśnie dlatego, że siedzą sobie wygodnie i są opancerzeni nowoczesną techniką, nie powinni domagać się pierwszeństwa tam, gdzie przysługuje ono pieszym. Może dojdziemy kiedyś do takiej kultury jazdy, że samo pojawienie się człowieka przy przejściu dla pieszych będzie wystarczającym sygnałem dla kierowców, by się zatrzymać.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska