Zgodnie z zapowiedziami trener Mariusz Rumak przeprowadził kilka zmian w wyjściowym składzie. Najważniejszą była roszada w bramce - debiut w ,,zielono-biało-czerwonych” barwach zaliczył sprowadzony latem Słowak Lubos Kamenar. Mariusz Pawełek zasiadł na ławce rezerwowych.
Kolejną szansę na zaprezentowanie się od pierwszych minut dostał też wychowanek FC Barcelony Joan Roman. W Kielcach stanął więc naprzeciw... wychowanka Realu Madryt - Miguela Palanci.
Pierwsze minuty należały do Śląska. Goście dłużej utrzymywali się przy piłce i atakami pozycyjnymi szukali swoich okazji. Szczególnie aktywni byli Roman i Alvarinho, ale w wielu momentach skrzydłowym WKS-u brakowało precyzji.
Z czasem inicjatywę przejęła Korona i to ona stworzyła sobie konkretniejsze okazje, lecz za każdym razem na posterunku był Kamenar i do przerwy goli nie oglądaliśmy.
Zobacz także:
Policja zapobiegła ustawce kibiców Zagłębia i Lechii
Po zmianie stron długo na murawie działo się bardzo niewiele. Pierwszą godną odnotowania sytuacją była 65 min, kiedy to zamykającego akcję na piątym metrze Alvarinho trzymał i sprowadził na ziemię Bartosz Rymaniak. Gwizdek Pawła Gila jednak milczał. Naszym zdaniem sędzia z Lublina śmiało mógł wskazać na punkt oddalony od bramki Gostomskiego o 11 metrów.
Wrocławianie mieli optyczną przewagę, ale długo nic z tego nie wynikało. Sytuacja zmieniła się dopiero w 69 min. Wtedy do rzutu wolnego z około 30 metrów podszedł Kamil Dankowski i pięknym, mierzonym strzałem tuż przy słupku dał swojemu zespołowi prowadzenie, zdobywając jednocześnie swoją pierwszą bramkę w LOTTO Ekstraklasie.
Radość przyjezdnych nie trwałą jednak zbyt długo. W 83 min zmącił ją... Dani Abalo. Tak, dokładnie ten, który latem był o krok od przejścia do Śląska. Hiszpan pokonał Kamenara strzałem głową, choć bliski skutecznej interwencji był w tej sytuacji Piotr Celeban. Kapitan WKS-u wybił jednak piłkę w momencie, kiedy ta całym obwodem przekroczyła już linię bramkową.
,,Wojskowi" nie pozwolili jednak złapać ,,Koroniarzom" wiatru w żagle i rzucili się do ataku. Na efekt trzeba było czekać tylko dwie minuty. Wtedy do niefrasobliwie wybitej piłki przed pole karne gospodarzy dopadł Adam Kokoszka i silnym strzałem po ziemi przywrócił Śląskowi prowadzenie.
W końcowym fragmencie nie brakowało nerwów i ostrych starć (w 90 min drugą żółtą kartkę zobaczył Rymaniak), ale Śląskowi udało się dowieźć korzystny wynik do końcowego gwizdka. Dla podopiecznych Rumaka to pierwsze zwycięstwo od 26 sierpnia.