https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kosmiczne marzenia Liftero się spełniają. Rewolucyjne osiągnięcie krakowskiego startupu już w przestrzeni kosmicznej

Marek Długopolski
 Przemysław Drożdż i Tomasz Palacz, założyciele Liftero
Przemysław Drożdż i Tomasz Palacz, założyciele Liftero Liftero
Pierwszy polski napęd satelitarny jest już w Kosmosie. Satelita RED5, opracowany przez krakowską firmę Liftero, 15 marca został wystrzelony na orbitę przez SpaceX w ramach misji Transporter-13. Celem misji jest demonstracja innowacyjnego systemu napędowego dla satelitów. Jeśli Booster, Tomasza Palacza i Przemysława Drożdża się sprawdzi, ich firma – Liftero - nabierze kosmicznego wiatru w żagle.

W 2022 roku Tomasz Palacz i Przemysław Drożdż, założyciele Liftero znaleźli się na liście Forbesa „30 przed 30”, rok później w Juronautach, a ich startup zaliczony został do grona 20 startupów z Europy Środkowo-Wschodniej, na które warto zwrócić uwagę.

*****

- Skąd pomysł, by na ziemskie życie zarabiać w Kosmosie?

- W niebo, w przestrzeń kosmiczną spoglądaliśmy, jak chyba każdy, od zawsze. Jednak takim impulsem, by mocniej ku niemu zwrócić oczy, były studia na Akademii Górniczo-Hutniczej. To na nich poznałem Tomka, mojego obecnego wspólnika. Studiowałem wtedy mechatronikę po polsku, on mechatronikę po angielsku. Byliśmy również mocno zaangażowani w działalność AGH Space Systems, studenckiego zespołu zajmującego się rozwijaniem technologii kosmicznych, oczywiście na poziomie studenckim.

- Tam narodziła się pasja?

- W AGH Space Systems budowaliśmy rakiety sondujące, łaziki marsjańskie, wysyłaliśmy w stratosferę balony… Wiele się tam działo. Z tymi konstrukcjami jeździliśmy potem na zawody, głównie międzynarodowe. Nasza pomysłowość, pasja, zapał, ale też całkiem już spora wiedza, przekładały się na spore sukcesy, m.in. podczas Spaceport America Cup czy zawodów z cyklu Rover Challenge.

- To otworzyło Wam oczy na inny świat?

- Podczas zawodów dostrzegliśmy, że na zachodzie Europy i w Stanach Zjednoczonych zaczyna się dynamicznie rozwijać nowa gałąź przemysłu, czyli to, co teraz określamy mianem New Space. W Polsce tego trendu wtedy jeszcze nie było widać. Dopiero w 2012 roku, gdy Polska przystąpiła do Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), zaczęły powstawać pierwsze firmy związane z branżą kosmiczną. Widząc ten potencjał, mając już pewne doświadczenie w branży oraz świeże pomysły, postanowiliśmy zaryzykować i w 2019 roku założyliśmy firmę Progresja Space.

- Czym się wtedy zajmowaliście?

- Była to głównie działalność usługowa. Zaczęliśmy brać udział w przetargach organizowanych przez ESA. Realizując je zdobywaliśmy jednocześnie doświadczenie w zupełnie nowej branży. W 2022 roku postanowiliśmy jednak wspiąć się o kilka stopni wyżej - z firmy usługowej zamienić się w przedsiębiorstwo produktowe. Marzenia te zmaterializowały się w 2023 roku, gdy narodziło się Liftero.

- Czy nie był to jednak nieco szalony pomysł?

- Patrząc z perspektywy czasu młody wiek, a przy tym olbrzymi zapał oraz ambicja, były naszymi atutami. Atutem był również nie tylko brak… świadomości na co się porywamy, ale także jakie przeszkody po drodze przyjdzie nam pokonywać. Na szczęście mieliśmy wtedy wsparcie przedsiębiorstwa Progresja SA, dzięki któremu mogliśmy aplikować o granty ogłaszane przez Europejską Agencję Kosmiczną.

- Wasza pierwsza wygrana?

- Pierwszy przetarg, który wygraliśmy związany był z napędami kosmicznymi. To dzięki niemu mogliśmy zaprezentować się na tym rynku. W tamtym czasie udało nam się również sięgnąć po dwa granty, również związane z rozwojem napędów kosmicznych. I na podstawie technologii, którą wtedy opracowywaliśmy, zaczęliśmy myśleć o stworzeniu własnego napędu dla satelitów.

- To kolejna sytuacja, gdy porywacie się z przysłowiową motyką na Słońce.

- Nie byliśmy wtedy do końca tego świadomi. Może wynikało to trochę z tego, że w tym czasie zaczął rodzić się trend New Space. W eksplorację Kosmosu, która do tej pory była domeną narodowych agencji kosmicznych, coraz mocniej i odważniej zaczęły wchodzić prywatne firmy. Związane to było m.in. z większą dostępnością wielu technologii, miniaturyzacją sprzętu, rozwojem systemów informatycznych, niższymi kosztami wyniesienia sprzętu na orbitę.

- Jednak tworzenie napędów dla satelitów to wydaje się sztuka osiągalna tylko dla najpotężniejszych firm, takich jak NASA czy ESA?

- Okazuje się, że czasem przydaje się też świeże spojrzenie… I tylko wspomnę, że już jako studenci AGH zbudowaliśmy jeden z pierwszych w Polsce napędów na paliwo ciekłe. Mieliśmy więc pewne podstawy, aby zająć się tą tematyką.

- Czy jest więc Wasz Booster?

- To zielony chemiczny system napędowy dla satelitów. Nie tylko zwiększa precyzję, ale także szybkość manewrowania w przestrzeni kosmicznej. Booster jest wielokrotnie szybszy od tradycyjnych systemów elektrycznych. Innowacyjne wykorzystanie niskokosztowych paliw sprawia zaś, że jest również bardzo opłacalny, z punktu widzenia potencjalnych klientów.

- W ten sposób zielona rewolucja dotarła również w Kosmos?

- Tak, ale nie w tym sensie, w jakim rozumiemy ją na Ziemi. W Kosmosie chodzi bardziej o to, aby nie stosować paliw, które są bardzo toksyczne, by zastąpić hydrazynę paliwami nietoksycznymi.

- Dlaczego?

- Oznacza to gigantyczną redukcję kosztów misji kosmicznych. Jeśli stosujemy toksyczne paliwa, np. hydrazynę, to proces zatankowania satelity oznacza koszt minimum miliona dolarów. Gdy dysponujemy tzw. zielonymi paliwami, a więc nietoksycznymi, to jesteśmy w stanie zatankować satelitę za kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Oszczędności są więc gigantyczne.

- To efekt wejścia do gry SpaceX, a więc firmy Elona Muska?

- Można tak powiedzieć. SpaceX wprowadził bowiem regulację, że w misjach SmallSat Rideshare, a więc takich, w których wynoszone są na orbitę małe satelity, ich silniki nie mogą być tankowane paliwem toksycznym. I w ten oto sposób otworzyła się furtka dla takich firm jak Liftero.

- Ile firm w tę lukę weszło?

- Stosunkowo niewiele, a tylko pięć ma dostępne i sprawdzone rozwiązania. Jesteśmy więc jedną z nielicznych firm na świecie, które zajmują się rozwojem tego rodzaju napędów, a konkurentów jesteśmy w stanie policzyć na palcach jednej ręki.

- W czym jesteście od nich lepsi?

- W technologii, pomysłowości, także czasie produkcji napędów dla klientów.

- Większość satelitów wyposażona jest jednak w napęd elektryczny.

- To prawda. Napędy te charakteryzują się tym, że mają wysoką wydajność, natomiast dysponują bardzo małym ciągiem. To zaś oznacza, że satelity wyposażone w taki system poruszają się na orbicie bardzo wolno. Napęd ten pobiera również dużo energii, a to oznacza, że gdy on działa, nie działają inne instrumenty umieszczone na satelicie, np. nie da się uruchomić teleskopu czy jednostek przetwarzania danych… Napęd elektryczny wyłącza więc operacyjność satelity.

- Dlaczego jest więc stosowany?

- Z powodu kosztów. Stosując napęd elektryczny nie trzeba na pokład zabierać tak dużo paliwa. To z kolei oznacza redukcję kosztów wystrzelenia satelity. Jednak od kilku lat, czyli od chwili obniżenia opłat za wynoszenie satelitów na orbitę, ma to już mniejsze znaczenie. To efekt rewolucji, którą zawdzięczamy SpaceX. Wydaje się, że te opłaty będą jeszcze mniejsze, gdyż do kosmicznego wyścigu przystąpiły kolejne prywatne firmy.

- Wracając do napędu chemicznego…

- Z uwagi na przewidywane obniżenie kosztów wyniesienia na orbitę satelitów klienci będą więc coraz chętniej wybierali napędy chemiczne.

- Skąd ta pewność?

- Satelity wyposażone w taki napęd mogą szybciej i pewniej poruszać się po wyznaczonych dla nich orbitach. Każdy manewr - ustawienie na orbicie i jej utrzymanie, zmiana orbity oraz deorbitacja - będzie można wykonać dużo szybciej niż stosując napęd elektryczny.

- Jakie to ma znaczenie?

- Olbrzymie. W tej chwili, by wykonać nawet niezbyt skomplikowany manewr, trzeba na to poświęcić nawet kilka miesięcy. Czyli przez te pół roku satelita - zakładając, że jest komercyjny - nie zarabia na siebie, gdyż nie dostarcza danych. Jeżeli dodam, że czas życia satelity to jest załóżmy 4 lata, a on przez pół roku nie pracuje. No to mamy problem, a więc gigantyczne straty w zwrocie z inwestycji.

- Rozumiem więc, że lekiem na wady napędu elektrycznego są silniki napędzane paliwem chemicznym?

- Satelita napędzany zielonym paliwem chemicznym każdy manewr może wykonać szybciej i sprawniej, a w dodatku zajmuje mu to parę dni, a nie kilka miesięcy. Nasz Booster dysponuje napędem jednoniutonowym, a to oznacza, że jego ciąg jest kilkadziesiąt a nawet kilkaset razy większy niż w napędach elektrycznych. I to jest jedna z naszych przewag nad konkurencją. Przewagi naszego napędu rosną wraz z masą satelitów. Stąd wierzymy, że jesteśmy w przededniu tranzycji z napędów elektrycznych na chemiczne. To oznacza, że jest miejsce aby, na tym rynku mocno się usadowić.

- Oprócz wydajności ważną cechą układu napędowego jest czas jego pracy.

- To prawda. Booster może pracować nieskończenie długo, oczywiście pod warunkiem dostarczania mu paliwa.

- To znaczy?

- Booster się nie przegrzewa, gdyż zastosowaliśmy w nim bardzo wyrafinowaną technologię chłodzenia komory spalania. W normalnym silniku, gdy produkty spalania się łączą, temperatura sięga 1000° Celsjusza. W komorze spalania Boostera, mamy to potwierdzone danymi z hamowni, temperatura sięga około 200° Celsjusza. To bardzo duża różnica. Jeżeli więc nasz napęd odpalimy na orbicie, będzie pracował dopóty, dopóki będzie mu dostarczane paliwo. Oznacza to, że manewry można będzie wykonywać jeszcze szybciej, gdyż nie trzeba będzie czekać na schłodzenia silnika. A skoro napęd się nie nagrzewa do wielkich temperatur, to nie ogrzewa również satelity. I to również w Kosmosie ma wielkie znaczenie.

- Z czego jest wykonany Booster?

- Do wykonania komory spalania wykorzystujemy stal nierdzewną, a więc stosunkowo łatwy i tani w obróbce materiał. I to kolejna z naszych przewag technologicznych. Nasi konkurenci muszą sięgać po dużo kosztowniejsze rozwiązania, np. nadstopów niklu albo innych wysokotemperaturowych rozwiązań.

- Czy produkcja takich napędów jest skomplikowana?

- Do wykonania wielu elementów wykorzystujemy nowoczesne drukowanie 3d z metalu. Nie jest to wprawdzie technologia z „kosmosu”, ale w Kosmosie z powodzeniem się sprawdza. Jakość wydruków jest bardzo dobra i spełnia nasze i naszych klientów oczekiwania. Dzięki temu stosunkowo szybko możemy wykonać praktycznie każde zamówienie. Wspomnę tylko, że obecnie standardowy czas oczekiwania na napęd - od zamówienia do dostarczania - wynosi 12 miesięcy. Liftero jest w stanie, co potwierdziliśmy przy pierwszej sprzedaży dla firmy z Indii, wykonać go w 3 miesiące.

- Gdzie tkwi tajemnica sukcesu?

- W procesie projektowania. Nasze napędy to konstrukcje modułowe. Można je więc składać tak, jak składa się klocki Lego. Konfiguracja napędu pod konkretne zamówienie klienta nie sprawia więc większych problemów.

- Kiedy Wasz Booster przejdzie sprawdzian w Kosmosie?

- Start misji RED5 odbył się w marcu. Transporter 13 SpaceX, m.in. z satelitą z naszym napędem na pokładzie, zostanie wyniesiony na orbitę za pośrednictwem rakiety Falcon 9.

- Jak trafiliście do SpaceX?

- Jako klient. Na przeprowadzenie misji demonstracyjnej przeznaczyliśmy własne środki.

- Żeby coś sprzedać do Kosmosu, to w tym Kosmosie musi najpierw zostać przetestowane?

- Tak to działa w tej branży. Nasz partner z Wielkiej Brytanii zbudował platformę satelitarną wielkości mikrofalówki. To do niej został dołączony Booster. Całość, zmontowana w ośrodku w Wielkiej Brytanii, została przewieziona do Stanów Zjednoczonych. Na Florydzie nasza ekipa zatankowała satelitę zielonym nietoksycznym paliwem, a potem został on przetransportowany do bazy Vandenberg w Kalifornii. Tam czekał, wraz z innymi małymi satelitami, na wystrzelenie na orbitę w ramach misji Transporter 13 SpaceX.

- Czy jest Pan przesądny?

- Nie.

- Lubi więc Pan 13?

- Tak. Mam więc nadzieję, że misja Transportera 13 SpaceX będzie szczęśliwa.

- Gdy już Wasz satelita opuści Transportera 13?

- Przez miesiąc będziemy go - z naszym partnerem z Wielkiej Brytanii - powoli uruchamiali. Chodzi nam o to, aby dokładnie sprawdzić i przetestować wszystkie urządzenia i układy satelity. Gdy będziemy pewni na sto procent, że wszystko działa jak należy zaczniemy testować naszego Boostera.

- To oznacza zmianę jego pozycję na orbicie?

- Tak, będziemy go odpalać w różnych trybach. Mamy paliwa na około 2000 sekund pracy.

- To nie tak dużo?

- Dla nas całkiem sporo, jak na jeden Newton ciągu. Satelita jest stosunkowo niewielki więc dysponujemy sporymi możliwościami testowymi.

- Jakie macie scenariusze?

- Jest ich kilka.

- Ten najgorszy?

- To sytuacja, gdy nie udaje nam się nawiązać komunikacji z satelitą. Wtedy niestety, nie ma szans na uruchomienie napędu.

- Jeśli Booster zostanie uruchomimy.

- To różne rzeczy mogą się wydarzyć. I na każdą sytuację - mamy taką nadzieję - przewidzieliśmy odpowiedni scenariusz. Tylko tak bowiem dowiemy się czy nasz napęd działa i jak działa w Kosmosie. To nam powie o skali sukcesu albo ewentualnej porażki. Dodam tylko, że dla nas olbrzymim sukces jest już to, że przeszliśmy przez cały ten proces i umieściliśmy Boostera w rakiecie i mam nadzieję w Kosmosie.

- Co stanie się z Waszym satelitą po testach?

- Zostanie zdeorbitowany. Zejdzie z orbity i spłonie w atmosferze. Podczas tego zadania będziemy „grzali” nasz napęd, by wyhamowywał satelitę. W ten sposób obniży orbitę i zakończy żywot spalając się w ziemskiej atmosferze.

- Gdy misja będzie udana?

- Czeka nas proces komercjalizacji. Już od dłuższego czasu rozmawiamy z klientami. Jeden z nich zdecydował się nawet zaryzykować i współpracuje z nami jeszcze przed orbitalnym testem Boostera. Natomiast większość z nich czeka na wyniki misji, na potwierdzenie tego, że napęd działa w Kosmosie.

- Ile takich jednostek napędowych zamierzcie produkować?

- Plan jest taki, żeby do około 15 miesięcy od demonstracji rozwinąć zdolności produkcyjne na poziomie 20 sztuk rocznie. To będzie jednak oznaczało konieczność rozbudowania parku maszynowego i zatrudnienia większej liczby pracowników.

- Ile osób pracuje w Liftero?

- W tym momencie jest około 12 osób. Mamy 400 m² laboratoriów wyposażonych w specjalistyczne sprzęty, w tym hamownię do testowania silników.

- W jaki rynek celujecie? Na jakich klientów liczycie?

- Oferujemy kilka wariantów napędu, które osiągają nominalną siłę ciągu od 1N do 20N. Idealnie nadają się one do satelitów, które ważą od 40 do 500 kilogramów. Celujemy więc w małe satelity. Zdradzę jednak, że pracujemy również nad poszerzeniem portfolio o systemy napędowe o znacznie większym ciągu.

- Stany Zjednoczone to największy rynek dla takich firm jak Liftero?

- Tak. Uważam jednak, że trzeba współpracować ze wszystkimi, oczywiście jeżeli jest to tylko możliwe. Coraz ciekawszym rynkiem są też Indie, które ostatnio otworzyły się bardzo mocno na prywatny sektor. Interesujące projekty są również w Korei Południowej, Japonii, na Bliskim Wschodzie i w Afryce.

- A Europa?

- Niestety, trochę pozostaliśmy w tyle. Mentalnie wciąż bowiem jesteśmy w… 2015 roku. Europa ma oczywiście gigantyczny potencjał, jednak musi odpowiednio go rozwinąć i wykorzystać.

- Jak zatem na tej scenie prezentuje się Polska?

- Nasz kraj jest w bardzo interesującym momencie. Wydaje się, że nad Wisła zaczyna wreszcie dojrzewać myśl, że przemysł kosmiczny to jest to na co warto postawić. Przez ostatnie lata byliśmy głównie podwykonawcą firm zachodnich, które spijały całą finansową „śmietankę” z konkursów organizowanych np. przez ESA. W tej chwili w Polsce mamy już sporo firm, które zajmują się produkcją dla Kosmosu.

- Jesteśmy w stanie zbudować własnego satelitę?

- Wydaje mi się, że mamy już taki potencjał. To efekt m.in. zainwestowania publicznych i prywatnych pieniędzy w polskie systemy satelitarne. Stąd też coraz większe zainteresowanie Polską najpoważniejszych graczy na rynku kosmicznym.

- Czy Małopolska ma szansę wziąć udział w tym kosmicznym wyścigu?

- Już bierzemy w nim udział. Liftero buduje napędy dla satelitów, kilka innych firm zajmuje się działalnością usługową. Powstaje też kilka nowych inicjatyw, o których zapewne niedługo usłyszymy. Władze, ale też naukowcy i studenci Akademii Górniczo-Hutniczej, na której znajduje się Centrum Technologii Kosmicznych prof. Tadeusza Uhla, też coraz śmielej patrzą w Kosmos. Wspomnę tylko, że za moich czasów na AGH było jedno kosmiczne koło naukowe, w tej chwili jest ich aż sześć. Do Krakowa zostały przeniesione m.in. zawody European Rover Challenge.

- Powstała też Małopolska Rada do spraw Sektora Kosmicznego.

- I to jest kolejna dobra wiadomość, doskonały impuls do rozwoju branży kosmicznej w Małopolsce. Włączenie się w te działania Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego oznacza, że również samorządy coraz poważniej myślą o tej gałęzi gospodarki. Oczywiście liczymy, że za tym pojawią się również jakieś pieniądze na rozwój całego sektora. Szkoda by bowiem było, żeby ten olbrzymi potencjał się zmarnował.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska