WIDEO: ZAKAZ WSTĘPU
Zabytkowy wiadukt kolejowy nad ul. Grzegórzecką, z 1863 roku, to najstarszy zachowany krakowski most. Obecnie jest tu plac budowy. Kolejarze z PKP PLK prowadzą w centrum Krakowa wielką inwestycję, której głównym elementem jest dobudowa dodatkowych torów dla Szybkiej Kolei Aglomeracyjnej. Wiadukt przy Hali Targowej musiał zostać poszerzony, by zmieściły się na nim cztery tory (do tej pory były dwa).
Niedawno kolejarze nagle poinformowali, że jest on w złym stanie technicznym i wymaga dodatkowych prac. Mowa była nawet o ewentualnej rozbiórce i zbudowaniu wiaduktu na nowo. Zdecydowanie sprzeciwiają się temu służby konserwatorskie. Również eksperci z Wojewódzkiej Rady Ochrony Zabytków w swojej uchwale stwierdzili, że należy dołożyć wszelkich starań, aby zachować wiadukt w stanie nienaruszonym, na tyle, na ile tylko to możliwe.
Teraz ekipy pracujące przy wiadukcie przywracają od strony Hali Targowej oryginalną kamienną okładzinę zabytku - ale już na dobudowaną nową część tej przeprawy kolejowej. W piątek przewidziana jest komisja konserwatorska dotycząca tego elementu przedsięwzięcia. Małopolska konserwator zabytków podkreśla jednak, że o wiele ważniejsza jest inna, dotąd niezałatwiona kwestia: należy pilnie zabezpieczyć przebudowywany obiekt. Rozłożone na nim folie to za mało.
- Okładzina to tak naprawdę kosmetyka. Sprawa samego wiaduktu jest niezwykle poważna, chyba nie mamy w tej chwili w mieście poważniejszej. Wydaliśmy zalecenia, byliśmy na miejscu na komisji i powiedzieliśmy wyraźnie, że obecne zabezpieczenie jest niewystarczające, interweniuję, gdzie mogę. A ze strony wykonawcy nie ma żadnego ruchu, milczy. Nie wiemy, co się dzieje i jestem pełna najgorszych przeczuć - mówi wojewódzka konserwator Monika Bogdanowska.
Wojewódzka konserwator podkreśla, że nie można zabezpieczać potężnej konstrukcji murowej przez - jak mówi - rozłożenie folii budowlanej i położenie paru desek. Zwraca też uwagę na zagrożenie dla bezpieczeństwa ludzi, jakie mogą stanowić drewniane barierki umieszczone na szczycie budowli - w razie, gdyby je porwał wiatr.
- Miał nam zostać przedstawiony projekt zabezpieczenia, przemyślany, który miał być zaakceptowany przez służby. Wydobyto warstwę ziemi, która chroni konstrukcję, zasypki, i zapewne powinno się m.in. podsypać ziemi. Tam cały czas leje się woda, jest widoczna na sklepieniu - wymienia Monika Bogdanowska. W sprawie kontaktowała się już z wojewódzkim inspektorem nadzoru budowlanego, powiadomiła też ministerstwa: kultury oraz infrastruktury - trafiły do nich zdjęcia obiektu.
Bogdanowska podsumowuje, że to, co robi wykonawca, jest skandaliczne. - A tak naprawdę odpowiedzialne są Koleje Państwowe, bo odpowiedzialność za zabytek ponosi jego właściciel. Koleje pozostają w zadziwiającej bierności - mówi. - Jeżeli woda, która tam jest, teraz zamarznie, to wszystko zacznie się walić i nie uratujemy tego wiadukt - alarmuje wojewódzka konserwator.
Jak się ponadto okazuje, trafiły do niej niepokojące sygnały o tym, że w domach w pobliżu inwestycji kolejowej na Grzegórzkach pękają ściany. - Zaczęliśmy się bać o bezpieczeństwo XIX-wiecznych zabytkowych budynków w sąsiedztwie - słyszymy od Moniki Bogdanowskiej.
