Ukraińcy trenowali w Krakowie od dwóch tygodni. Do ośrodka, w którym w zimie trenują „górale” z różnych krajów, przyjechali po raz kolejny. Ten pobyt jednak będzie dla nich pamiętny.
- Było u nas jedenaście osób, zostały siedem czy osiem - mówi Zbigniew Miązek, szef ośrodka i prezes Krakowskiego Klubu Kajakarzy. - Zapytali, czy mogą zostać dłużej. Zrobiłem to, co każdy powinien zrobić - zgodziłem, bo przecież znaleźli się wyjątkowej sytuacji. Mówili, że nie mają pieniędzy na opłacenie pobytu, opowiedziałem, że to teraz nie jest najważniejsze. Część już wyjechała do rodzin w Polsce, jeden z zawodnik udał się do Gruzji.
Zawodnicy mają zapewnione miejsce do spania, także posiłki przy innych przebywających tam grupach sportowców. Mogą nawet trenować.
- Pierwszego dnia, gdy okazało się, że na Ukrainie jest wojna, to był płacz i tragedia. Nie chcieli już trenować. Zaproponowałem, żeby wyszli na tor, bo to chyba lepsze niż siedzieć w pokoju i myśleć o tej sytuacji - mówi Miązek. - Teraz najważniejsze, żeby czuli się tu komfortowo. Nie rozmawialiśmy o tym, jak długo zostaną. Jeśli o nas chodzi, to nie ma problemu. Mam nadzieję, że ktoś, jakaś fundacja, zaangażuje się w pomoc dla nich.
Dodaje, że w bardzo trudnej sytuacji są trener i trenerka z grupy, których rodziny zostały na Ukrainie.
Co ciekawe, reprezentacja Ukrainy trenuje wspólnie z kadrą Rosji. - Oni do siebie nic nie mają. Sportowcy są zaprzyjaźnieni od lat, nie utożsamiają się z tym, co się dzieje - mówi Miązek.
Follow https://twitter.com/sportmalopolska