FLESZ - Plastikowa rewolucja już w 2021 roku
Zaczęła śpiewać jeszcze w liceum. Mieszkała wtedy w Szczecinie i była zakochana w gitarzyście punkowego zespołu Włochaty. I to właśnie z nim zadebiutowała na scenie. Fama o oryginalnej wokalistce szybo rozeszła się po mieście i niebawem zaproszono ją do nowej grupy. Tak narodził się Hey, który po koncercie w Jarocinie szturmem podbił całą Polskę.
- Nikomu z zespołu nie zależało na tym, aby stać się gwiazdą. Tak naprawdę, na początku naszej działalności, chcieliśmy tylko nagrać płytę - taką prawdziwą, którą można sobie postawić na półce i pokazać rodzicom. Kiedy stało się to możliwe - zrobiliśmy to. Byliśmy wtedy jak dzieci – wspomina piosenkarka.
Trzy lata po nagraniu debiutanckiego albumu Hey, Katarzyna Nosowska postanowiła otworzyć solowy rozdział w swej karierze. Tak narodziła się płyta „puk.puk”, na której sięgnęła po zupełnie inną muzykę niż jej macierzysty zespół. Był to brytyjski trip-hop – czyli powolne i chmurne piosenki o elektronicznym brzmieniu, bliskie temu, co wtedy nagrywały zespoły Portishead czy Massive Attack. Jednym ze współautorów nagrań na krążku był Andrzej Smolik. I to właśnie on stworzył materiał na dwie kolejne płyty solowe Nosowskiej – „Milena” i „Sushi”.
- Mam naturalną potrzebę obcowania z różnymi ludźmi i różnymi dźwiękami. Nie mogę przecież zmuszać muzyków z grupy, aby realizowali wszystkie moje pomysły. Wszak nie każdy im odpowiada. To byłaby więc przesada. Dlatego nagrywam solowe płyty, które zaspokajają moją potrzebę swobody twórczej – tłumaczy wokalistka.
Nowy rozdział w autorskiej twórczości Nosowskiej otworzyła płyta „UniSexBlues”. Tym razem partnerem piosenkarki został Marcin Macuk – i to za jego sprawą jej utwory nabrały bardziej „żywego” brzmienia. W takiej tonacji została również utrzymana „Osiecka” – album z coverami piosenek słynnej autorki tekstów, który stał się fonograficznym bestsellerem.
Kolejnym zwrotem w karierze Nosowskiej okazała się płyta „Basta” sprzed dwóch lat. Tym razem o jej brzmienie zadbał Michał „Fox” Król. Wokalistka znów zwróciła się w stronę elektroniki – ale wykorzystała ją do stworzenia utworów, w których nie śpiewa, ale rapuje.
Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Album uzyskał status Złotej Płyty i zgarnął statuetkę Fryderyka.
- Chcę się rozwijać duchowo, pokonywać własne słabości i ograniczenia, zmieniać się na lepsze – i to w miarę szybko. Mało tego: pragnę więcej zmysłowych doznań. Staram się gromadzić nowe wrażenia – i te dobre, i te złe, bo tylko poprzez doświadczenie ich na własnej skórze, nauczę się je odróżniać – deklaruje piosenkarka.
Masz informacje? Nasza Redakcja czeka na #SYGNAŁ
