Sędzia Aleksandra Sołtysińska-Łaszczyca dwie godziny odczytywała wyrok, który zawierał ponad 160 zarzutów. W krótkim uzasadnieniu pochwaliła prokuratora, autora aktu oskarżenia, za fachowe zebranie dowodów i przedstawienie ich w taki sposób, że sąd nie miał kłopotu z wydaniem wyroku.
- Materiał dowodowy w pełni potwierdził winę oskarżonych - nie kryła sędzia.
W mowie końcowej prokurator Tomasz Pronobis wskazywał na trzy osoby, które, jego zdaniem, w główne mierze odpowiadały za wyłudzanie olbrzymich kredytów z banków. W tym kontekście wymienił dewelopera Stanisława K., pośrednika w załatwianiu spraw finansowych Krzysztofa P. oraz twórcę całego przestępczego systemu Beatę B-L. Jej postawę określił słowem "cyniczna".
To właśnie jej sąd wymierzył najsurowszą karę sześciu i pół roku więzienia, Stanisław K. dostał 3 lata, a Krzysztof P. ma do odsiadki 5 lat. Dodatkowo temu oskarżonemu sąd na 3 lata zakazał prowadzenia działalności gospodarczej.
Z 22 osób zasiadających na ławie oskarżenia jedna zmarła w trakcie procesu, cztery dobrowolnie poddały się karze, a pozostałe 17 teraz dostały wyrok. Cztery z nich z warunkowym zawieszeniem na 2 lata.
Głównej oskarżonej Beaty B-L. Nie było na ogłoszeniu wyroku. Ona sama źródeł swojego upadku upatrywała w fatalnym w skutkach związku ze Starym Teatrem i twierdziła, że scena narodowa nie płaciła jej za świadczone usługi, a księgowa teatru i kolejni dyrektorzy nie chcieli z nią o tym gadać.
- Rozmawiałam choćby z dyr. Janem Klatą, że mam duże zaległości w ZUS i Urzędzie Skarbowym, a on powiedział, że to go nie obchodzi.
Pytana czemu sama nie rozwiązała umowy współpracy, odpierała, że się tego bała i była pod presja „dyrektorów sceny i ministerstwa”.
Poprosiła więc byłego pracownika banku, współoskarżonego Krzysztofa P., o znalezienie sposobu wyjścia ze spirali finansowych długów i zasugerował jej, by brała kredyty w bankach na spółki kapitałowe, bo na siebie już nie mogła z racji należności komorniczych.
Ułożyli plan. On miał przygotowywać dokumenty do banków, znał rynek, ludzi i procedury, a ona miała kupować spółki. Pierwszą nabyła za 500 zł, kolejne zdobywała już z branych kredytów.
Rozpuściła wici i wyszukiwała osoby, które obsadzała na fotelach prezesów kupowanych spółek. Wybierała osoby bezrobotne, sprzątaczki, alkoholików, kasjerki, emerytów czyli chętnych, którzy za drobne kwoty byli do poświęceń.
Tak kupiła 9 spółek i spłynęła do niej lawina gotówki.
Gdy prokurator zaczął się przyglądać wyczynom Beaty B.-L. zakwestionował 47 podejrzanych umów na kwotę 4 mln 400 tys. zł z kilku banków. Na ławie oskarżonych zasiadły osoby, które były „słupami” w spółkach. Wyrok w tej sprawie nie jest prawomocny.
- Blok jak zamek w Krakowie! "Najoryginalniejszy" w mieście! Kto jeszcze nie widział?
- Bierzemy je na potęgę! Oto efekty uboczne popularnych leków bez recepty.
- Zatopione Skawce. Wieś na dnie Jeziora Mucharskiego
- Te znaki zodiaku to najlepsze żony
- Z aptek zniknęło kilkanaście popularnych leków. Wycofał je GIF
- "Perły Śródmieścia" usunięte. To kolejna akcja krakowskiej straży miejskiej
FLESZ - Mateusz Żydek: presja płacowa będzie się dalej utrzymywała
