https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kraków: osoby bliskie Kościołowi oskarżone o współpracę z SB

Marek Bartosik
Okładka książki Romana Graczyka o Tygodniku
Okładka książki Romana Graczyka o Tygodniku archiwum
"Cena przetrwania. SB a "Tygodnik Powszechny" - taki tytuł nosi książka Romana Graczyka, która jeszcze się nie ukazała a już wywołała ogromne emocje. Rozgłos gwarantuje jej ujawnienie nazwisk trzech tajnych współpracowników SB (według autora) z czołówki legendarnego zespołu "Tygodnika": Mieczysława Pszona (TW "Szary" i TW "Geza"), Marka Skwarnickiego (TW "Seneka") i Stefana Wilkanowicza (TW "Trybun").

Książka powstała... na zamówienie szefostwa Tygodnika, które zbadanie akt SB dotyczących pisma powierzyło Graczykowi w 2006 roku. Miało ją wydać wydawnictwo "Znak", ale się wycofało. O konflikcie, jaki sprawa wywołała w bardzo opiniotwórczym środowisku Krakowa, pisaliśmy szeroko w grudniu ub. roku. Autor znalazł inne wydawnictwo i prawie 500-stronicowa książka ma się pojawić na rynku 23 lutego. Graczyk opisuje, na podstawie materiałów SB, ale także m.in. dokumentów z archiwum Jerzego Turowicza - zmienne koleje losu tego środowiska w PRL, a także jego uwikłanie w tamten system. Opisuje przypadki skutecznego opierania się przez ludzi Tygodnika werbunkowi do współpracy, losy i "dorobek" tych, którzy na współpracę mieli pójść.

Marek Skwarnicki

Ma dziś 81 lat. Był wieloletnim autorem Tygodnika. Poeta, przyjaciel Jana Pawła II, członek Papieskiej Rady do spraw Świeckich, autor m.in. rozważań drogi krzyżowej odprawionej w 1989 r. w rzymskim Koloseum przez Jana Pawła II. Papież powierzył mu też opracowanie redakcyjne swego "Tryptyku rzymskiego". Wedle Graczyka Marek Skwarnicki miał po wieloletnich wcześniejszych próbach pozyskania go do współpracy z SB podjąć ją w 1976 r. i kontynuować do 1989 r. Stanowczo odmawiał wykorzystania go "pod kątem instytucji watykańskich".

Marszałek Małopolski ma na ścianie obraz mordercy prezydenta

W książce jest jego oświadczenie przesłane autorowi. "Nie wiedziałem do chwili sprzed miesiąca (tj. rozmowy w Graczykiem - przyp. MB), że jestem T.W. "Seneka". Nigdy bowiem nie podpisywałem jakiejkolwiek umowy o współpracy z SB ani nie pytano mnie o nią. Była zgoda wyłącznie na sprawy paszportowe lub im towarzyszące. Nigdy nie składałem jakichkolwiek sprawozdań, o które zabiegano. Dwukrotnie naciskano na mnie, bym szpiegował w Watykanie
, ale stanowczo tego odmówiłem. Na to zachowały się dowody. Więc nie byłem współpracownikiem, a w dodatku moje kontakty z SB były jawne. Komunikowałem o nich Jerzemu Turowiczowi, Krzysztofowi Kozłowskiemu, Mieczysławowi Pszonowi, wiedzieli o nich kardynał Wojtyła i kardynał Macharski - napisał Skwarnicki.

Stefan Wilkanowicz

86 lat. Prezes Fundacji Kultury Chrześcijańskiej "Znak", b. redaktor naczelny miesięcznika Znak. Objął to stanowisko w 1977 r ., a oddał je w 1994 r. Jarosławowi Gowinowi. Był prezesem krakowskiego Klubu Inteligencji Katolickiej, jest też wiceprzewodniczącym Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej. Był jedną z czterech osób - obok Turowicza, K. Kozłowskiego i Pszona - upoważnionych do rozmów z władzami, w tym z SB. Według Graczyka przekroczył granice tego upoważnienia. Zanim w 1974 r. został zerejestrowany jako TW "Trybun" był latami inwigilowany. (...) najbardziej prawdopodobnym motywem zgody Wilkanowicza na nieformalne spotkania z SB wydaje się przemożna chęć działania. Zapewne także przekonanie, że w ten sposób być może uda się nieco rozmiękczyć system - pisze Graczyk. Autor książki miał zamieścić w niej wywiad ze Stefanem Wilkanowiczem, ale odmówił on autoryzacji tekstu. Nam także odmówił komentarza. Zapowiedział, że dzisiaj na stronie internetowej Fundacji Kultury Chrześcijańskiej "Znak" zamieszczony zostanie tekst książki, w którym opisuje swoją wersję zdarzeń, które są przedmiotem zarzutów Graczyka.

Mieczysław Pszon

Jedna z najważniejszych postaci Tygodnika, zastępca redaktora naczelnego Jerzego Turowicza. Nie żyje od 1995 r. Przedwojenny działacz endecki, podczas wojny był żołnierzem AK, a od 1945 r. delegatem rządu londyńskiego na województwo krakowskie. W okresie stalinowskim skazany na śmierć "za szpiegostwo na rzecz Wielkiej Brytanii". Pół roku spędził w celi śmierci. Wyszedł na wolność po ośmiu latach, w 1955 roku. W 1961 r. został pracownikiem Tygodnika. Miał pozycję eksperta do spraw stosunków z Niemcami. Po latach został pełnomocnikiem rządu Mazowieckiego do kontaktów RFN, doprowadził do słynnego spotkania premiera z kanclerzem Helmutem Kohlem w Krzyżowej (listopad 1989).

Był inwigilowany, płynęło na niego mnóstwo donosów. Miał być zarejestrowany jako TW "Szary" od 1972 r, a później pod pseudonimem "Geza". Graczyk uważa, że na werbunek mógł się zgodzić, by ocalić syna przed kłopotami z milicją. Kiedy w listopadzie ub. r. pisaliśmy o konflikcie wokół książki, Krzysztof Kozłowski, były wiceszef Tygodnika, a w III RP szef MSW, mówił: "Jeżeli on (Graczyk - przyp. MB) rzeczywiście napisze o człowieku, który przesiedział wiele miesięcy w stalinowskiej celi śmierci, że był TW, to nie wytrzymam i się odwinę". Ostatnio mówił o książce Graczyka, że napisana została z pozycji "małego ptysia".

A gdzie dowody?

- Nie daruję - mówi dziś o fragmentach poświęconych Pszonowi Kozłowski. Czytał książkę w wersji przedstawionej wydawnictwu "Znak" i rozdział o Pszonie określa jako haniebny. - Teza, że Pszon, człowiek który przesiedział wiele miesięcy w celi śmierci, sprzedał się potem za kilka butelek Istrii jest nie do przyjęcia - mówi Kozłowski. Poważniej zarzuca autorowi, że w książce nie powołuje się na żadne dokumenty podpisane przez ludzi obwinianych przez niego o współpracę z SB. Graczyk przyznaje, że tak jest. Teczki personalne tajnych współpracowników nie zachowały się. Przypisując współpracę konkretnym osobom opiera się na rejestrach agentów, a także na rejestrach wydatków z funduszy operacyjnych. Odnalazł w nich zapisy, świadczące że Skwarnicki, Wilkanowicz i Pszon spotykali się z oficerami SB w kawiarniach. Te wydatki to koszty kawy,, ciastek, czasem alkoholu, a w wypadku Pszona także koszty koniaku Istria, które miały być wręczane podczas spotkań. Treść rozmów odtwarza na podstawie raportów esbeków. Nie znalazł dokumentów o współpracy podpisanych przez rzekomych tajnych współpracowników.

- To praca zaangażowanego publicysty, który uważa, że ma pewną misję do spełnienia i popełnił esej, a nie historyczną książkę - mówi Krzysztof Kozłowski. Roman Graczyk(52 l.) przygodę z Tygodnikiem zaczął w latach 80., był nawet sekretarzem redakcji. W 1991 r. przeszedł do Radia Kraków, potem do "Gazety Wyborczej". Długo niechętny lustracji. Przełomowe było dla niego ujawnienie współpracy z SB Lesława Maleszki, kolegi z lat 80., a wcześniej przyjaciela Stanisława Pyjasa. Od 2007 r. Graczyk pracuje w IPN. W ostatnich latach znów pisywał do Tygodnika.

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Matkobójca stanie przed sądem
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy
Korki w Krakowie - sprawdź mapę na żywo

Komentarze 9

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

A
Adam

Czytałem książkę Graczyka. Napisana ostrożnie, z rozwagą. Zasługuje na uznanie - tak autor, jak i książka.

k
kazikh
Major SB już po lustracji [negatywnie zweryfikowany[na moje pytanie:i co teraz będzie z wami odpowiedział mi:następne 20 lat my rządzimy.
Pomylił się:oni rządzą dłużej i będą rządzić następne 4 lata minimum!
E
Elche
czasopismo nie było uwikłane w tamten system. To, że ktoś mógł zostać zwerbowany jako TW, nie dyskwalifikuje go jako prawego człowieka. To, że SBek wpisał jakieś rachunki, to nie musi oznaczać, że koniak powędrował do rąk ludzi Tygodnika Powszechnego. Każdy kto popracował trochę w jakimkolwiek urzędzie, wie, że jest prawda papierów i prawda rzeczywista.
m
mk
Niestety historia zna wiele przykładów,gdzie ludzie bohatersko zachowywali się podczas walki z hitlerowcami a potem w lochach UB poddawali się jak małe dzieci.Dlaczego tak się działo? Być może ze zmęczenia wojną,być może z załamania, że przed chwilą Niemiec groził a teraz w ten sam sposób Polak groził Polakowi.Zatem argument Kozłowskiego do mnie nie przemawia.
Również nie przemawia do mnie argument ze to juz sa starzy ludzie. Niech się cieszą, bo jeszcze mają szanse za życia sie obronić. Jak umrą sprawa i tak by wyszła na jaw wiec maja okazje się oczyścić.

W sprawie tych konkretnych osób nie sposób mówić czy byli czy nie agentami. Dotychczasowe doświadczenie wskazuje, że większość oskarżonych o współprace miała cos na sumieniu.

Status Graczyka pokazuje że najbardziej zawzięci są neofici. To jest nauczka dla Kozłowskiego, jakby sprawę lustracji załatwił jak był ku temu czas to nie ciągłą by sie teraz przez 20 lat.
p
podaj dalej
:)
K
Krakus rodowity
Elita kapusi to sąsiedzi! Dalej: kolęda, spwiedź czyli kapowanie samego siebie itd...
:-(
bierze się za dziadków i nieboszczyków. Od młodych można dostać po gębie, a staruszek palcem nie kiwnie. To jest odwaga.
s
sawanna
Podłość, nikczemność, głupota,tak można określić działania p.Graczyka. Mam nadzieję, że nikt przyzwoity już nie poda mu ręki.
E
Ewa
Jaka zakłamana jest dzisiejsza rzeczywistość. Z jednej strony honoruje się, zaprasza do mediów, wykorzystuje jako doradców ludzi,którzy przez całe życie służyli komunie, utrzymywali się z propagandy komunistycznej, prześladowali inaczej myślących, daje się im wysokie emerytury. A z drugiej strony wyszukuje się ludziom zasłużonym, często oddanym ojczyźnie, często prześladowanym w ówczesnych czasach,obecnie starym, schorowanym zarzuty, bez konkretnego uzasadnienia,że współpracowali z SB.
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska