Urzędnicy próbowali skłonić komendanta, aby po wcześniej przegranych procesach dobrowolnie wydał zabytkowy dom. Ten się jednak nie zgodził, mimo że wisi nad nim groźba kary finansowej za korzystanie z nieruchomości bez umowy. Liczy się ją na podstawie miesięcznego czynszu. Powierzchnia domu to ok. 1700 mkw. Roczny czynsz powinien więc wynosić ok. 222 tys. zł. ZLP wprowadził się na Oleandry w 1990 roku, ale odszkodowanie można naliczać do 10 lat wstecz. Teoretycznie do zapłacenia miałby dziś ok. 2,2 mln zł.
- Nie jest możliwe precyzyjne wyliczenie tej wartości - mówi Filip Szatanik z biura prasowego magistratu. - Możemy wystąpić z roszczeniem zapłaty w terminie roku od dnia wydania nieruchomości - dodaje.
Gmina walczy w sądach z ZLP już od 2008 roku. Nie pozwoliła Waksmundzkiemu przejąć nieruchomości w użytkowanie wieczyste ani wpisać się jako właściciel do ksiąg wieczystych. W 2012 roku ostatecznie udowodniła, że związek nie ma prawa do budynku. Mimo to Kraków wciąż nie może odzyskać nieruchomości. Dlaczego sprawa trwa tak długo?
- Przeciąga się, ponieważ komendant Waksmundzki korzysta ze wszystkich dróg odwoływania się od decyzji i wyroków - tłumaczy prezydent Jacek Majchrowski.
- Cieszymy się, że prezydent wytrwale walczy o dom im. Józefa Piłsudskiego. To już ostatnia prosta w tym sporze - mówi Jerzy Bukowski, przedstawiciel organizacji kombatanckich i niepodległościowych. - Liczymy, że ten budynek wróci do miasta przed 6 sierpnia 2014 roku.
Wtedy bowiem przypadnie setna rocznica wymarszu kompanii kadrowej z Oleandrów. Planowane są wielkie uroczystości. Ponadto urzędnicy chcą budynek oddać właśnie stowarzyszeniom patriotycznym rozsianym dziś po całym mieście. Siedzibę przy Oleandrach miałoby m.in. Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego, które od lat błąka się po różnych lokalach.
- Intencją miasta jest, by w budynku znalazły miejsce instytucje propagujące idee związane z nurtem niepodległościowym oraz Legionami Marszałka Józefa Piłsudskiego - mówi prezydent Jacek Majchrowski. Ponadto istnieje możliwość sprowadzenia do miasta Instytutów Józefa Piłsudskiego z Londynu i Nowego Jorku wraz z ich zbiorami. Obie organizacje warunkują jednak przenosiny odzyskaniem budynku przez gminę.
- Rozmawiałem już z dyrektorem Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku, wnukiem marszałka, który zapewnił o swoim wsparciu dla Krakowa w tej kwestii - dodaje Jacek Majchrowski.
Spróbowaliśmy skontaktować się z komendantem ZLP, ale odmówił rozmowy.
- To trudny człowiek, który uważa się za jedynego spadkobiercę tradycji piłsudczykowskich - komentuje Bukowski.
Nic dziwnego, że próby ugodowego rozwiązania problemu nie przyniosły skutku. Mimo iż prezydent zapewnia, że ZLP, jeżeli wykaże zainteresowanie takim rozwiązaniem, będzie mogło pozostać w części budynku razem ze swymi zbiorami. Gmina musi jednak stać się fizycznie jego właścicielem, aby móc zaniedbaną nieruchomość remontować.
Organizacje niepodległościowe najbardziej obawiają się o eksponaty, które dziś znajdują się przy Oleandrach. Dostęp do muzeum jest ograniczony i nie wiadomo, jaki jest ich stan. Waksmundzki wpuszcza tylko wybrane, umówione wcześniej grupy. Wyjątkowo dopuścił urzędników do sprawdzenia stanu technicznego części budynku.
A co z szablą?
Krystian Waksmundzki, komendant Związku Legionistów Polskich, szerzej znany jest z procesu w sprawie kradzieży szabli i buławy marszałka Rydza-Śmigłego.
Wypożyczył eksponaty w 1994 roku z klasztoru na Jasnej Górze, ale ich nie zwrócił. Paulini zgłosili sprawę prokuraturze. W 1999 roku Waksmundzki został skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Gdy odmówił zwrotu zabytków, sąd odwiesił wyrok. Po roku ułaskawił go jednak prezydent Aleksander Kwaśniewski. Los eksponatów jest nieznany.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+