Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków. Przerażające morderstwo i zaskakujący wyrok sądu

Artur Drożdżak
Oskarżony Michał L., właściciel studia tatuażu konwojowany przez policję na salę rozpraw krakowskiego sądu
Oskarżony Michał L., właściciel studia tatuażu konwojowany przez policję na salę rozpraw krakowskiego sądu Artur Drożdżak
Krzysztof i Michał zabili Pawła nożem, poćwiartowali. Zaskoczył ich wyrok sądu, który skazał ich na kary po 25 lat więzienia. Bo prokurator chciał kar o połowę niższych - pisze Artur Drożdżak.

To żona pierwsza poczuła, że coś jest nie tak. Paweł nie wrócił na noc, a to się wcześniej nie zdarzało. Jego komórka milczała, znajomi nie mieli pojęcia, gdzie jest. Tylko oficer dyżurny krakowskiej policji studził emocje. - Niech się pani nie niepokoi. Mąż się tylko zawieruszył - przekonywał zdenerwowaną kobietę.

Mijały kolejne dni, a Paweł nie dawał znaku życia.

Policjanci 1 czerwca 2011 r. przyjęli zgłoszenie o zaginięciu i zaczęli drążyć sprawę. Paweł, zwykle widywany w okolicach Galerii Kazimierz i ul. Grzegórzeckiej, faktycznie przepadł jak kamień w wodę.

Telefon i trop śledczych

Ważnym tropem pozostawał telefon komórkowy zaginionego. Namierzono aparat i dzięki logowaniu się numeru na terenie Krakowa ustalono, gdzie jest.

- Telefon kupiłem w lombardzie na ul. Grodzkiej - usłyszeli policjanci od mężczyzny, posiadacza aparatu. Zapukali do lombardu i tam dowiedzieli się, że telefon przyniósł Krzysztof W. Sprawdzili: ochroniarz, niekarany, mieszka z matką w Nowej Hucie.

Szybko zatrzymano 22-latka. Wielki, prawie dwumetrowy chłop, silny, ale jak poszedł siedzieć "na dołek", pękł psychicznie. Zaraz przyznał się do zabójstwa Pawła. Trafił za kratki.

Wersja Krzysztofa W.

Jego wersja zdarzeń była taka: ma kolegę, znają się z pół roku, od czasu, gdy Michał zrobił mu tatuaż w swoim studio. Właśnie z nim 30 maja pojechał na ul. Wielicką, by zarejestrować działalność gospodarczą, "artystyczno-literacką", jak podał Krzysztof W.
W magistracie była duża kolejka, więc zrezygnowali z rejestracji firmy.

W drodze powrotnej zatrzymali się koło Galerii Kazimierz, pili piwo. Dosiadł się nieznany im gość z Pomorza i Paweł z Krakowa, rozmowa zeszła na tatuaże.

Michał pochwalił się, że ma swoje studio w wynajętym pokoju, tu, niedaleko, na ul. Chrobrego. Paweł był zainteresowany i poszedł pod wskazany adres. Byli we trzech, bo mieszkaniec Pomorza gdzieś przepadł. Pili piwo i oglądali wzory tatuaży.

Około 22.00 Michał wyszedł po wódkę, a on, Krzysiek, wybrał się z jego psem na spacer. Gdy wrócił, zobaczył, że Paweł przeszukuje szafki w pokoju. Przyłożył mu pięścią w twarz, ale Paweł choć pijany i poturbowany, złapał duży nóż i zamierzył się, by zadać nim ciosy.

Wtedy Krzysiek zastosował chwyty obezwładniające, wykręcił rękę w łokciu i odsunął ostrze w okolice jego klatki piersiowej. Paweł cały czas trzymał nóż i wtedy wbił go sobie w ciało. Aż po trzonek.

Tak podejrzany relacjonował tragiczne zajście.

Zakopane zwłoki

Krzysztof W. dodał jeszcze, że Michał w końcu wrócił ze sklepu i zaraz po tym usnął. Nie zauważył, że w jego mieszkaniu rozegrała się tragedia.

Krzysiek mówi, że nie chciał koledze robić problemów, bał się też dzwonić na pogotowie i policję. Sam więc przeciągnął do łazienki już martwego Pawła, umieścił go w wannie. Z garażu stojącego w ogrodzie wziął piłkę do metalu i wrócił do mieszkania.
Mówi, że miał wyrzuty sumienia, mdłości, że płakał, ale... zaczął kroić zwłoki. Pakował członki do czarnych worków na śmieci.
W nocy umył się, posprzątał łazienkę i wybrał się na pieszą wędrówkę nad Wisłę. Do rzeki wrzucił piłę i ubranie Pawła. O czwartej nad ranem skończył zacieranie śladów i zabrał komórkę ofiary.

Gdy Michał w końcu się obudził, to Krzysiek miał powiedzieć mu, że ma kradzione rzeczy, których musi się natychmiast pozbyć.
Ustalili, że zakopią je na działce Michała, 20 kilometrów od Krakowa. Nie pytał o szczegóły. Michał zadzwonił do kolegi Staszka i poprosił, by ich zawiózł za miasto. Staszek przyjechał po południu. Wtedy Krzysiek wrzucił mu do auta dwa czarne worki z kawałkami zwłok.

Nie wspomniał, co w nich jest, Michał też tego nie wiedział.

Po drodze, w Castoramie, kupili łopatę za 50 zł. Za miastem urządzili sobie fajne ognisko, pili piwo, jedli pieczone kiełbaski.
On, Krzysiek w tym czasie zakopywał w pobliżu worki, w sumie wykopał trzy doły, tak na metr głębokie. Ziemia była mokra, miękka, dobrze się kopało. Gdy nikt nie patrzył, to on, Krzysiek wrzucił worki, zasypał doły, uklepał, wyrównał ziemię. Po wszystkim zjedli jeszcze kiełbaski i postrzelali z broni śrutowej dla zabawy.

Podejrzany Michał

Policjantom powyższa relacja Krzysztofa wydała się mało prawdopodobna. Drążyli, sprawdzali, analizowali szczegóły i doszli do wniosku, że Michał L. co najmniej wiedział o zbrodni, jeśli w niej nie uczestniczył. Zatrzymano więc właściciela studia tatuażu.

30-latek, rozwiedziony, ojciec dwójki dzieci, karany wcześniej (odsiedział dwa lata za rozbój), po wpadce Krzysztofa W. był już przesłuchiwany, ale jako świadek. Pół roku później już był drugim podejrzanym. Stało się tak m.in. dlatego, że Krzysztof W. zaczął zmieniać swoje wyjaśnienia i podał kilka innych wersji tragedii w mieszkaniu. Winą zaczął obarczać Michała.

- Groził mi, bałem się go, bo mówił, że to samo co z Pawłem stanie się z moją matką, więc kilka miesięcy milczałem, jak było - nie krył. Opowiadał, że był winny 13 tysięcy złotych Michałowi, który traktował go jako swojego niewolnika, dominował w tej relacji.

Kolejne wersje zdarzeń

Według jednej z wielu wersji Krzysztofa W., tamtej nocy doszło do kłótni Pawła z Michałem. Okazało się, że obaj służyli w tej samej jednostce wojskowej. Michał zdenerwował się uwagami gościa i dlatego, przez pół godziny brutalnie bił go po twarzy, skakał po jego ciele, bo ten... nie pamiętał, jakie było hasło, które trzeba było podać przy wejściu na teren jednostki wojskowej, w której służyli.

Potem pobitego Pawła zaprowadzili do wanny, polewali wodą.

Michał podtapiał Pawła. Pokazywał też Krzyśkowi, jak zadać ciosy Pawłowi w klatkę piersiową. W końcu zabili Pawła i przystąpili do kawałkowania zwłok. Uzgodnili też, że w razie wpadki powiedzą policji, że to Paweł był agresywny, że atakował ich nożem i zginął przez przypadek.

Następnie Michał wezwał kierowcę, swojego kolegę Staszka, który nieświadomy niczego przewiózł ludzkie zwłoki do Zabierzowa.
Na miejscu Michał cały czas kontrolował, jak Krzysiek zakopuje ciało.

Krzysztof W. potwierdził, że prawdę o udziale Michała w zbrodni wyjawił swojemu bratu podczas jednego z widzeń w więzieniu. Na sali sądowej Krzysztof W. wyraził skruchę, obiecał pomoc rodzinie zabitego, przeprosił ją.
Prokurator chciał dla niego kary 13 lat więzienia, dla Michała 14 lat.

Zaskakujący wyrok sądu

Wszystkich zaskoczył krakowski sąd, który skazał obu oskarżonych na 25 lat więzienia. Michał L. może się starać o warunkowe, przedterminowe zwolnienie dopiero po odbyciu 20 lat kary. - Ten czas powinien wystarczyć oskarżonemu na refleksję nad ludzkim życiem i śmiercią, nad poszanowaniem innych ludzi - nie krył sędzia Bogdan Jędrys. Oskarżeni mają zapłacić też po 100 tys. zł rodzinie zamordowanego.

W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia zauważył, że sprawcy dokonali okrutnej zbrodni z błahego powodu. Potem jeszcze zbezcześcili zwłoki, zacierali ślady przestępstwa.

Zabili bo, ich denerwował

Sędzia Jędrys argumentował, że wersja oskarżonych, że to Paweł ich zaatakował, była całkowicie niewiarygodna. - Mężczyzna był pijany, prawie nieprzytomny. Tak wynika z relacji jego żony, która dodzwoniła się do niego przed śmiercią - mówił sędzia. W takim stanie nie mógł stanowić zagrożenia dla oskarżonych. Wyprosili go z domu, ale nie mógł się ruszyć. I to ich zdenerwowało. Zawlekli go do wanny i wtedy powoli zaczął się rodzić zamysł, jak to potem powiedzieli, "pozbycia się mężczyzny".

Sąd nie wierzy w skruchę

- Polewali go wodą, chlapał, gwałtownie się ruszał. To ich jeszcze bardziej zdenerwowało - mówił sędzia w uzasadnieniu. Potem było podtapianie, zabójstwo, krojenie zwłok, pozbycie się ich na działce.

- Obaj podawali, że jeden działał pod przymusem drugiego, ale to była ich wersja awaryjna. Gdzie tu przymus, gdy Krzysztof W. wychodzi z mieszkania, wraca, dalej bierze udział w zbrodni? - mówił sędzia. Sąd nie uwierzył w skruchę oskarżonego, mało autentyczną, prezentowaną na potrzeby procesu.

Orzeczenie w tej bulwersującej sprawie nie jest prawomocne.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska