Dramatyczne wydarzenia rozegrały się 27 lutego. W sklepie spożywczym w Śródmieściu był właściciel sklepu i jego dwie pracownice. W sali sprzedaży przebywała jedna z ekspedientek i wystawiała rzeczy na półki. Druga zajmowała się zamawianiem towaru, a właściciel przebywał na zapleczu sklepu. W pewnym momencie jedna z kobiet spostrzegła, iż za ladę sklepową wchodzi nieznany jej mężczyzna.
- Proszę pana. To nie jest miejsce dla klientów Proszę stąd wyjść - zwróciła mu uwagę. Po chwili nie była już taka odważna, bo zorientowała się, iż klient ma założony na głowę rajstopy z wyciętymi otworami na oczy. Kiedy podeszła bliżej, napastnik wyjął nóż i zażądał wydania wszystkich pieniędzy.
Wystraszona kobieta otworzyła szufladę biurka, gdzie była przechowywana gotówka. Marcin J. przełożył nóż do lewej ręki, potem ukrył go w tylnej kieszeni spodni. Zdenerwowany 33-latek zaczął wybierać garściami banknoty z szuflady i chować do kieszeni kurtki. W sumie zrabował 510 zł. Po zabraniu pieniędzy z kasy skierował się do wyjścia. Nie zauważył wtedy, że jedna z ekspedientek korzystając z okazji wyciągnęła mu z tylnej kieszeni nóż. Także druga pracownica nie próżnowała. Gdy napastnik jej nie widział, zniknęła niepostrzeżenie na zapleczu sklepu i powiadomiła jego właściciela o napadzie rabunkowym.
Właściciel wyskoczył na pomoc kobietom, podbiegł do Marcina J. i starał się uniemożliwić mu opuszczenie pomieszczenia sklepu. Pomiędzy mężczyznami wywiązała się szarpanina.
Napastnik odepchnął właściciela sklepu i wyrwał się także jednej ekspedientce, która usiłowała go zatrzymać. Marcin J. wybiegł na ulicę, ale właściciel sklepu nie odpuszczał, rzucił się w pogoń i krzyczał za nim "złodziej"! Po krótkim pościgu dopadł uciekiniera i ponownie doszło między nimi do szamotaniny. W jej trakcie właściciel ściągnął napastnikowi rajstopy z głowy.Przyszedł mu również z pomocą przypadkowy świadek zdarzenia i razem obezwładnili Marcina J.
- Proszę. To są wszystkie zrabowane pieniądze. Już je oddaję tylko nie wzywajcie policji - błagał 33-latek.Pokrzywdzeni na to się nie zgodzili.
Przesłuchany Marcin J. przyznał się do rabunku. Wyjaśniał, iż po utracie pracy około dwóch lat temu jest bezrobotny, nie jest w stanie znaleźć zatrudnienia, pozostaje na utrzymaniu rodziców i jest zadłużony na dużą kwotę u rodziny. Podał, że przed dokonaniem rozboju dla dodania sobie odwagi wypił trzy piwa. Z domu zabrał nóż kuchenny do krojenia chleba oraz rajstopy matki, w których wyciął otwory na oczy. Podkreślał, iż nie zamierzał używać noża, a jedynie chciał postraszyć personel sklepu i zażądać wydania pieniędzy. Opisał cały przebieg zdarzenia.
- Bardzo żałuję swojego zachowania. Nie jestem w stanie racjonalnie go wytłumaczyć- opowiadał. Nie był w przeszłości karany. Za napad z nożem groziło mu do 15 lat więzienia. Ostatecznie otrzymał karę z warunkowym zawieszeniem.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+