Nawet urzędnicy okazali się warci bonusu, a wyniósł on - bagatela - coś około miliona złotych. Cudowne były motywacje dla nagród: tablety dla posłów zostały sprawnie rozdane, a przedstawiciele narodu przeszkoleni w ich obsłudze. Co zatem należało do obowiązków sejmowych urzędników - trapi mnie to jakże nietaktowne pytanie.
Nie przyjmuję też do wiadomości tłumaczeń, że urzędnicy są wybitnymi fachowcami i aby ich zatrzymać, trzeba dorzucić coś do pensji. Myślę sobie, że wybitnych (zapewne prawników, którzy mogliby znaleźć konkurencyjną ofertę) jest w Sejmie kilku, może kilkunastu, a reszta powinna się cieszyć z dobrze płatnej stałej pracy w cieple. Szczerze mówiąc to skandal, że wicedyrektor sejmowego kombinatu zarabia niewiele mniej od premiera RP. Pomysł mam taki: pierwszemu ująć, drugiemu dodać.
W tym wszystkim może też irytować stanowisko marszałek Ewy Kopacz, która w kwestiach wątpliwych ma zwyczaj zajmować stanowisko obronne, z którego po kilku dniach wycofuje się rakiem. A przecież nie trzeba specjalnej politycznej przytomności ani ludzkiej wrażliwości, by wiedzieć, że w trudnym ekonomicznie czasie nie należy szastać budżetowymi pieniędzmi, bo zniechęca się do siebie elektorat i podkłada przeciwnikom politycznym. Ale mleko się już rozlało...
Word Press Foto 2012 - Najlepsze zdjęcie prasowe 2012 r. [GALERIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+