Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lem: Dziś nikt nie czyta książek. Za to wszyscy je piszą

Rafał Stanowski
- Sława może być dziedziczna, ale uważam, że nie powinno tak być - mówi Tomasz Lem.
- Sława może być dziedziczna, ale uważam, że nie powinno tak być - mówi Tomasz Lem. fot. Anna Lem
- Kiedy byłem malcem grywaliśmy w pchełki, bawiliśmy się magnesami, robiliśmy dziwne pojazdy. Nad wszystkim unosił się duch chłopięcej zabawy, bo ojciec był dziecinny - wspomina Tomasz Lem.

Czy Pan nadal czyta książki ojca?
Czytam je na dwa sposoby: "zawodowo", robiąc korekty przed kolejnymi wydaniami, i dla przyjemności. Lubię fantastykę w wydaniu dojrzałego Lema, książki takie jak "Głos Pana", "Pamiętnik znaleziony w wannie", "Golema XIV", "Maskę", "Cyberiadę". Wygląda na to, że po prostu lubię dobrą literaturę. Niestety, przeciętna science fiction rzadko się do niej zalicza.

Czyli nie lubi Pan rakiet?
Mogę się obyć bez powieści, w których atrybuty fantastyczno-naukowe są celem samym w sobie. Natomiast nie mam nic przeciwko innym światom, jeśli rozgrywające się w nich historie poruszają poważne tematy.

A nie rozważał Pan, by znów coś napisać - jak "Awantury na tle powszechnego ciążenia"? Nie kusi Pana, by pójść literackimi śladami ojca?
Tuwim twierdził, że mógłby pisać jak Mickiewicz i Słowacki, ale niestety nie ma nic do powiedzenia. Żyjemy w czasach, kiedy nikt nie czyta książek, ale wszyscy je piszą. Świadome niepisanie chyba jest cnotą.

Nie jest Pan też osobą publiczną, choć z pewnością mógłby Pan nią być. Dlaczego odleciał Pan na położoną daleko od mediów gwiazdę?
Sława może być dziedziczna, ale uważam, że nie powinno tak być. W "Miłości na Krymie" Mrożka pojawia się niegdysiejsza posługaczka Lenina, która oprowadza turystów po muzeum. Na drutach robi szaliki, owija nimi popiersie Lenina i opowiada, jakich to światłych rad udzielała wodzowi rewolucji. Pilnuję się, żeby nie pójść w jej ślady.

A gdy Pan myśli o ojcu, jak Pan go wspomina - w pierwszej czy trzeciej osobie?
Od najwcześniejszego dzieciństwa zwracałem się do niego w trzeciej osobie- i tak już zostało.

Pisał Pan, że ojciec był dla Pana trochę jak starszy kolega. Które chwile z Waszych wspólnych przeżyć Pan najmocniej wspomina? Zabawy, w czasie których konstruowaliście różne nietypowe maszyny?
Jest w tym jakiś paradoks, że w najlepszej komitywie byliśmy wtedy, kiedy byłem malcem. Puszczaliśmy latawce, grywaliśmy w pchełki, bawiliśmy się magnesami, konstruowaliśmy dziwne pojazdy, silniki, samoloty itp. Nad wszystkim unosił się duch chłopięcej zabawy, bo ojciec był dziecinny. Kiedy wyrosłem z pchełek ojciec nie znalazł we mnie intelektualnego partnera i chyba był tym trochę zawiedziony; na swoją obronę mogę powiedzieć, że byłem wtedy uczniem szkoły podstawowej.

Odnajduje Pan dziś w sobie wiele wspólnych cech z Pana ojcem? Jest Pan do niego podobny?
Z pewną konsternacją odnajduję w sobie niektóre cechy ojca, które mnie u niego irytowały; jest ich sporo, na pierwszy plan wysuwa się czarnowidztwo. Głód wiedzy także odziedziczyłem po nim.

A co Pan miło wspomina?
Najmilej wspominam sam fakt poświęcania mi czasu przez ojca - od najwcześniejszego dzieciństwa wiedziałem, że to dla niego najcenniejsze.

Czy są sprawy, o których chciał Pan porozmawiać z ojcem, ale nie zdążył?
Żałuję, że tak niewiele wiem o jego rodzinie. Ojciec nie chciał o tym mówić chyba dlatego, że było to zbyt bolesne - prawie wszyscy krewni zginęli w czasie wojny. Z niedobitków ostał się kuzyn ojca Marian Hemar, na emigracji w Londynie. Zastanawiałem się, dlaczego ze sobą nie korespondowali. Przed wojną ojciec był chłopcem i różnica wieku była zbyt duża, ale po wojnie to nie mogło już mieć większego znaczenia. Być może po publikacji "Astronautów" Hemar widział w ojcu komunistycznego janczara. Chętnie dowiedziałbym się więcej na ten temat od jakiegoś rzetelnego biografa Lema.

Pana ojciec orbitował w dalekich galaktykach. Pan jest człowiekiem, który trzyma się bardziej Ziemi czy kosmosu?
Nie wiem, ile osób czytało wczoraj do poduszki o renormalizacji - to procedura w kwantowej teorii pola, która pozwala uniknąć nieskończoności. Jest mi to do niczego niepotrzebne - wprawdzie z wykształcenia jestem fizykiem, ale od lat pracuję jako tłumacz. Pomimo to wczoraj renormalizacja była mi do szczęścia po prostu niezbędna. Nawiasem mówiąc to kolejna cecha odziedziczona po ojcu - zrywanie się w nocy z łóżka i buszowanie w bibliotece.

Lem był futurystą, który przewidział wiele zjawisk. Jak się Pan odnajduje w dzisiejszym świecie, który często przypomina to, co znamy z książek Pana ojca?
Cyfrowy świat uważam za naturalny, ale mój sprzeciw budzi rewers tego świata - śledzenie naszych cyfrowych kroków przez firmy i wywiady. Ojciec w młodości miał naiwne wyobrażenie o ludzkiej naturze. W późniejszych książkach próżno, na szczęście, szukać idyllicznych wizji przyszłości, sporo za to upiornych konsekwencji działań społecznych meliorystów - bez względu na to, jak dobre przyświecały im intencje. Jednak ojciec do końca nie mógł wyjść ze zdumienia nad rozziewem pomiędzy coraz bardziej wyszukaną techniką a bredniami przez nią przekazywanymi.

Zajmuje się Pan dziś też administrowaniem spuścizną po ojcu. Czyli to Pan decyduje, kto i gdzie wyda znów Lema?
Mamy sekretariat, w których czytamy bardzo długie i nudne umowy - w umowach grubości książki lubują się zwłaszcza Amerykanie. Z agentami, którzy pośredniczą w kontaktach z wydawcami, prowadzimy obszerną korespondencję, z której zazwyczaj się dowiadujemy, że czegoś się nie da zrobić, kiedy np. usiłujemy odebrać wydawcy-bankrutowi prawa do książki. Czasami coś się jednak udaje: np. w zeszłym roku ukazał się pierwszy naprawdę dobry anglojęzyczny przekład "Solaris". Poprzednie wydanie tłumaczono z francuskiego.

Książki Lema są ciągle pożądane?
Zainteresowanie twórczością Lema faluje, ale nie potrafię powiedzieć, jakie stoją za tym mechanizmy. Książki powinny cieszyć się większym powodzeniem, kiedy w kinach pojawia się ekranizacja jednej z nich, ale dodatniej korelacji nie widać. Być może działają tu procesy stochastyczne, jak w pogodzie. Dlaczego Chińczycy chcą wydać "Cyberiadę"? Dlaczego teraz i dlaczego akurat "Cyberiadę"? Przecież to nieprzetłumaczalne…

Czy Państwa biblioteka kryje nieznane szerszej publiczności dzieła Lema?
Jeśli nawet nie odnajdą się nieznane utwory, czytelników Lema powinna ucieszyć lektura jego korespondencji. Ostatnio wydane listy do tłumacza Michaela Kandla stanowią znakomity autokomentarz do twórczości ojca.

A coś zupełnie nowego?
Nic mi nie wiadomo o nieznanych dziełach Lema, jednak w stu procentach nie można tego wykluczyć. Byliśmy bardzo zdziwieni, kiedy w 2008 roku odnalazł się groteskowo-prześmiewczy "dramat" o Stalinie "Korzenie" - chodzi oczywiście o "korzenie się" przed generalissimusem. Był schowany dla niepoznaki w innym maszynopisie. Schowany tak dobrze, że ojciec szukał go przez kilkadziesiąt lat - i nie znalazł.

Tomasz Lem, ur. w 1968 roku, syn Stanisława Lema, tłumacz, administruje również spuścizną po ojcu, autor książki "Awantury na tle powszechnego ciążenia" (wyd. Wydawnictwo Literackie). Ukończył American International School w Wiedniu, studiował fizykę i matematykę na Uniwersytecie Wiedeńskim. Absolwent fizyki na Princeton University. Ma córkę Annę, mieszka w Krakowie. Hobby: literatura, wędrówki górskie i wyprawy motocyklowe.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska