WIDEO:
Lipiec 2012 roku. Pracownicy firmy wynajmującej biuro w kamienicy na rogu ul. św. Marka i Floriańskiej nagrywają ukrytą kamerą tajemniczą postać chodzącą po dachach. Mężczyzna przebrany w długi płaszcz z kapturem i maskę przecina kable sekatorem. W firmie przez to wyłączał się internet. Wcześniej też zagłuszano sygnał telefonii komórkowej.
Sprawa trafiła do prokuratury. Śledztwo jest prowadzone przeciwko Aleksandrowi K., którego prokuratura nazywa administratorem budynku. Przedstawiono mu sześć zarzutów uszkodzenia mienia wartego 8,2 tys. zł. Mężczyzna nie przyznaje się do winy, choć w pomieszczeniach budynku znaleziono strój "mrocznego rycerza" i jego narzędzie zbrodni - sekator.
Śledztwo prokuratury jednak się przeciąga. Za zarzucone mężczyźnie czyny grozi do pięciu lat więzienia.
- Sprawa została zawieszona 31 grudnia 2012 r., albowiem dla dalszego biegu postępowania niezbędne okazały się opinie biegłych. W dalszym ciągu oczekujemy jeszcze na opinię genetyczną i daktyloskopijną. Dalsze postępowanie zależy od ich wyników - informowała nas już w sierpniu 2014 roku, czyli po ponad dwóch latach od wykonania nagrania, rzeczniczka krakowskiej prokuratury Bogusława Marcinkowska.
Okazuje się, że śledztwo niedawno zostało jednak umorzone, a tajemniczy sprawca uniknie kary za wandalizm, którego dopuścił się w ścisłym centrum.
Prokurator Danuta Jantas z Prokuratury Rejonowej Kraków Śródmieście-Zachód podkreśla, że zgromadzone w tej sprawie ślady nie pozwoliły na oskarżenie dozorcy.
- Zostały wykonane ekspertyzy: genetyczna, daktyloskopijna, antropologiczna i informatyczna - wyjaśnia pani prokurator.
Z naszych informacji wynika, że w przypadku sekatora ślady DNA i linii papilarnych nie nadają się do identyfikacji. Biegli nie potrafili też ustalić, czy cięcia na kablach zostały zrobione sekatorem znalezionym w lokalu nr 11 kamienicy przy Floriańskiej, którego używał także Aleksander K.
Z kolei jeśli chodzi o analizę antropologiczną nagranego filmu, biegli stwierdzili jedynie, że przebrany mężczyzna jest umięśniony i średniej budowy ciała. Nie wykluczyli, że to Aleksander K., jednakże nie mogli stwierdzić też, że to na pewno on.
Zażalenie na umorzenie śledztwa jest już złożone. - Nie zgadzamy się z umorzeniem. Zebrany materiał dowodowy jest niepełny - stwierdza mec. Anna Niżankowska-Horodecka z kancelarii reprezentującej pokrzywdzoną przez "Lorda Vadera" - spółkę Adheads.
I wyliczają swoje wątpliwości. Po pierwsze, dwóch świadków zeznało, że dozorca był jedyną osobą, która miała wstęp na dach. Nie znaleziono żadnych innych osób, które potwierdziły, że mogły tam wejść.
Po drugie, jedyną osobą, która posiadała klucze do lokalu nr 11 (dozorcówka), w którym znaleziono sekator i płaszcz, był właśnie Aleksander K. A śledczy nie zweryfikowali tezy, czy dało się tam dorobić klucz.
Ponadto na nagraniu przebieraniec wychodzi z tego samego okna, z którego na innym nagraniu widać wychodzącego Aleksandra K.
Co na to pani prokurator? - Czekamy na decyzję sądu w sprawie zażalenia. Może być tak, że wskaże nam dodatkowe czynności do wykonania i wtedy je podejmiemy - podkreśla Danuta Jantas.
- To absurdalne! Wszystkie dowody wskazują na tego człowieka, a umarza się sprawę, która zaszkodziła dziesiątkom osób i kilku firmom. Nie wiem, jakich by jeszcze trzeba dowodów, by wskazać sprawcę - denerwuje się Mieczysław Bielawski, prokurent w spółce Adheads.
A nie tylko on miał problemy z tajemniczymi aktami wandalizmu, które utrudniały życie mieszkańcom kamienicy i wynajmującym w niej lokale firmom. Skrażyli się oni na odcinanie wody, prądu, a nawet na wylewanie śmierdzącej substancji w pomieszczeniach. Jeden z lokatorów twierdził też, że utrudnia mu się swobodnie wychodzenie z budynku. Śledztwo w tej sprawie również zostało umorzone.
Z firm-najemców, które walczyły o pozostanie w kamienicy, dziś została tylko jedna. Inni, zmęczeni ciągłymi szykanami, już się wynieśli. A właściciel nieruchomości przebudowuje w tym miejscu budynki na ekskluzywny hotel z 51 pokojami.
To kolejna porażka organów ścigania w Krakowie w ostatnim czasie. Niedawno prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie ostrzelania stadionu Wisły Kraków w marcu 2014 roku racami przez pseudokibiców. Policji nie udało się ująć nikogo na gorącym uczynku, mimo że obstawiała obiekt, a prokuratura nikogo nie postawiła w stan oskarżenia. Na nic zdało się siedmiomiesięczne śledztwo, przesłuchanie 370 świadków i przeglądnięcie zapisów wideo.
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!