Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Los mi w życiu sprzyja

Redakcja
Andrzej Sikorowski nie zamierza występować do późnej starości. Ma za to w planach napisanie wspomnień
Andrzej Sikorowski nie zamierza występować do późnej starości. Ma za to w planach napisanie wspomnień
O trwającej nieprzerwanie od 40 lat karierze estradowej Andrzeja Sikorowskiego, kabarecie ,,Pod Budą", w którym krakowski artysta poznał żonę, i jego gotowości, by poświęcić się roli dziadka lub pisarza - pisze Joanna Weryńska.

Napisał kilkaset piosenek, z których wiele stało się przebojami. Zagrał kilka tysięcy koncertów i od lat jest najpopularniejszym w Polsce ,,bardem z gitarą". Jego przepis na sukces estradowy jest prosty - Ja po prostu lubię to, co robię. Na dodatek mi za to płacą. Chyba niewiele osób ma tyle szczęścia. Los mi po prostu w życiu sprzyja - twierdzi Andrzej Sikorowski. Krakowski artysta ma więc powody, żeby świętować. Zwłaszcza że w tym roku obchodził będzie jubileusz 40-lecia pracy artystycznej.

Student z gitarą

Było to w grudniu 1970 roku podczas Finału Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie. Na estradę kina Uciecha niepewnie wkroczył student 4 roku filologii polskiej UJ z gitarą w ręku. Zaśpiewał "piosenkę o nowym roku, który nowe niesie kalendarze'' i... festiwal wygrał. Ale początki okazały się nie takie różowe. Kilka dni później rozległy się strzały w Stoczni Gdańskiej. Piosenka została zakazana przez cenzurę. Nie można jej było puszczać w radiu, bo brzmiała jak proroctwo nadchodzących wydarzeń politycznych w kraju

Zobacz także:Krakowscy aktorzy rozbierają się do rosołu

- To był czysty zbieg przypadków. Podobnie jak to, co się stało ze mną później. Gdyby mi wtedy powiedział ktoś, że za 40 lat będę klasykiem piosenki autorskiej w Polsce i że będę z tego żył, to pewnie uznałbym to za dobry żart - mówi dziś Andrzej Sikorowski.

Dziwi go trochę, że od tego występu w Uciesze minęło już tyle lat. - Wcale tego nie czuję - twierdzi artysta. Wtedy jako student nie zamierzał poświęcać się karierze estradowej. Myślał raczej o ukończeniu studiów i o jakiejś pracy, ewentualnie dziennikarskiej.

- Przez jakiś czas pracowałem nawet w dziale miejskim Gazety Krakowskiej - wspomina z sentymentem Sikorowski. Jednak na pisanie artykułów nie miał wiele czasu. Po udanym debiucie zaczął dostawać propozycje występów. - Byłem do nich średnio przygotowany. Przede wszystkim nie miałem wystarczającej liczby napisanych piosenek - opowiada artysta. Zrezygnował z pracy w gazecie. Zajął się pisaniem kolejnych ballad.

Miłość w kabarecie

Do kabaretu ,,Pod Budą" trafił w 1975 roku. Również przypadkiem. - Zaprosił mnie Bohdan Smoleń. Miałem zastąpić piękną wokalistkę o imieniu Chariklia, obecnie moją żonę. Wyjechała ona akurat na wakacje do swojej ojczyzny - Grecji. Smoleń szukał kogoś, kto wypełniłby po niej lukę balladową - wyjaśnia Sikorowski.

Pięknem ówczesnej piosenkarki kabaretu "Pod Budą", Chariklii, zachwycał się cały Kraków. Jednak zdaniem Andrzeja Sikorowskiego nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Początkowo nie zwracali szczególnej uwagi na siebie.
- Można powiedzieć, że to zaproszenie Smolenia zaważyło na moim dalszym życiu, także osobistym. Moja przyszła żona dopiero w zespole zaczęła mnie dostrzegać - wyjaśnia artysta. Mimo powrotu do ,,Pod Budą" pięknej solistki, Sikorowski również został w zespole.

- Piosenki grały wówczas w spektaklach kabaretu równie ważną rolę, co teksty mówione. Przyjęliśmy więc Andrzeja z jego autorskimi utworami z ogromną radością. Poza tym od razu poczuliśmy się razem dobrze. Nie tylko pod względem artystycznym, ale i towarzyskim - zdradza Anna Treter z grupy ,,Pod Budą".

Żona tylko estradowa

Piosenkarka wspomina, że przez długi czas to ją i Andrzeja Sikorowskiego brano za małżeństwo, a nie jego i Chariklię

- Jakoś tak to do nas przylgnęło. W Krakowie, może z racji tego, że mieszkaliśmy niedaleko siebie i ciągle nas widywano razem, ale wydaje mi się również, że pokutuje coś takiego u nas w Polsce, że jeśli już śpiewają razem, to na pewno są małżeństwem. Bawiliśmy się tym więc i nie mieliśmy nic przeciwko. Zostałam Andrzeja żoną estradową - wspomina ze śmiechem Anna Treter.
Tymczasem grupa ,,Pod Budą" zaliczyła ponad 30 lat udanej działalności trwającej po dziś dzień. Nie zawsze jednak współpraca była sielanką.

- Andrzej nie lubi zmian. Trzeba go było czasem długo przekonywać, by zaaranżować jakiś utwór w nowocześniejszy sposób. Przeważnie udawało się jednak osiągnąć porozumienie, a te "wykłócone piosenki" gramy do dziś na koncertach i nadal brzmią świeżo - opowiada Anna Treter.

W przeciwieństwie do piosenkarki, która z ,,Pod Budą" związana jest nadal, Andrzej Sikorowski żartuje, że ostatnio stał się akompaniatorem swojej córki Mai. Dostarcza jej też repertuaru.
Akompaniator córki

- Fakt, że Maja chce śpiewać napisane przeze mnie piosenki jest dla mnie szczęśliwą okolicznością. Przecież mogła sobie upodobać muzykę heavymetalową. Działam więc na zasadzie bliższa koszula ciału. Dla mnie w tej chwili istotniejsze jest pisanie piosenek dla swojego dziecka niż dla grupy ,,Pod Budą". Tak powinien zachowywać się ojciec. Zwłaszcza jeśli dziecko bardzo konsekwentnie idzie jego tropem - wyjaśnia artysta. - Lada moment pewnie ona też mnie osieroci. Zaczęła właśnie nagrywać płytę z zespołem Kroke. Może więc powie mi pewnego dnia "Tato teraz śpiewam z kolegami", ale mnie to bardzo cieszy. Taka jest kolej rzeczy - twierdzi Andrzej Sikorowski.
Utalentowana młoda piosenkarka występować z ojcem jednak bardzo lubi. - Wychowałam się na tekstach taty i dobrze mi z tym - przekonuje Maja Sikorowska.

Te teksty powstawały według niej najczęściej na spacerze z psem albo na wakacjach w Grecji. Maja nigdy nie czuła, że musi w domu chodzić na palcach, bo tata właśnie ma wenę i tworzy.
- Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek siedział przy biurku i pisał - zdradza córka artysty.
- Zwykle piosenka najpierw powstaje w mojej głowie. Dopiero jak już jest gotowa, to ją zapisuję - wyjaśnia Andrzej Sikorowski. Pierwszymi słuchaczkami zazwyczaj są dwie najważniejsze kobiety w życiu artysty, czyli właśnie żona i córka.

- Zdarza się, że mówią mi, iż coś zgrzyta, jakieś słowo nie pasuje. Nie obrażam się. Przyjmuję tę krytykę - mówi artysta.

Piosenka o Krakowie

Pomysły na teksty przychodzą Sikorowskiemu do głowy np. w czasie oglądania transmisji meczu lub sejmowych obrad .

- Zdaje się, że w taki sposób powstała piosenka "Nie przenoście nam stolicy do Krakowa" - mówi artysta. Słuchając dyskusji polityków doszedł do wniosku, że wcale nie zdziwiłoby go, gdyby wpadli na taki właśnie absurdalny pomysł. Postanowił zapobiec mu zawczasu najlepiej jak umiał, czyli piosenką.

- Nie ukrywam, że tu przemówił przeze mnie prowincjusz. Ja po prostu Kraków kocham taki jaki jest. Lubię obwarzanki (pod warunkiem, że są z solą), spacery po Rynku i czytanie gazet na Plantach - wylicza. Ten Kraków połączył go z Grzegorzem Turnauem.

- Zaproponowałem Grzesiowi udział w wykonaniu tej krakowskiej piosenki. Obywaj jesteśmy krakusami. Poza tym wydawało mi się, że mimo sporej różnicy wieku obydwaj mamy podobny pogląd na świat. Podobnie myślimy o polityce, kinie czy literaturze. Kiedy siadamy do samochodu i jedziemy w trasę to mamy o czym rozmawiać - opowiada Andrzej Sikorowski. Muzycy od lat są dobrymi przyjaciółmi na estradzie i poza nią.
- Po raz pierwszy wystąpiliśmy razem na koncercie kolęd w Kielcach. Pamiętam go dobrze, bo Andrzej zabrał mnie tam swoją skodą w kolorze milicyjnym - wspomina Grzegorz Turnau. - Różnimy się o pokolenie. Ja rozpoczynałem swoją muzyczną drogę gdy on był już doświadczonym artystą, ale nie czułem dystansu. Andrzej nie robił wokół siebie atmosfery celebracji. To jest człowiek, który tak samo mówi, jak śpiewa i podobnie myśli. Do tego ma wybitne wręcz poczucie humoru - twierdzi Grzegorz Turnau.

Pasjans na dwóch

Krakowscy artyści tak polubili swoje towarzystwo, że wpadli na pomysł wspólnego projektu muzycznego, pt. ,,Pasjans na dwóch". Koncertują razem do dziś. W trasę jeżdżą zawsze jednym samochodem.

- Mamy wtedy okazję z sobą porozmawiać albo i pomilczeć. Często jadąc wiele godzin czytamy po prostu gazety. Lubię spędzać czas z Andrzejem. To jest dla mnie jedna z najważniejszych w życiu przyjaźni. Poza tym nieustannie kocham się w jego pięknej żonie - dodaje Turnau. - Andrzejowi wszystko się w życiu udało. Życzyłbym mu więc z okazji jubileuszu, aby ten stan trwał - mówi artysta.

Książka albo wnuk

Andrzej Sikorowski ma sporo planów na przyszłość, niekoniecznie jednak muzycznych.
- Zbyszek Wodecki powiedział mi kiedyś, że nie wyobraża sobie, by miał nie koncertować. Ja przeciwnie. Każdego roku robię sobie wakacje, które trwają ponad miesiąc. Siedzę wtedy na plaży w Grecji, a potem znudzony plażą wracam do Krakowa. Bardziej po to, by spotkać przyjaciół niż z tęsknoty za estradą. Ja nie muszę występować do późnej starości. Nie chcę dostawać braw tylko za to, że mogę ustać na scenie - wyjaśnia artysta.

Teraz ma za to zamiar napisać książkę. - Takie wspomnienia. Chyba że córka mnie zrobi dziadkiem, to będę siedział i zajmował się wnuczką czy wnukiem. Też nie miałbym nic przeciwko temu - śmieje się muzyk.

Brutalne zbrodnie, zuchwałe kradzieże, tragiczne wypadki. Zobacz, jak wygląda prawda o kryminalnej Małopolscekryminalnamalopolska.pl

60 tysięcy złotych do wygrania.Sprawdź jak. Wejdź nawww.szumowski.eu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska