Andrzej Sikorowski zadebiutował w 1970 roku. Chronologicznie rzecz biorąc, jubileusz półwiecza jego kariery artystycznej przypadł więc w 2020 roku. Ale wiadomo – pandemia i lockdown sprawiły, że nie było wtedy mowy o koncertach. Sikorowski dał jednak wyjątkowy występ w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie – bez udziału publiczności. Dwugodzinny koncert został zarejestrowany i wydany potem na płycie DVD. Można go również oglądać bezpłatnie w serwisie YouTube. Podczas występu zabrzmiało aż 40 piosenek z repertuaru jego głównego bohatera.
- Pod hasłem „jubileusz” zmieścił się koncert w Teatrze Słowackiego, podczas którego wystąpiło wielu artystów: ja, moja córka Maja, muzycy z którymi obecnie współpracuję, zespół Pod Budą i Kroke. W sumie w wydarzeniu wzięło udział i zarobiło jakieś pieniądze aż 60 osób. A w okresie lockdownów nie było to takie proste. Wynajęliśmy Teatr Słowackiego, bo to prestiżowe miejsce w Krakowie, bliskie mi tez topograficznie, ponieważ mieszkam od niego 200 metrów – mówi nam piosenkarz.
Andrzej Sikorowski wychowywał się w typowo inteligenckiej rodzinie. Od dziecka interesowało go słowo pisane – proza, poezja, ale także tekst piosenki. Nic więc dziwnego, że kiedy zaczął studiować polonistykę, sięgnął po gitarę i zaczął śpiewać. Zadebiutował z sukcesem w 1970 roku na Studenckim Festiwalu Piosenki i z powodzeniem występował potem w uczelnianych klubach Krakowa. Tam dostrzegł go Bogdan Smoleń i zaprosił do działającego przy Akademii Rolniczej kabaretu Pod Budą.
Sikorowski szybko zrewolucjonizował występy formacji, w efekcie czego w jej programie było coraz więcej piosenek, a coraz mniej skeczów. W ten sposób powstała Grupa Pod Budą, w której krakowski wokalista znalazł godnego sobie partnera – Jana Hnatowicza. To spod pióra tego teamu wyszły potem największe przeboje zespołu: „Bardzo smutna piosenka retro” czy „Ballada o ciotce Matyldzie”. Dzięki nim Grupa Pod Budą opuściła krąg studenckich klubów i zaliczyła występy na największych festiwalach doby Peerelu.
Sikorowski pozostał wierny estetyce piosenki literackiej także wtedy, kiedy rozpoczął karierę solową. Szybko okazało się, że równie dobrze radzi sobie samemu co z zespołem. I tutaj sypał przebojami jak z rękawa: „Nie przenoście nam stolicy do Krakowa”, „Ale to już było”, „Lecz póki co żyjemy”. Z czasem do utalentowanego ojca dołączyła równie utalentowana córka Maja. Ten niezwykły duet nagrał wspólnie aż trzy udane płyty, na których w ciekawy sposób połączył poezję śpiewaną z greckim folklorem (żona Sikorowskiego jest Greczynką).
- Jestem wobec siebie dosyć surowym sędzią i będę śpiewał tak długo, jak będę miał na to ochotę, jak moje struny głosowe wytrzymają obciążenie półtoragodzinnym koncertem i jak długo moje palce będą poruszały się jako tako po gryfie gitary. Kiedy zobaczę, że to się nie udaje, z wielką radością powiem sobie: „Chłopie, objechałeś pół świata, więc teraz możesz posiedzieć w domu, spotykać się ze znajomymi i oglądać ukochany sport w telewizji” – śmieje się piosenkarz.
- Tak wyglądał Kraków ponad 100 lat temu z lotu ptaka. Wielu z tych miejsc już nie ma!
- Najmodniejsze świąteczne wianki na drzwi z okazji Bożego Narodzenia 2024
- Tak świętowano andrzejki w PRL. Wróżby, wosk i śpiew. Zobacz archiwalne zdjęcia
- MOJE MIEJSCE W KRAKOWIE. Andrzej Sikorowski: Od lat bywam tu prawie codziennie