FLESZ - Wiosna w Polsce

Andrzej Sikorowski przyszedł na świat tuż po wojnie – w 1949 roku. Jego ojciec był dziennikarzem, więc mały chłopak wychowywał się w typowo inteligenckim środowisku. Krakowski Klub Pod Gruszką był dla niego właściwie drugim domem. Nic więc dziwnego, że od małego przejawiał pisarskie talenty i kiedy przyszło do wyboru studiów, postawił na filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim.
- Urodziłem i wychowałem się w centrum miasta, chodziłem tu do szkół i na studia. Byłem więc od dziecka wpisany w tradycję mieszczańską. Nawet ze swoimi wszystkim przywarami, z których dzisiaj ludzie się śmieją: niedzielnym obiadkiem, codziennymi odwiedzinami „Zwisu”, obwarzankiem po drodze, czytaniem gazety a nie internetu. To jest dla mnie nadal codzienny rytuał – tłumaczy nam piosenkarz.
Już jako nastolatek młody chłopak sięgnął po gitarę i zaczął układać własne utwory. Po raz pierwszy usłyszeliśmy o nim w 1970 roku, kiedy został jednym z laureatów Studenckiego Festiwalu Piosenki. To pozwoliło mu z coraz większym powodzeniem dawać koncerty w uczelnianych klubach. W końcu dostrzegł go Bogdan Smoleń – i zarekomendował jego przyjęcie do działającemu przy Akademii Rolniczej kabaretu Pod Budą.
Sikorowski niemal od razu sprawił, że występy studenckiej trupy zostały zdominowane przez piosenki. To sprawiło, że kabaret przekształcił się w zespół. Melodie pisał Jan Hnatowicz, a teksty – Sikorowski. Kiedy grupa pojawiła się na festiwalu w Opolu, od razu zdobyła ogólnopolską popularność. To sprawiło, że wyszła poza studencki krąg odbiorców. Niektórzy mieli jej to za złe, zespół postawił jednak na komercyjną karierę.
Na przełomie lat 70. i 80. grupa Pod Budą sypała przebojami jak z rękawa. „Bardzo smutna piosenka retro”, „Ballada o ciotce Matyldzie” czy „Ballada o drugim brzegu” definiowały charakterystyczny styl zespołu: akustyczne aranżacje, melodyjne refreny i nostalgiczny klimat. Sikorowski idealnie czuł się w takich nastrojach i nawet kiedy zaczął karierę solową, pozostał wierny tej estetyce.
- Jestem dość odporny na nowinki i konsekwentny w tym, co robię. Nigdy nie zamachnąłem się na inny rodzaj muzyki, który był akurat modny. Bo zdawałem sobie sprawę, że bym się w tym czymś źle czuł. Piosenka to jednak bardzo osobista wypowiedź. To opowieść o najbliższym nam świecie: rodzinie, mieście, kraju. Dlatego w sumie wszyscy autorzy nieustannie opowiadają tę samą historię, tylko spoglądają na nią pod różnym kątem – podkreśla.
Z czasem do Sikorowskiego dołączyła jego córka Maja. Wychowana w duchu piosenki literackiej, poszła śladem ojca i odniosła artystyczny i komercyjny sukces. Krakowski bard nie zaniedbał jednak solowej kariery. Do dzisiaj stworzył ponad 300 piosenek, które przyniosły mu ogólnopolską popularność. Jest wśród nich i ta wyjątkowa – „Nie przenoście nam stolicy do Krakowa”, którą nagrał z Grzegorzem Turnauem. Ostatnią płytę „Okno na Planty” opublikował pięć lat temu.