- Potyczka przeciwko Sosnowiance była dla Pana chyba najlepszą w barwach Unii w tym sezonie...
- Jeśli chodzi o skuteczność, to z pewnością. Niecodziennie zdobywa się przecież dwa gole, w dodatku w derbowym meczu.
- Był Pan z kolegami podwójnie zmotywowany na to spotkanie?
- Z pewnością. Przecież jesienią właśnie Sosnowianka przerwała naszą zwycięską serię. Można powiedzieć, że od tamtego meczu zaczęły się nasze problemy w pierwszej rundzie. Woleliśmy dmuchać na zimne.
- Wróćmy jednak do Pana goli. Pierwszy był przedniej urody, bo z narożnika pola karnego posłał Pan piłkę w przeciwny górny róg bramki.
- Chciałem przede wszystkim uderzyć. Udało się i to było najważniejsze. Wydaje mi się, że po tym trafieniu rywale wyraźnie spuścili z tonu. Przy moim drugim golu podawał mi Dawid Rzeszutko, więc tylko szpicem buta zmieniłem lot piłki. „Rzesi” jest moim stałym asystentem. Podobnie było tydzień wcześniej, w wygranym wyjazdowym zwycięskim meczu z Orłem Piaski Wielkie 4:1. Oba gole zdobyte w derbach przeciwko Sosnowiance chciałem zadedykować byłemu opiekunowi zespołu, Sławomirowi Frączkowi. Pokazałem w nich, że nie zawsze trzeba na boisku używać sił, czyli być lwem. Można być lisem.
- Ile ma Pan już w tym sezonie zdobytych goli?
- Cztery, z czego trzy w kilku wiosennych meczach. Nie muszę przypominać, że jesienią, przy poprzednim szkoleniowcu, bardzo mało grałem. Pierwszą bramkę w barwach Unii zdobyłem także w ważnym dla nas spotkaniu, bo przeciwko Hutnikowi Kraków.
- Czy obecnie występuje Pan na swojej nominalnej pozycji?
- Tak. Na boku pomocy. Tyły mam doskonale zabezpieczone przez Adriana Pietraszkę, więc mogę się skupić na zadaniach ofensywnych.