- Liczyłem dzisiaj na wygraną – mówił po finiszu Maciej Paterski. - Zabrałem się w fajny odjazd, w końcówce etapu zostało nas dwóch. Zaatakowałem, a Czech mi „poprawił”. Był o wiele bardziej świeży, bo prawie 100 kilometrów jechał bez zmian w ucieczce, bo miał lidera z tyłu więc w końcówce wykazał się większą świeżością ode mnie. Cieszę się, że moja dyspozycja jest coraz lepsza. Początek sezonu był ciężki dla mnie, dwa razy chorowałem, miałem sporą przerwę, a więc zaległości, jeśli chodzi o dyspozycję. Z wyścigu na wyścig jest coraz lepiej i przed zbliżającymi się mistrzostwami Polski jestem optymistycznie nastawiony. Teraz jestem wiceliderem, a wtedy, gdy wygrywałem Małopolski Wyścig Górski trasa była trochę inna. Teraz mamy końcowy etap z bardzo, bardzo ciężkim podjazdem, który jest dla typowych górali. Ja takim nie jestem. Dzisiaj miałem za zadanie powalczyć na etapie i prawie się to udało. Jutro jest sprint, mamy Patryka Stosza, wygrywał już ten finisz, wszystkie siły będą rzucone na niego.
- Walczyliśmy, ale wiedzieliśmy, że Maciek Paterski jest z przodu, nie staraliśmy się tego wcześniej kasować, czy gonić – opowiadał jego kolega z drużyny Piotr Brożyna. - Kontrolowaliśmy cały przebieg etapu, a w końcówce rozpocząłem na 700 metrów do mety finisz, zaatakowałem z głównej grupy. I na metę wpadliśmy tak naprawdę z Kubą Kaczmarkiem z ucieczki. Finalnie dało to 5. miejsce na mecie.
- Od początku było wiele ataków, ja z dwoma kolegami mieliśmy za zadanie zabierać się w odjazdy – opowiadał o początkach ucieczki Paterski. - Po 40 kilometrach zawiązała się ucieczka, rwał się peleton, ucieczka była solidna, było w niej wielu dobrych zawodników i szybko zyskaliśmy przewagę około 4 minut. Myślałem, że dojedziemy do mety i tak się stało. Na przedostatnim podjeździe byliśmy już w trzech i mieliśmy tylko 1.10 min przewagi i trochę zwątpiłem, ale zaczęliśmy mocno pracować na płaskim, została 1.40 i wtedy pomyślałem, że ucieczka dojedzie do końca.
W tej trójce był Jakub Kaczmarek z Mazowsza Serce Polski
- Długa była ta ucieczka, od początku nie czułem za bardzo nóg dlatego też jechałem tak na pół gwizdka – mówi. - Ucieczka dojechała, choć wolałbym, żeby nie dojechała. Starałem się zachować na koniec najwięcej sił, nie udało się dojechać w pierwszej grupie, wygrać, walczymy dalej.
Kaczmarek odpadł od kolegów zaledwie 2 km przed metą.
- Skurcz mnie złapał 2 km przed metą, nie było „z czego jechać” – mówi. - Byli w ucieczce dosyć mocni zawodnicy dlatego czułem, że może dojechać i pilnowałem tych najsilniejszych i tak się stało. Jechałem bez zmian, bo nie miałem już sił. Potem odjechali i wyszło jak wyszło.
