To już 24. sezon serialu „Przyjaciółki”, w którym występuje. Scenarzyści przez ten czas nie mieli dla niej litości. Najpierw była steraną życiem kobietą, która nabiera nadwagi i popada w alkoholizm. Kiedy udało się jej wyjść na prostą i znaleźć szczęście, przydarzył się jej wypadek, za sprawą którego porusza się na wózku inwalidzkim. Z aktorskiego punktu widzenia to jednak świetny materiał. Nic więc dziwnego, że nie rezygnuje z udziału w serialu.
- Tyle lat kręcimy tę historię, że też w naszym życiu wiele się zmieniło i wszyscy się przeobrażamy. Anka się zmieniła i ja też. To są metamorfozy, które poszły w różnych kierunkach, bo z innymi problemami się mierzymy. Jedyną stałą w serialu jest siła kobiecej przyjaźni. Jest niezmienna, niezłomna i to jest oś tego serialu. To jest strukturalne – mówi w serwisie Polsatu.
Uzależniające uczucie
W dzieciństwie przyszłej aktorki najważniejszą postacią była babcia. Mimo podeszłego wieku, pełna energii, udzielała się w kościele, prowadziła kawiarnię, w której sprzedawała najpyszniejsze słodycze w okolicy. W domu Magdy żywe były artystyczne zainteresowania: rodzice słuchali muzyki poważnej, na półkach leżały albumy o malarstwie, radio było nastawione na Trójkę. Dziewczynka nie chodziła do przedszkola, ponieważ opiekowała się nią mama.
- Poszłam za to do zerówki, która znajdowała się w siedzibie przedszkola. I ponieważ tam szybko nauczyłam się czytać i pisać, to moja wychowawczyni zaproponowała, żebym poszła od razu do drugiej klasy. Pamiętam, że moi rodzice nie chcieli się na to zgodzić, ponieważ nie chcieli mi zabierać dzieciństwa. Nigdy nie żałowałam tej decyzji rodziców – wspomina w serwisie Mamadu.
W podstawówce Magda uczyła się świetnie ze wszystkich przedmiotów, nawet dostała złotą tarczę na zakończenie szkoły. Zmieniło się to, kiedy poszła do liceum. Szybko okazało się, że interesują ją przedmioty humanistyczne. Z chemii, fizyki i matematyki obrywała więc znacznie gorsze oceny. Za sprawą polonistki zainteresowała się konkursami recytatorskimi i zaczęła odnosić w nich coraz większe sukcesy. To sprawiło, że zezwolono jej na indywidualny tok nauczania.
- Nasza wychowawczyni umiała zaszczepić w nas miłość do literatury, teatru, poezji. Dzięki niej odkryłam, jaką przyjemność sprawia mi występowanie na scenie. Namówiła mnie również do udziału w konkursie recytatorskim „Warszawska Syrenka”. Cisza, która zapanowała po tym, jak wyrecytowałam wiersz Juliana Tuwima, okazała się wspaniałym, wręcz uzależniającym uczuciem. To wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że chciałabym zostać aktorką – opowiada w Interii.
Poczucie bezpieczeństwa
Chociaż aktorką Magda postanowiła zostać dopiero w liceum, już w podstawówce uczęszczała na zajęcia do państwa Machulskich przy stołecznym Teatrze Ochota. Zdecydowała się na to w szóstej klasie wraz z koleżanką – Kasią Kwiatkowską. Potem po maturze obie dostały się do warszawskiej Akademii Teatralnej i zostały aktorkami. Do dziś pozostają przyjaciółkami. Magda pierwsza zaczęła odnosić sukcesy zawodowe, wcielając się w postać Marcysi w „Złotopolskich”.
- Praca w serialu dawała mi poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Jednak przychodzi taka chwila, gdy pojawia się jakaś tęsknota za samospełnieniem. Choćby najmniejszy cień frustracji, nuda lub rutyna jest sygnałem, że trzeba coś zmienić. Iść dalej, chociaż na początku wszystko może sprawiać wrażenie, że się cofamy. Mam w sobie dużo niewykorzystanej energii – podkreśla w serwisie Świat Zdrowia.
Kiedy po jedenastu latach odeszła ku rozpaczy telewidzów ze „Złotopolskich”, znalazła sobie nowe wyzwanie: dołączyła do Kabaretu Moralnego Niepokoju. W efekcie spędziła pięć lat w towarzystwie Roberta Górskiego i jego kolegów, występując z nimi w całej Polsce. Nie zaniedbała jednak telewizji. Oglądaliśmy ją w „Niani”, „Daleko od noszy”, „Heli w opałach” czy w „Rodzince.pl”, gdzie stworzyła zabawną postać Violi. Największy sukces odniosła jednak jako jedna z „Przyjaciółek”.
- Na początku serialu bardzo się buntowałam przeciwko bierności i słabości Anki. Scenarzystka przekonywała mnie jednak, że taka przemiana prędzej czy później nastąpi. Przyjęłam to, że Anka jest ofiarą losu, zdominowaną przez wszystkich, żeby potem ostatecznie się zmienić. I tak się stało. Anka przy tej przemianie zachowała jednak ciepło i dobre serce. Tylko jest kobietą świadomą swojej wartości, która potrafi o siebie walczyć - twierdzi w „Gazecie Krakowskiej”.
Z dala od salonów
Magda przyznaje w wywiadach, że została wychowana w mieszczańskim duchu. Nie w głowie jej były więc romanse, tylko wiedziała, że trzeba znaleźć odpowiedniego mężczyznę, wyjść za niego za mąż i urodzić dzieci. Tak też się stało, kiedy poznała rekwizytora i scenografa Łukasza Brauera. Ponieważ oboje marzyli o własnym domu, wybudowali po ślubie willę pod Warszawą, w której zamieszkali z dwoma synami – Brunem i Gustawem. Dziś to już duże chłopaki: pierwszy ma 19 lat, a drugi – 13.
- Szum medialny nie jest mi potrzebny. Jestem dosyć dobrze zorganizowana i staram się funkcjonować tak, by mieć czas na rzeczy najważniejsze. Wolę się skupić na domu, pracy, a na resztę już nie mam czasu. Wolę posiedzieć w domu z rodziną i książką. Na razie dzięki Bogu pracy nie muszę szukać na salonach – mówi w „Fakcie”.
Jakiś czas temu Magda złapała grypę. Nie wyleczyła jej do końca i wdały się powikłania. Trafiła do szpitala i rokowania nie były dobre. Wtedy zdecydowała się przyjąć sakrament chorych. I jak sama potem opowiadała – niespodziewanie jej stan się poprawił. Od tamtej pory aktorka głośno mówi o tym, że jest wierząca i kiedy ma kłopoty, zawsze prosi znajomych o modlitwę w swej intencji. To oddala od niej lęk.
- Dobra modlitwa nie polega na tym, żeby Bóg realizował mój scenariusz. Ona ma mi pomóc zrozumieć scenariusz, jaki przygotował dla mnie Bóg. Podczas rozmowy z Panem Bogiem przyglądam się swojemu życiu, staram się rozpoznać to, czego On ode mnie oczekuje – podkreśla w „Małym Gościu Niedzielnym”.
