https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mamy aż trzy rodziny - krewnych, pacjentów i siostry sercanki

Ślub wzięli 16 października 38 lat temu. Także 16 października wybrano na papieża Karola Wojtyłę
Ślub wzięli 16 października 38 lat temu. Także 16 października wybrano na papieża Karola Wojtyłę Adam Wojnar
Nie wyobrażają sobie życia bez rodziny i przyjaciół. Najważniejsze to być razem, dostrzegać innych, tolerancja, wzajemny szacunek, rodzinne tradycje, miłość do siebie i drugiego człowieka. Ciągle niosą pomoc innym - pisze Barbara Sobańska.

Prof. Marek Pieniążek
Kierownik Małopolskiego Centrum Rehabilitacji Ręki oraz Katedry Fizjoterapii na Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie

Poznaliśmy się na egzaminie wstępnym na studia. W pewnym momencie wypisał mi się długopis i rozpaczliwie poszukiwałem kogoś, kto pożyczyłby mi drugi. To była ona. Szybko zidentyfikowałem ją na studiach, ale przez trzy lata szukałem do niej drogi.

Tańczyła w spotkaniach z balladą, w teatrze, ciągle była czymś zajęta. Nie bardzo mnie zauważała. Przychodziłem do niej do akademika. Setki razy przemierzyłem Kraków nocą z jednego końca na drugi, bo Maria mieszkała na miasteczku studenckim, a ja po drugiej stronie miasta. Wychodziłem, gdy kończyły się godziny odwiedzin i żaden tramwaj już nie jeździł.

Gdy Pieniążek wracał do akademika, to znaczyło, że można zamykać, bo zawsze przychodziłem ostatni. Koledzy, widząc jak chodzę za Marią, wystaję pod jej oknami, napisali mi wierszyk, a był to czas ogromnej popularności filmów o Andżelice, np. Andżelika wśród piratów. Tak brzmiał: "Żofrej, dla ciebie ta przestroga,/ jedzże więcej, bój się Boga,/ jedzże więcej i obficiej,/ i myśl mniej o Andżelice".

Ślub wzięliśmy trzy miesiące po studiach. Koledzy i przyjaciele chcieli zobaczyć finał moich zmagań, więc postanowiliśmy, że pobierzemy się w Krakowie. Chodziliśmy od kościoła do kościoła i nigdzie nie było miejsca, aż w końcu trafiliśmy na Wawel, gdzie ksiądz prałat przyjął nas z otwartymi ramionami.

Od początku pracujemy razem. Rozpoczęliśmy skromnie, od małego pokoju i kilku pacjentów dziennie, dziś prowadzimy w Szpitalu im. Rydygiera Małopolskie Centrum Rehabilitacji Ręki. To nasze życie. Chcemy, by służyło ludziom jak najdłużej, niezależnie od tego, czy my tu będziemy, czy nie. Razem pracujemy i dość trudno połączyć to z życiem rodzinnym. Nie mamy na przykład normalnych wakacji. Wspólnie zdarzyło nam się wyjechać tylko dwa razy, w tym do Rzymu na kanonizację biskupa Józefa Sebastiana Pelczara, z rodziny żony.

Jesteśmy szczęśliwi. A w życiu różnie bywało. Zdarzało się, że pod koniec miesiąca myśleliśmy jak dotrwać do pierwszego. Razem planujemy następny dzień, robimy porządki i zakupy, tak jak w większości domów. Rodzina jest dla nas najważniejsza. Po niej - przyjaciele i pacjenci.

Maria jest bardzo spontaniczna, uśmiechnięta, wesoła, otwarta na drugiego człowieka. Pochyla się nad każdym, kto jest w potrzebie. Wyniosła to z domu rodzinnego. Podziwiam jej stosunek do drugiego człowieka, umiejętność nawiązania kontaktu, nawet z tymi, którym świat się zawalił i nie chcą już żyć. Ona do nich trafia, pomaga się im wyciszyć i stanąć na nogi. Ta jej empatia jest niesamowita. Pacjenci ten właśnie aspekt leczenia u nas szczególnie podkreślają w książkach z podziękowaniami. Jej uśmiech, zrozumienie, dobre słowo, podanie ręki. Nie sprzęt, aparaturę, profesjonalizm, co jest oczywiste. Staram się z tego czerpać.
Maria Pelczar-Pieniążek
zastępca kierownika Małopolskiego Centrum Rehabilitacji Ręki przy WSS im. L. Rydygiera w Krakowie

Rodzina jest dla nas najważniejsza. A mamy aż trzy. Pierwsza to nasi najbliżsi krewni, druga - pacjenci, a trzecia to siostry sercanki - zgromadzenie założone w Krakowie w 1894 r. przez księdza z mojej rodziny, dziś świętego. Taki człowiek w rodzinie zobowiązuje! Jest dla nas wzorem.

Im dłużej jesteśmy razem, tym bardziej się potrzebujemy. Każde z nas czerpie z drugiego. Marek nauczył się ode mnie otwartości, serdeczności, okazywania uczuć. Wcześniej był bardzo skryty. Podziwiam jego profesjonalizm, ogromną wiedzę, ale przede wszystkim szacunek, z jakim odnosi się do innych. Bo łatwo jest być dobrym dla bliskich, ale on jest dla wszystkich. Tym mnie ujął. A dobro wraca do człowieka. W postaci uśmiechu, przytulenia, modlitwy, dobrego słowa, pamięci.

Gdy Marek był chory, pod oknem szpitala stało wielu pacjentów i pytało, czy mu czegoś trzeba.
Zamarzyło się nam za młodu, by zająć się rehabilitacją ręki, co w Polsce nie było jeszcze znane. Gdy powstawał Szpital im. Rydygiera, zaproponowaliśmy dyrektorowi, że stworzymy takie centrum. Był nam bardzo życzliwy - dał pokój, cztery stoliki i dwanaście krzeseł. Wszystko robiliśmy sami. Nad wyposażeniem Marek pracował z kolegami w garażu, aparaturę zdobywaliśmy przeróżnie, jak się dało, bo nie było środków. W tym pięknym pomieszczeniu - w którym się obecnie znajdujemy - jesteśmy dopiero dwa lata.

Marek przez wiele lat jeździł za granicę jako naukowiec, w czasach kiedy nie było to łatwe. Na sympozja, kongresy, staże naukowe. W Tel Awiwie spał u misjonarza. Zatrzymano go wtedy na lotnisku i przesłuchiwano, uznawszy za terrorystę, bo co to za naukowiec, który nie śpi w hotelu? A takie były warunki! Za granicą mąż często słyszał: "Marek, po co ty tam wracasz, weź rodzinę i zostań tutaj". Ale nie moglibyśmy zostawić Krakowa, rodziny, przyjaciół. Jesteśmy tu zakorzenieni.

I bardzo dumni z naszej rodziny, dzieci, wnuków, którzy kontynuują najważniejsze dla nas wartości: bycia razem, dostrzegania innych, tolerancji, wzajemnego szacunku, miłości do siebie i drugiego człowieka, kultywowania tradycji rodzinnej. Święta zawsze spędzamy razem, w licznym gronie, miejsca się zmieniają, ale skład jest podobny, dzieciaki uczą się wierszyków, przedstawiają jasełka. Na 35-lecie ślubu zaprosiliśmy ponad sto osób, cztery pokolenia. Hotel "Justyna" był nasz. Kredyt jeszcze spłacamy, do 40-lecia powinniśmy zdążyć.

W Marku cenię chęć czynienia dobra i niezawodność. Zawsze mogę na nim polegać. Potrafi się cudownie cieszyć, ma w sobie wiele ciepła. I jest bardzo skromny. Pieniądze nie są dla niego najważniejsze i nigdy nie były. W sklepie nic nigdy mu nie potrzeba.

Na co dzień mamy do czynienia z człowiekiem i jego bólem, problemami, rozterkami. Marek mówi, że łatwo nam być dobrymi, bo mamy taką pracę.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska