18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marel Bałata: Jazz potrzebuje schronienia przed zgiełkiem komercji [ZDJĘCIA]

Redakcja
Bałata  na pierwszą płytę pracował aż kilkanaście lat. Ale z jakim skutkiem!
Bałata na pierwszą płytę pracował aż kilkanaście lat. Ale z jakim skutkiem! Andrzej Banaś
30 lat temu człowiek wychodził w czarnym swetrze z dziurą na łokciu i śpiewał tak, że dech zapierało. A dziś otacza nas głównie powierzchowny blichtr. O jazzie kiedyś i dziś Marii Mazurek opowiada Marek Bałata

Czytaj także: Wczasy w PRL: lody Bambino i domek z dykty. Pamiętacie? (ZDJĘCIA)

(Bałata pyta fotoreportera: Pan nie używa gripa? Ja sobie nie wyobrażam fotografowania bez niego!).

No tak, dwóch fachowców się spotkało i teraz nie zdołam dorwać się do słowa. Bo przecież Pan, zanim został jazzmanem, ukończył Akademię Sztuk Pięknych.
Tak, ale aktualnie moja działalność związana z plastyką ogranicza się do fotografowania i gromadzenia tych zdjęć w szufladzie. Z nieodpartą chęcią publikacji wprawdzie, ale niestety, zamówień brak (śmiech). Czasu również, bo pochłonięty muzyką i koncertowaniem na całym świecie, nie jestem w stanie spełniać wszystkich swoich marzeń.

Skoro wybrał Pan muzykę, po co kończył Pan ASP? Nie wiedział Pan jeszcze do końca, czym chce się zająć?
Ależ absolutnie - wszystko wiedziałem. I robiłem to z prawdziwej potrzeby. Ba, nawet chciałem być Leonardem da Vinci współczesnych czasów. Rzeczywistość - być może polska - jednak to zweryfikowała. W Ameryce chyba miałbym większe szanse wynająć jakieś tanie pomieszczenie loftowe, w którym mógłbym urządzić kompleksowe, bogate studio - i muzyczne, i plastyczne, i fotograficzne. U nas konieczne są pewne kompromisy, wybory, które dotykają zresztą nie tylko artystów multimedialnych, ale i normalnych obywateli.

Był Pan muzycznym samoukiem?
W pewnym sensie. Podstawy zdobyłem w dzieciństwie grając na akordeonie. A potem przyszła era Rolling Stonesów, The Beatles, ale też polskiej muzyki jazzowej i rozrywkowej z Niemenem czy Namysłowskim na czele, polskich zespołów bigbeatowych, wyrastających jak grzyby po deszczu. To robiło wrażenie. Odłożyłem więc ten nieco archaiczny akordeon do kąta i przerzuciłem się na gitarę i śpiew, narażając się na niedostatki w edukacji muzycznej. Nadrabiałem je jednak własną pracą, własnym wyobrażeniem o technice wokalnej, indywidualnym - chyba szerszym - spojrzeniem na śpiew.

I teraz sam Pan kształci.
Jak każdy artysta z dorobkiem, jestem zapraszany na warsztaty jazzowe i do pracy w szkołach o tym profilu. Gdy jestem na zagranicznych koncertach zdarza mi się mieć tzw. workshopy kilkugodzinne, ale i większe formy, na których mam szansę pomóc młodym ludziom wybrać właściwy kierunek. Za granicą tytułem naukowym jest dorobek artystyczny. U nas niestety nie. Sporadycznie zdarza się jednak, że artyści, zanim otworzą przewód doktorski, mogą podzielić się ze studentami swoimi umiejętnościami. To ważne, szczególnie w dzisiejszej trudnej sytuacji, gdzie indywidualności i sztuka czysta często są spychane na rzecz powierzchownego blichtru.

Chce Pan przez to powiedzieć, że w jazzie jest teraz trudniej niż 20-30 lat temu?
I trudniej, i prościej. Prościej, bo każdy, kto zgromadzi środki, może nagrać płytę. Zaprezentować się w internecie można zupełnie za darmo, z czego zresztą - w przypadku fotografii - sam chętnie korzystam. Mamy takie narzędzia i środki, o których 30 lat temu nie mogliśmy marzyć.

Dlaczego więc trudniej?
Dowcip polega na tym, że aby zejść na głębiny, nie mając z sobą aparatu tlenowego, narażamy się na niebezpieczeństwo, o dyskomforcie nie wspominając. Ale tego zwycięstwa nikt nam nie odbierze. Dawniej ktoś schodził na tę głębinę w czarnym swetrze z dziurą na łokciu i śpiewał tak, że wszystkim zapierało dech w piersiach. A teraz mamy wokół mnóstwo narzędzi, które za nas pracują, gotowców, które dają "artystyczny" efekt końcowy - jak pewne narzędzia w photoshopie czy samplery w muzyce. Ale też te produkty sztuki - tworzone na szybko - stają się przez to do siebie podobne i działają jedynie "na chwilę".

No ale w tym gąszczu przecież możemy znaleźć coś dla siebie.
To jest niezwykle trudne. Tym bardziej że nie mamy też żadnych drogowskazów, które wskazują co jest wartościowe. Bo nawet media nie zawsze spełniają tę rolę. I my - w dobie tych wszystkich pracujących za nas środków, w dobie powierzchownego blichtru i błyskawicznych karier, możemy się po prostu pogubić.

A to błyskawiczne tempo stawania się gwiazdą? Programy "łowiące talenty"? Nagrywanie płyt w miesiąc? Co Pan o tym sądzi? Pan czekał na wydanie swojej pierwszej płyty kilkanaście lat.
Rzeczywistość ma swoją dynamikę. Dziś wszyscy chcieliby zrobić karierę w telewizji i zaistnieć w sztuce popularnej. Młodzi ludzie ciągną do programów telewizyjnych, które sugerują, że ktoś natychmiast zostanie gwiazdą i zrobi błyskawiczną karierę. Tymczasem to złudzenie znika niedługo po zakończeniu takiego show. Bo to są produkcje, które służą przecież zupełnie innym celom - i osoby, które je wygrywają, szybko zostają pozostawione samym sobie. Muzycy jazzowi pozostawieni są sami sobie od początku, ale dzięki temu są bardzo silni psychicznie, samodzielni i elastyczni. Tym bardziej że nie mieszczą się w popularnej formule - na każdym kroku muszą więc walczyć o siebie. Tworzą jednak prawdziwy i trwały wizerunek.

A propos walki o siebie - Kraków chyba nie jest miastem przychylnym dla artystów?
Powiem tak jak wielu: w Krakowie jest świetnie mieszkać, ale pracować lepiej na zewnątrz, gdzie dostaje się za to godną zapłatę. Do życia Kraków jest miły, wszędzie dojdzie się piechotą, są wspaniałe knajpy, wciąż jest tu też taniej niż w Warszawie. Ale chodzi o coś jeszcze. Kiedyś to miasto, będąc na uboczu komercji, tworzyło miejsce dla sztuki czystej. To tu, w Piwnicy pod Baranami, Klubie pod Jaszczurami, w Krzysztoforach, Rotundzie czy Żaczku organizowane były koncerty, jam sessions, tu spotykało się wyjątkowych muzyków i artystów z różnych dziedzin sztuki. I to miasto było kiedyś dla nich i dla tej sztuki - pełnej, czystej, indywidualnej - takim nonkonformistycznym schronieniem przed zgiełkiem komercjalizującego się świata.

Czytaj także: Urszula Grabowska: na tę rolę czekałam 10 lat

Kiedyś? Już tak nie jest?
Jest dalej, ale nie w tym wymiarze i tej ilości. Trochę miejsc się skomercjalizowało. Kraków wciąż jednak ma szansę pozostać miejscem niezależnym i wspaniałym. Kiedy wiele lat temu wylądowałem w St. Caroline i zobaczyłem jedynie błękitny horyzont przecięty dwiema palmami, usłyszawszy przy tym cykady, doznałem olśnienia. W jednej chwili zrozumiałem, dlaczego muzyka Pata Metheny'ego tak właśnie brzmi. W Krakowie cykad nie usłyszę, ale zobaczę coś równie przejmującego - rzeźbione przez słońce kamienice w prześwitach, naznaczony historią Wawel, piękne kościoły, gdzie nawet zdarza mi się śpiewać. I takimi, silnie osadzonymi w moim otoczeniu obrazami i ja w muzyce operuję. Mocno wierzę w wyjątkowość Krakowa. We wspaniałych ludzi...

Artystów?
Artystów tu mieszkających też. Trzeba jednak to miasto pielęgnować i trzymać z daleka od globalnego zgiełku. Bo tak jak hipermarkety są zagrożeniem dla małych sklepów, tak komercyjne, duże imprezy - w każdym miejscu na świecie takie same - są zagrożeniem dla miejsc, gdzie powstaje sztuka z wielkim indywidualnym rysem. Ona się obroni i zapracuje na siebie, jedynie kiedy pójdzie własną drogą.

Tę drogę czasami jednak trudno wybrać.
Tak, bo nasza inicjatywa jest często spychana na dalszy plan. Przez tempo życia, tempo i ilość produkcji artystycznych, rachunki do zapłacenia. W moim przypadku realizuję plany osób, które zapraszają mnie do śpiewania, na koncerty, do teatrów, wielkich i mniejszych projektów. To staje się powoli powodem mojego zniecierpliwienia i skutkować będzie chwilowym wyalienowaniem.

Jak to?! Marek Bałata idzie na emeryturę?
Emerytura - nigdy!!! To tylko wybranie preferencji i priorytetów. Będę miał wkrótce taki czas, w którym chcę skupić się na sobie, na komponowaniu i przede wszystkim - doskonaleniu swojej gry na gitarze, którą odłożyłem na rzecz wokalu. A chcę, żeby ten instrument był wartościowym środkiem wyrazu w moim nowym przekazie.

Ma Pan dużo planów?
Mnóstwo! Nie tylko muzycznych. Jestem również zakochany w teatrze, gdzie udało mi się zagrać w trzech pięknych spektaklach (Sztukmistrz z Lublina, Krwawe Gody i ostatnio Dzieje Grzechu). To niesamowicie wzbogacające przeżycia artystyczne. Nie miałbym innej okazji, żeby zagrać u boku Jana Nowickiego. Chciałbym jeszcze kiedyś tego doświadczyć.

Teatr, muzyka, fotografia, grafika. Chyba tylko w filmie Pana jeszcze nie było. Możemy się spodziewać?
Jeśli mi pani wynegocjuje dobry kontrakt - jestem otwarty (śmiech).
Postaram się, ale w zamian niech Pan zdradzi, gdzie możemy Pana posłuchać, zanim zaszyje się

Pan gdzieś ze swoją gitarą?
W najbliższą sobotę (16.07) o 22.15 zapraszam do Mangghi na koncert "Miłosz Jazz", gdzie zagram m.in. z Janem Pilchem i Beatą Pater. We wtorek zapraszam na 21.30 do Piwnicy pod Baranami, a 30 lipca zagram w ramach "Męskiego Grania" z zespołem Kroke. Szczegółowa lista moich koncertów dostępna jest na mojej stronie (www.balata.art.pl).

Na pewno Pan do nas wróci po tym "gitarowym wyalienowaniu"?
Mogę to nawet obiecać!

Zabłyśnij w naszym konkursie! **Zostań Miss Lata Małopolski 2011! Czekają atrakcyjne nagrody!**

Kochasz góry?**Wybierz najlepsze schronisko Małopolski**

Urządź się w Krakowie!**Zobacz, jak to zrobić!**

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail

Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska