Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mateusz Hudzik (wychowanek Chełmka): W Weronie spełniam swoje marzenia

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Mateusz Hudzik po przyjeździe do Polski spotkał się z uczniami klasy piłkarskiej w Szkole Podstawowej nr 2 w Chełmku, której także był uczniem i właśnie w niej zaczęła się jego przygoda z piłką nożną.
Mateusz Hudzik po przyjeździe do Polski spotkał się z uczniami klasy piłkarskiej w Szkole Podstawowej nr 2 w Chełmku, której także był uczniem i właśnie w niej zaczęła się jego przygoda z piłką nożną. Fot. Jerzy Zaborski
Rozmowa z MATEUSZEM HUDZIKIEM, wychowankiem Chełmka, który od jesieni broni barw Hellas Werony U-17

- Jak się czuje chłopiec, który za kilkanaście dni skończy dopiero 17 lat, a latem ruszył w świat, by bronić barw włoskiej Hellas Werony?

- Czuję się jak ktoś, kto został rzucony na głęboką wodę i zdołał się utrzymać na powierzchni, a – proszę mi wierzyć – nie jest to zadanie łatwe.

- Jak wyglądały Pana pierwsze dni po zameldowaniu się we włoskim klubie?
- Drugi dzień po przylocie miałem wolny, ale już trzeciego dnia zostałem zapędzony w wir pracy. To jednak dobrze, bo - stawiając pierwsze kroki w nowym kraju - pierwsza myśl jaka mi przeszła przez głowę, była taka, co ja tutaj robię? Opuszczałem Polskę w połowie lipca, kiedy panowały w niej upały, jednak temperatura na miejscu dosłownie mnie przytkała. Najtrudniejsze były pierwsze dwa miesiące. Tęskniłem za rodziną, znajomymi, czy kolegami.

- I jak się Pan przełamał?
- Pomogła mi w tym ciężka praca. Po przylocie do Włoch wiedziałem, że mam w planach ze swoim rocznikiem, czyli juniorami młodszymi, wyjazd zgrupowanie zaplanowane na 5 sierpnia. Jednak władze klubu uznały, że wyślą mnie na wcześniejsze zgrupowanie, starszego rocznika. Chcieli mnie sprawdzić. Pojechałem tam bez drugiego Polaka, który razem ze mną przyjechał do Werony, krakowskiego bramkarza Doriana Ciężkowskiego, bo na treningu nabawił się kontuzji. Leczy ją zresztą do dzisiaj. Byłem osamotniony, w zupełnie nowym dla siebie towarzystwie. Zacisnąłem jednak zęby. Przecież przyjechałem do Włoch spełniać swoje marzenia. Nie mogę tej życiowej szansy zmarnować. Po powrocie z pierwszego obozu myślałem, że będę miał wolne. Jednak pojechałem potem na obóz ze swoim rocznikiem. Naprawdę letnią zaprawę miałem bardzo solidną.

- Mieszka Pan w internacie?
- Teraz dzielę pokój z Dorianem Ciężkowskim i Albańczykiem. Mieszkałem też ze Szwedem i kilkoma Włochami, z Litwinem, czy też w pojedynkę.

- Wszedł Pan w ligę z niewielkim opóźnieniem...
- Wprawdzie na pierwszych testach we Włoszech byłem już w kwietniu i - w zasadzie tydzień po ich zakończeniu - działacze Hellas zdecydowali się mnie zaangażować, to jednak roczny kontrakt został podpisany dopiero latem. Po przylocie do Włoch musiało zatem upłynąć trochę czasu, zanim wszystkie formalności związane z potwierdzeniem mnie do gry zostaną załatwione. To dlatego straciłem pierwsze trzy kolejki, a przecież liga ruszyła dopiero w połowie września. Najbardziej szkoda mi było meczu Atalantą, która prowadzi w rozgrywkach. Cóż, okazja do stawienia czoła tej drużynie trafi się w drugiej rundzie.

- Mam Pan już pierwszą bramkę na włoskiej ziemi?
- W meczu ligowym nie udało mi się jeszcze trafić. Jednego gola zdobyłem tylko w sparingu.

- Czy Włosi nie starają się wykorzystać Pana doskonałych warunków fizycznych, czyli 189 cm wzrostu i gry głową, która zawsze była u Pana atutem?
- Mamy w drużynie przygotowane warianty rozgrywania rzutów rożnych, które jednak w ogóle mi się nie podobają i nie odpowiadają. Do tej pory nie udało mi się zatem zrobić pożytku ze swoich centymetrów.

- Który mecz chciałby Pan wymazać z pamięci?
- Nie tylko ja, ale i cała drużyna nie potrafimy sobie wytłumaczyć porażki 0:8 z Bologną. Następnego dnia mieliśmy ponad godzinne spotkanie z dyrektorem klubu odpowiedzialnym za szkolenie młodzieży. Taki mecz nam się trafił i tyle.

- To z innej beczki. Do jakiego spotkania najchętniej wraca Pan myślami?
- Najlepiej czułem się w meczu przeciwko Lazio Rzym. Nie przegrałem tam żadnego pojedynku „jeden na jeden”. Zagrałem w nim 60 minut. Musiałem opuścić boisko przez uraz, którego skutki odczuwam do dzisiaj. Na okres urlopowy dostałem od trenera rozpiskę, żeby się ruszać. Urlopu nie mam długiego. Już 2 stycznia wracam do Włoch, bo następnego dnia zaczynamy treningi. Rozgrywki ruszają już 14 stycznia.

- Jak wygląda Pana zwykły dzień?
- Rano mogę sobie pospać. Zdarzyło mi się, że wstałem koło południa. Jednak zwykle robię to około godziny 9. Spokojnie jem śniadanie. Potem mam czas wolny. Trenujemy zwykle ponad dwie godziny. Kończymy zajęcia po godzinie 17. Kolację mamy o 19.30.

- Jak wyglądają posiłki? Włochy kojarzą się przeciętnemu Polakowi z pizzą...
- Pizzę zjadłem dopiero raz, pod koniec listopada. Głównym daniem jest makaron. Śniadania są zwykle na słodko. Obiad to makaron w pomidorach. Na kolację też makaron i trochę mięsa. Tęskniłem za polskich schabowym. Po powrocie do domu nie mogłem się najeść polskich potraw. Nie muszę się ograniczać. Wszystko przecież spalę. Uważam jednak na to, co jem. Obce mi się fast foody, czy nie piję gazowanej wody mineralnej. W rodzinnym Chełmku też muszę trenować. Dostałem rozpiskę od trenera. Piłkarzem trzeba być przez całą dobę. Nie ma od tego wolnego.

- Jak wygląda komunikacja w drużynie?
- Jeśli chodzi o język włoski, to potrafię już się porozumieć z każdym. Przed wyjazdem z Polski już się go trochę uczyłem. Na miejscu miałem szlifować język włoski od września. Jednak lekcje z niego załatwiono mi dopiero na początku listopada. Potrafię zatem zrozumieć o co chodzi trenerowi, jeśli nie mówi zbyt szybko. Poza tym, stara się ze mną osobiście rozmawiać. Jakoś daję radę.

- Powiedział Pan, że długo sypia. Nie chodzi Pan we Włoszech do szkoły?
- Nie. To przez barierę językową. Chcieliśmy razem z Dorianem Ciężkowskim mieć indywidualny tok nauczania w polskiej szkole. Jednak zostało to zablokowane przez psychologa. Chciał się z nami spotkać osobiście, żeby wydać opinię o takim systemie nauczania. Nie mógł tego zrobić przez skype'a, o co prosiliśmy, bo podobno tylko w relacjach osobistych jest w stanie wydać obiektywną opinię.

- Czyli ma Pan rok wolnego od nauki?
- Tak to wygląda. Oczywiście priorytetem dla mnie jest utrzymanie się w Weronie. Gdybym w czerwcu musiał wrócić do Polski, pewnie rozpocznę naukę od klasy I liceum. Jeśli jednak zostanę we Włoszech, naukę odłożę na czas późniejszy. To nie znaczy, że na zawsze. W przyszłości, kiedy będę chciał zostać przy piłce w innej formie, choćby trenerce, trzeba przecież minimum mieć maturę, a potem jakiś licencjat.

- Jak porównałby Pan poziom włoskich rozgrywek młodzieżowych do polskich?
- Wiem, że polska myśl szkoleniowa w wielu klubach dorównuje już zachodniej, ale uważam, że rozgrywki juniorów starszych, czyli Primavery, są o trzy razy mocniejsze niż polska CLJ. Włosi są fizycznie mocni. Owszem, dużo też symulują, starając się wymusić na arbitrach pewne decyzje, ale taka już ich natura.

- Skoro Włosi są fizyczni, to Panu też niczego nie brakuje, ale do „mięśniaków” Pan raczej nie należy...
- Tam nie ma „mięśniaków”. Zawodnicy grają ostro. Mocno trzymają się na nogach. Ciężki ich „przepchnąć” na boisku.

- Czego się Pan już nauczył i jakie są odczucia po kilku miesiącach gry w Weronie?
- Przede wszystkim dużo jest taktyki. W Polsce, grając na stoperze, czasem nie przywiązywałem wagi do utrzymania linii. We Włoszech to nie przejdzie. Linia musi być równa. Dużo można mówić o detalach. W Polsce do główki skakałem obiema nogami. Tam do wyskoku podchodzi się jedną nogą. Trzeba mieć w sobie coś z łyżwiarza figurowego (śmiech). Może zabrzmi to trochę nieskromnie, ale czuję, że zrobiłem olbrzymi postęp. Nie są to tylko moje odczucia. Po meczu derbowym z Chievo, choć przegranym 2:3, dyrektor od młodzieży wyciągnął mnie prawie nagiego spod prysznica, żeby wyściskać za rewelacyjny występ. Menedżerowie mówią, że się rozwinąłem. To jednak nie może uśpić mojej czujności, jeśli w przyszłym sezonie chciałbym grać w Primaverze, bo obecnie jestem zapraszany także na treningi juniorów starszych. Konkurencja jest ostra. W Weronie ją już zawodnicy 18-letni, którzy są w kadrze na mecze seniorów w Serie A.

- A co z reprezentacją Polski? To przecież od powołania do kadry U-16 Pana przygoda z piłką nabrała tempa...
- Mam zapewnienie, że wszyscy chłopcy z mojej ekipy, który byli powołani na kadrę U-16, są monitorowani. Wypada mi w to wierzyć. Ktoś powie, że po co w kadrze stoper, którego zespół plasuje się dolnych rejonach tabeli. Wyniki zespołu to jedno, a indywidualna postawa na boisku to zupełnie inna para kaloszy. Nigdy nie grałbym w reprezentacji innego kraju, gdyby była taka możliwość. Jestem patriotą, więc interesuje mnie tylko gra w trykocie z orzełkiem na piersi.

 

Sportowy24.pl w Małopolsce

MAGAZYN SPORTOWY24 - Ekspert o losowaniu MŚ: Polska najsłabsza w grupie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska