Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matyas Czuczi – to Joan Carrillo zrobił z niego analityka. Teraz razem pracują w Wiśle Kraków

Justyna Krupa
Justyna Krupa
Krzysztof Porębski
Przyzwyczailiśmy się, że zagraniczni szkoleniowcy, przybywając do pracy w polskiej ekstraklasie, często ściągają swoich rodaków w roli asystentów. Joan Carrillo, nowy trener Wisły Kraków trochę wyłamuje się z tego trendu. Oprócz Katalończyka Xavi’ego Colla na stałe do swojego sztabu włączył bowiem Węgra Matyasa Czucziego. 27-letni analityk taktyczny wiele zawdzięcza Carrillo i bez wahania podjął się pracy z Katalończykiem w kolejnym już klubie w karierze. Najpierw był węgierski Videoton Szekesfehervar, potem Hajduk Split, a teraz Wisła.

– Teraz z Joanem jesteśmy jak rodzina – wyznaje Czuczi. – To bardzo w porządku facet. Jak coś powie, to tak będzie. Jest bardzo szczery, prostolinijny i jeżeli dziś mówi, że będzie tak i tak, to jutro nagle nie zmieni zdania. No i świetnie rozumie futbol.

Na Instagramie Węgra rzeczywiście zobaczyć można familijne zdjęcia z synem i żoną Carrillo z chorwackich nadbrzeży. Czuczi twierdzi, że to właśnie dzięki Katalończykowi został analitykiem. Teraz ma współtworzyć w Wiśle analityczny tandem wraz z pracującym w klubie za dwóch poprzednich szkoleniowców Mariuszem Kondakiem.

Pytamy Czucziego, czy to prawda, że jest prawdziwym taktycznym „maniakiem”. – Kocham oglądać piłkę nożną. Kocham wszystko co związane z futbolem. Oglądanie meczów to dla mnie sama przyjemność. Nie jest ważne, ile spotkań muszę obejrzeć tygodniowo, kocham tę robotę – zapewnia z uśmiechem.

Mecze Wisły z tego sezonu zna oczywiście wszystkie. – Wcześniej też, w miarę możliwości, śledziłem na bieżąco polską ekstraklasę. Podobnie jak ligę słowacką, słoweńską… – zaczyna wyliczać Węgier. – Choć zaznaczam, że nie każdy mecz. Wcześniej, w Videotonie pracowałem jako skaut, wiec musiałem mieć te ligi „pod kontrolą”.

Czuczi i Carrillo spotkali się po raz pierwszy właśnie w Videotonie Szekesfehervar. Kataloński szkoleniowiec od 2011 roku pracował tam jako asystent, by później objąć fotel pierwszego trenera. – W Videotonie szukali wówczas kogoś do roli skauta. Zacząłem tam pracę, dostarczałem Joanowi regularnie raporty. Kiedy został pierwszym trenerem Videotonu, poprosił mnie, bym… nie, to złe sformułowanie. On po prostu stwierdził: od jutra będziesz naszym analitykiem – wspomina Czuczi.

Przyznaje, że nie od razu poczuł się pewnie w nowej roli: – Dla mnie to była super sprawa. Tyle, że nie miałem wówczas pojęcia jak się pracuje z tymi wszystkimi programami, narzędziami do tworzenia profesjonalnych materiałów wideo. Nie wiedziałem, jak się do tego zabrać. Ale dzięki wspólnej pracy z Carrillo dałem sobie radę.

Już jako zawodnik Czuczi przejawiał tendencje do tego, by dużo „kombinować” w trakcie gry. W czasie krótkiej piłkarskiej kariery występował głównie na środku obrony. – Już jako nastolatek miałem inklinacje do tego, by „czytać” grę. Jako obrońcy było mi łatwiej to robić, bo miałem lepszy przegląd boiskowych wydarzeń, niż np. napastnicy. Miałem możliwość kontrolowania na bieżąco, kto jak się przemieszcza, trzyma pozycję – wspomina.

Przyznaje, że relatywnie późno zaczął przygodę z piłką – w wieku 13 lat. Szkolił się w klubie z miejscowości Felcsut. Tej samej, w której młodość spędzał węgierski premier Victor Orban. Szef węgierskiego rządu sam jest byłym piłkarzem i wielkim miłośnikiem futbolu. Dlatego postanowił rozwijać w Felcsut futbolową akademię. – Kiedy byłem 17-latkiem, zadebiutowałem na drugim poziomie rozgrywkowym. Błyskawicznie jednak trafiłem do ekstraklasowego Videotonu – wspomina Czuczi. Było to możliwe, bo klub z Szekesfehervaru nawiązał specjalną współpracę z Akademią w Felcsut. – Bardzo szybko udało mi się przeskoczyć na najwyższy poziom. Tyle tylko, że w ekstraklasie nie grałem. Występowałem tylko w rezerwach – zaznacza.

Kariera nie układała się tak, jak chciał. Najpierw był szybki skok na samą górę, a potem stopniowy zjazd – na coraz niższe szczeble. – Miałem problem, by się przebić w Videotonie, więc przeszedłem do innego klubu z ekstraklasy, ale tam też nie było mi łatwo. Zresztą, gdzie nie trafiłem, to zaczynały się kłopoty z wypłatami i tego typu sprawy. Albo jakiś trener obiecywał mi, że będzie na mnie stawiał, a potem nagle w klubie pojawiało się, dajmy na to, czterech Latynosów. W pewnym momencie wylądowałem w trzeciej lidze, doznałem kontuzji. Zacząłem myśleć o swojej karierze i dochodzić do wniosku, że może jednak nie mam na tyle dużego talentu, by grać na poziomie ekstraklasy – przyznaje szczerze.

Rezygnacja z marzeń o karierze zawodowego piłkarza była trudną decyzją. Podjął ją, gdy miał 21 lat. – Nie mówię, że siedziałem i płakałem, ale byłem naprawdę przybity. Miałem wielką motywację, ale zrozumiałem, że mogę nie mieć na tyle jakości, by grać na najwyższym poziomie. A nie chciałem skończyć w tej III lidze. Pomyślałem, że muszę znaleźć swoją drogę w futbolu. Bo za bardzo kochałem piłkę, by w futbolu nie zostać.

W panice wpadł nawet na pomysł, by zacząć studiować… turystykę. – Tak było – śmieje się Czuczi. – Byłem młody, skończyłem z graniem i nie miałem pojęcia, co robić dalej. Szczerze? Nie mam pojęcia o turystyce, nie interesuje mnie to. Ale chciałem po prostu znaleźć jakiś punkt zaczepienia.

Na szczęście dziś, zamiast organizować turystyczne wycieczki, zwiedza Europę jako fachowiec od wideo-analiz. Sporo dał mu powrót do Akademii Ferenca Puskasa, czyli do Felcsut. – Ta Akademia to nie tylko pomysł Orbana, to szerszy projekt, wiele osób było w to zaangażowanych. To, jak ta Akademia się rozwinęła, to niewiarygodna sprawa. Niedawno stworzyliśmy tam system dokładnej kontroli i analizy wszystkich drużyn, począwszy od U-12 po pierwszy zespół. Regularne nagrywanie wszystkich treningów, analiza meczów drużyn młodzieżowych. A także analiza rywali dla zespołów młodzieżowych, począwszy od drużyny U-16. Jest tam 9 boisk treningowych i na wszystkich zamontowano kamery. Praca w takich warunkach to było dla mnie wspaniałe doświadczenie – podkreśla.

Półtora roku temu drogi jego i Carrillo znów się skrzyżowały. – Joan zapytał, czy byłbym w stanie dołączyć do jego sztabu w Splicie. Pracowałem wówczas dla Puskas Akademii, ale natychmiast podjąłem decyzję. Wiem, ile mogę się od Carrillo nauczyć. Pod względem znajomości taktycznych tajników Joan to ultra wysoki poziom. Trzeba pamiętać, że w przeszłości był on analitykiem taktycznym w Espanyolu Barcelona. Nie mówiąc już o współpracy z takiej klasy szkoleniowcami, jak Mauricio Pochettino – przypomina Czuczi.

Czy w takim razie największym – jak dotąd – wyzwaniem dla Węgra, jako analityka, była praca nad rozpracowywaniem rywali Hajduka w europejskich pucharach? – Szczerze? Taka drużyna, jak Everton ma w składzie wybitnych piłkarzy, ale jako zespół jest w pewnym sensie przewidywalna, bo ma pewien konkretny styl. Jakość takiego zespołu jest oczywiście tak wysoka, że nawet gdy wiemy, w jaki sposób atakują czy jak stosują pressing, czasem jeden wysokiej klasy zawodnik może zrobić różnicę. Jak Gylfi Sigurdsson, który strzelił nam bramkę w rewanżowym starciu. Ale kiedy pracowałem w Puskas Akademii, rozpracowywałem drużyny z drugiego poziomu rozgrywkowego. Były to zespoły profesjonalne, ale w ich poczynaniach często brakowało regularności. Dla mnie analiza takich drużyn była trudniejsza, niż Evertonu.

Już od pierwszego treningu z Wisłą Carillo i jego sztab przywrócili zasadę nagrywania treningów, czego nie praktykowano za czasów Kiko Ramireza. – Dla nas nagrywanie każdego treningu jest bardzo ważnym elementem pracy – zaznacza Czuczi. – Joan lubi pracować za pomocą obrazu, dlatego tak często posiłkujemy się analizami wideo.

W stosunku do systemu pracy za czasów Ramireza różnic jest więcej. Choćby taka, że Goncalo Feio nie będzie już osobiście odpowiadał za sposób rozgrywania przez Wisłę stałych fragmentów gry. –Tworzymy wielonarodowy sztab – polsko-hiszpańsko-portugalsko-węgierski. Mamy pracować wspólnie. Jeżeli ktokolwiek będzie miał jakiś ciekawy pomysł, to reszta go wysłucha i wspólnie go przedyskutujemy. Tak, by wybrać najlepszą opcję – tłumaczy Węgier.

Czy rzeczywiście ulubionym systemem Carrillo jest ustawienie 4-3-3? – To nie do końca tak. Jasne, zaczynamy mecz w pewnym określonym ustawieniu, ale może się ono zmieniać w trakcie spotkania. Joan chce dawać sporo swobody zawodnikom w ofensywie – zaznacza Czuczi. Carrillo od Ramireza ma odróżniać właśnie to, że jego zespoły grają odważniej, mniej asekuracyjnie. – Moim zdaniem styl drużyn Carrillo jest dobrze zbalansowany. Nie ma przesadnego nacisku ani na defensywę, ani na ofensywę. Nie jest tak, że chcemy tylko atakować i jak koń z klapkami na oczach przeć do przodu – podkreśla Węgier.

Gdzie w takim razie tkwi największy niewykorzystywany ostatnio potencjał Wisły? W jakiej formacji, w której strefie boiska? – W tym momencie nie mogę odpowiedzieć na to pytanie – uśmiecha się zagadkowo Czuczi. – Na pewno nie przed pierwszym meczem z Lechią Gdańsk.

Tutaj znajdziesz więcej informacji o Wiśle Kraków

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska