Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Mak (Wieczysta Kraków): Pierwsze dni to była walka z bólem. Teraz mocno pracuję, by wrócić do zdrowia

Tomasz Bochenek
Tomasz Bochenek
Michał Mak, były piłkarz m.in. Lechii Gdańsk, Śląska Wrocław i Wisły Kraków, kontuzję odniósł w 13. meczu w barwach Wieczystej. Jesienią w III-ligowych meczach zdobył 4 bramki, miał 6 asyst, wywalczył 1 rzut karny
Michał Mak, były piłkarz m.in. Lechii Gdańsk, Śląska Wrocław i Wisły Kraków, kontuzję odniósł w 13. meczu w barwach Wieczystej. Jesienią w III-ligowych meczach zdobył 4 bramki, miał 6 asyst, wywalczył 1 rzut karny Wojciech Matusik
To było słoneczne, sobotnie południe. 29 października 2022 roku, Wieczysta Kraków grała na swoim stadionie z Avią Świdnik. Michał Mak pod koniec pierwszej połowy popędził do piłki przy linii bocznej - i tam potężnym faulem został zatrzymany przez Tomasza Midzierskiego. - Usłyszałem tylko trzask, poczułem okropny ból - wspomina piłkarz Wieczystej, który doznał złamania obu kości podudzia w prawej nodze. Wielkim oparciem w trudnych chwilach, jak to zwykle o Maków, była dla niego rodzina, a życiowe doświadczenia i charakter kumuluje w słowach: - Myśleć pozytywnie, patrzeć do przodu i robić swoje. Bo na to, co za nami, już nie mamy wpływu.

Nie mogę zacząć inaczej - jak zdrowie?

Myślę, że coraz lepiej. Jeszcze poruszam się o kulach, ale w sobotę mam kolejny rentgen i wizytę u doktora, który operował mnie w Krakowie - mam nadzieję, że po tych 12 tygodniach będę mógł odstawić kule, bo jest to dość uciążliwe. Rehabilituję się w klinice Amiro w Knurowie, którą bardzo sobie cenię, są tam fachowcy od tego typu kontuzji. A na czas rehabilitacji przeprowadziłem się na Śląsk. Cały czas jestem oczywiście w kontakcie z fizjoterapeutami z klubu, z trenerem. Spokojnie dochodzę do siebie, nie daję sobie jakiegoś terminu, kiedy mam wrócić. Wszystko wyjdzie w praniu, wszystko zależy od tego, jak się noga będzie goić.

Długi był okres, w którym nie mógł pan prowadzić samochodu? Czy nadal tak jest?

Nie, obecnie już poruszam się samochodem, ale przez pierwsze dwa miesiące rzeczywiście nie mogłem prowadzić. Kość była jeszcze bardzo świeżo zespojona, miałem możliwość obciążania tej nogi tylko w 1/5 ciężaru ciała, więc nie mogłem naciskać na pedał gazu. Na rehabilitację jeździłem taksówką albo podwoziła mnie żona. Ale od dwóch-trzech tygodni, kiedy mogę już bardziej tę nogę obciążać, spokojnie sam prowadzę auto, więc jest dużo łatwiej.

Co pamięta pan z tamtego dnia, z tamtego meczu?

Staram się w ogóle do tej sytuacji nie wracać, bo jest to dla mnie trauma. Ale pamiętam tamten moment. Byłem pewien, że piłkę dzióbnę i wyprzedzę Tomka. Tomek pewnie myślał podobnie - że to on ją dzióbnie, wybije mi ją. Stało się jednak tak, że ja dzióbnąłem piłkę, lecz nie zdołałem uciec z nogą. Na moje nieszczęście, w tym momencie była to noga postawna. Gdyby znajdowała się w powietrzu, pewnie skończyłoby się na drobnym otarciu lub piszczel zostałby lekko poskrobany, nic więcej. Ale noga była na ziemi, a Tomek wszedł z całym impetem. Usłyszałem tylko trzask, poczułem okropny ból. Choć i tak na początku, kiedy byłem w szoku, ból nie był jeszcze tak duży, jak później... Najgorsze dla mnie było to, gdy leżę na boisku i słyszę chłopaków w oddali, że otwarte złamanie, że fatalnie to wygląda. I wtedy sobie uświadamiam, co się stało… Pamiętam też Tomka, który od razu do mnie podbiegł, zaczął płakać i przepraszać. Bo z Tomkiem mieliśmy dobry kontakt w Górniku Łęczna. No, przykry, przykry moment, ale co zrobić…

Gdy zniesiono pana z boiska, poprosił pan kogoś o telefon i zadzwonił do żony, która siedziała na trybunie po przeciwnej stronie.

Tak, żona była z dwójką naszych synów – Frankiem i Olkiem. Zadzwoniłem, żeby podeszła do mnie z synkami. Żona też była w szoku, ale mówiła mi, żebym się nie martwił, że wszystko będzie dobrze, że niedługo będzie operacja i że są ze mną. Było dla mnie bardzo ważne, że widziałem najbliższych od razu po tym zdarzeniu. Ciężkie były to chwile.

O Tomaszu Midzierskim mówi pan teraz w tonie koleżeńskim, jakby ta sytuacja nie miała wielkiego wpływu na wasze relacje.

Powiem tak: ja Tomkowi od razu wybaczyłem. Nawet tamtego dnia zadzwoniłem do niego ze szpitala i powiedziałem, że wiem, że nie chciał tego zrobić. Stało się niefortunnie. Tomek od czasu do czasu napisze do mnie SMS-a, żeby zapytać, jak się czuję. Więc jesteśmy w jakichś relacjach, ale ja teraz skupiam się na rehabilitacji.

To nie jest pierwsza sytuacja, kiedy zostaje pan wykluczony z gry na dłuższy czas. Tak było w 2017 i 2018 roku – wtedy, kiedy poddał się pan operacji w Barcelonie, a nie była to jedyna długa przerwa. Gorzko mówiąc, jest pan zawodnikiem już trochę obytym z sytuacją, gdy trzeba czekać na grę, przechodząc rehabilitację.

To prawda. Wcześniej miałem dwie poważne kontuzje lewego kolana. Pierwsza zdarzyła się w Lechii Gdańsk, kiedy uszkodziłem łąkotkę oraz chrząstkę, wtedy wypadłem na pół roku. Natomiast będąc na wypożyczeniu w Śląsku Wrocław uszkodziłem już bardzo mocno chrząstkę w tym samym kolanie. Wówczas odbyła się ta druga operacja w Barcelonie, no i nie grałem dziewięć miesięcy. Więc rzeczywiście, trochę mnie życie doświadczyło. Mnie i brata. Ci, którzy interesują się piłką wiedzą, że jesteśmy podatni na kontuzje. Ale czasami też na to nie mamy wpływu.

Tak jak teraz.

Tak jak teraz. Cieszyłem się, że dość długo nie mam kontuzji, no to jest złamanie nogi... Nie przypuszczałem, że taka kontuzja mi się przydarzy. Do całej tej sytuacji podchodzę tak, że muszę się z nią zmierzyć, muszę wyjść obronną ręką i muszę wrócić do grania. Muszę pokazać, że da się wyjść z każdej kontuzji… Rozmawiałem na ten temat z Marcinem Wasilewskim, pytałem go o odczucia po operacjach. On miał jeszcze bardziej skomplikowane złamanie – bo było to złamanie otwarte, u mnie na szczęście do takiego nie doszło. „Wasyl” wrócił do gry, więc ja też wrócę.

Jak panu mija dzień? Rehabilitując się, człowiek jest często bardziej zmęczony niż podczas zwykłego rytmu treningowego.

No tak, to jest bardzo żmuda praca. Taką poważniejszą rehabilitację zacząłem miesiąc-półtora miesiąca temu. Bo pierwsze dni, pierwsze tygodnie po odniesieniu kontuzji to była walka z bólem. Walka o to, żeby w ogóle funkcjonować. Bardzo ciężkie były dwa tygodnie po operacji, organizm musiał przystosować się do gwoździa, który jest w piszczelu, do śrub, do obcego ciała. Pierwsze noce miałem fatalne, nieprzespane. W początkowej fazie rehabilitacji jeździłem do klubu, żeby fizjoterapeuci ze mną pracowali manualnie, żeby tę nogę trochę usprawnić. Później było ściąganie szwów, wszystko po kolei. Teraz mam już taki normalny trening, w którym pracuje i ta noga złamana, i noga zdrowa. Mocno, mocno pracuję, żeby wrócić do zdrowia.

W takich sytuacjach doceniamy bardzo pomoc najbliższych. Aby funkcjonować, choćby jeździć na zajęcia rehabilitacyjne, bardzo był pan uzależniony od żony, od brata?

W moim przypadku to nieoceniona pomoc. Żony, dzieci, mojego wspaniałego brata bliźniaka, sióstr, moich szwagrów, mojej całej rodziny. My zawsze trzymamy się razem, a w takich sytuacjach to jeszcze mocniej. Gdy to się stało, w tym samym dniu od razu przyjechał do mnie Mateusz - z Rzeszowa, gdzie mieszka. Przyjechała jedna siostra, druga siostra, szwagrowie. Zajęli się moimi synami, dzięki temu żona mogła przyjechać do mnie do szpitala. Na drugi dzień przyjechali teściowie, którzy też bardzo pomagają. Tak jak mówię - to jest nieoceniona pomoc i bardzo im wszystkim za nią dziękuję. Coś wspaniałego. Dzięki temu szybciej wracam do formy, do zdrowia. W takich sytuacjach właśnie rodzina pokazuje siłę, to jest piękne.

2022 rok był dla pana naszpikowany emocjami. Urodził się Olek, potem był ślub. A w pracy m.in. zmiana klubu, no i to, co wydarzyło się pod koniec października...

Dokładnie tak, to był taki słodko-gorzki rok. Ale na pewno bardzo piękny – bo urodził się młodszy syn, mieliśmy z żoną ślub, piękny ślub. Były piękne chwile. Końcówka była kiepska, ale ogólnie myślę, że był to pozytywny rok. O tym, co niedobre, nie warto pamiętać.

Mam wrażenie, że obaj z bratem macie takie charaktery, że staracie się dostrzegać głównie tę jasną stronę życia…

Tak. Staramy się zawsze patrzeć optymistycznie, w każdej złej sytuacji myśleć pozytywnie, patrzeć do przodu i robić swoje. Bo na to, co za nami, już nie mamy wpływu.

W poniedziałek zafundował pan sobie sportowe emocje, kibicując Polakom na mistrzostwach świata w piłce ręcznej...

Obecnie mieszkam w Chorzowie, skąd dojeżdżam do Knurowa na rehabilitację. Była okazja, żeby wybrać się na mecz Polski z Arabią Saudyjską. Nigdy wcześniej nie byłem w Spodku na meczu reprezentacji, atmosfera była świetna. Fajnie, że wygraliśmy. Nie ma co ukrywać, że o awans do ćwierćfinału będzie ciężko, ale oczywiście trzymam kciuki.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska