https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mikołaj Blajda: Elvis Presley był ikoną muzyki rozrywkowej. A o ikonach się nie zapomina

Paweł Gzyl
Mikołaj Blajda i Filharmonia Futura
Mikołaj Blajda i Filharmonia Futura Andrzej Banaś
W miniony poniedziałek 8 stycznia wypadła kolejna rocznica urodzin Elvisa Presleya. Z tej okazji rozmawialiśmy z dyrygentem orkiestry Filharmonia Futura - Mikołajem Blajdą. Jest on synem Jana Blajdy, który był nazywany "największym fanem Elvisa w Krakowie".

Czy koniec wojny na Ukrainie jest możliwy w tym roku?

od 12 lat

- Od śmierci Elvisa Presleya minęło prawie pół wieku, a mimo to, nadal ma on wiernych fanów na całym świecie. Z czego to wynika?
- W historii muzyki są takie postacie, które są ikonami. Presley jest jedną z nich. Był pionierem w tym, co robił, w pewnym sensie wykreował muzykę rozrywkową. Był pierwszym amerykańskim piosenkarzem, który dotarł ze swoimi przebojami do słuchaczy również w Europie. Sami Beatlesi mówili, że miał na nich duży wpływ. A o ikonach się nie zapomina. One wytrzymują próbę czasu.

- Wychował się pan w domu wielkiego fana Presleya. Siłą rzeczy zna pan wszystkie przeboje Elvisa na pamięć?
- Trochę tak. Te płyty były faktycznie nadużywane w domu. (śmiech) Ale ojciec nie był tylko fanem Presleya. Był generalnie fanem muzyki. Słuchał wielu różnych artystów, w domu trzymał mnóstwo płyt, miałem więc szansę zapoznawać się od dziecka z twórczością największych – Luisa Armstronga, Raya Charlesa czy Elli Fitzgerald. A nawet wspomnianych Beatlesów.

- Jak to się stało, że tata zainteresował się Presleyem?
- Usłyszał go w słynnym Radiu Luxemburg, które miało wtedy jedną z najpopularniejszych list przebojów w Europie. No i doznał olśnienia. To była miłość od pierwszego usłyszenia. (śmiech) Ta muzyka zrobiła na nim piorunujące wrażenie. I został temu wierny. Tak już czasem się dzieje. Kiedy ktoś w wieku siedmiu lat obejrzał „Gwiezdne wojny”, tak jak ja – to ta fascynacja zostaje do końca życia, mimo iż człowiek jest już dorosły.

- Tata miał może okazję zobaczyć Presleya na żywo?
- Nie. Ojciec dużo podróżował po Europie, bo był zawodowym brydżystą. Ale jak wiadomo, Presley nigdy nie wystąpił poza terytorium USA, bo jego menedżer pułkownik Parker nie mógł wyjechać ze Stanów, a nie chciał wypuścić swego podopiecznego samego.

- Trudno było być fanem Elvisa w czasach Peerelu?
- Przede wszystkim trudno było dotrzeć do tej muzyki. Ojciec kupił pierwszą płytę Elvisa za jakieś niebotyczne pieniądze. Zdartą na dziesiątą stronę i trzeszczącą – ale był niezmiernie szczęśliwy, że wszedł w jej posiadanie. Potem jeździł głównie do Włoch – i tam kupował kolejne płyty. Z czasem oczywiście było łatwiej. Ciągle jednak dostęp do takich wydawnictw był w Peerelu reglamentowany, nie mówiąc o ich cenach, bo trzeba je było kupować w twardej walucie.

- Tata grał też w zespole wykonującym piosenki Elvisa – Always In My Mind.
- To prawda. Ojciec był muzykiem-amatorem. Miał absolutny słuch i łatwo przychodziło mu granie na pianinie, basie czy gitarze. Śpiewał sobie też oczywiście piosenki Presleya.

- Zbierał również gadżety związane z Elvisem?
- To jeszcze nie był czas, kiedy przemysł muzyczny generował wszystko, co było związane z popowymi idolami – od skarpetek po kapelusze. Dlatego ojciec nie przywoził takich rzeczy z podróży. Najważniejsze były dla niego wspomniane płyty.

- Jaką miał najcenniejszą?
- Szczerze przyznam, że nie wiem. Na pewno kilka z nich byłoby dzisiaj bardzo cennych, gdyby nie to, że są mocno wyeksploatowane. (śmiech) Kolekcja taty nadal jest zachowana i znajduje się u mamy. Sam mam gramofon, ale dziś nie specjalnie ciągnie mnie do Elvisa. (śmiech)

- Dzięki pana tacie w Krakowie jest aleja i pomnik Presleya.
- To jego życiowe osiągnięcie. Przepiękne miejsce, coś absolutnie wyjątkowego. Z racji swego zawodu poruszam się dużo po kraju i mam kontakt z wieloma muzykami, dlatego kiedy o tym opowiadam, za każdym razem jest wielkie zdziwienie. Bo to zupełnie niesamowita historia. Na tej alei co roku spotykają się fani w rocznicę urodzin Elvisa, pojawiają się nawet samochody z epoki i są jakieś małe koncerty. Tatę dużo zachodu kosztowało „wychodzenie” tej alei, ale był z tego niezwykle dumny.

- Przechadza się pan czasem tą aleją?
- Bywa tak – choćby z synem. Mam duży sentyment do tego miejsca.

Wideo
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska