Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moskal: szanse w meczach ze Standardem oceniam 50 na 50

Bartosz Karcz
archiwum Polskapresse
- Każdy zespół wymaga wzmocnień. Nie stawiam jednak żadnych warunków, że musimy kupić dwóch, trzech zawodników - mówi szkoleniowiec "Białej Gwiazdy" w rozmowie z Piotrem Tymczakiem.

Piłkarze Wisły na urlopach, a Pan już obserwuje mecze Standardu Liege. Jaka jest wstępna ocena rywala w 1/16 finału Ligi Europy?
To solidna drużyna. Mają liczną kadrę. Aż byłem zdziwiony, że w tym zespole były takie rotacje nie tylko w spotkaniach Ligi Europy, ale także w krajowych rozgrywkach. W meczach Standardu, które do tej pory oglądnąłem, wybitnych zawodników nie widziałem, ale biorąc pod uwagę młody wiek wielu z nich, sprawiają wrażenie dojrzałych, choć takimi jeszcze nie są. To zespół grający dobrze w obronie, który traci bardzo mało bramek. Widać, że podstawą jest tam gra defensywna i to całego zespołu. Nie przegrali meczu w Lidze Europy - to o czymś świadczy. Nawet grając w mocno zmienionym składzie wygrali 1-0 na wyjeździe z Kopenhagą. Szanse będą więc 50 na 50.

Do jakiej drużyny, z którą Wisła już grała w tym sezonie w pucharach można porównać Standard?
APOEL Nikozja grał też taką bardzo wyrachowaną piłkę, zdyscyplinowaną, poukładaną. Nie tak może atrakcyjną dla widza, jaką prezentuje Twente Enschede, które chce grać ofensywnie, do przodu. APOEL najpierw skupia się na zabezpieczeniu tyłów i czeka na moment, po którym można stworzyć okazję do zdobycia bramki.

Dlaczego Wisła nie była tak wyrachowana w meczu w Nikozji, a później przykładowo w spotkaniu z Odense w Lidze Europy? Oba przegraliście 1-3.
- Myślę, że byliśmy wyrachowani w wygranym 1-0 meczu z APOEL-em w Krakowie. W Nikozji APOEL postawił wysokie wymagania . Tego się spodziewaliśmy. To zespół, który doskonale potrafi trzymać piłkę, wie kiedy ma zaatakować, a kiedy się utrzymać przy piłce. Duży wpływ na naszą postawę miały też warunki atmosferyczne i godzina rozgrywania meczu w Nikozji. Dużo lepiej znosili to zawodnicy APOEL-u. W meczu z Odense drużyna była w nie najlepszej dyspozcji. Nie mówię tylko o dyspozycji fizycznej, ale i psychicznej po odpadnięciu z APOEL-em. Dla mnie był on zespołem dużo lepszym, dojrzalszym i według mnie zasłużenie awansował. Piłka nożna wcale nie musi być jednak sprawiedliwa.

Teraz pierwszy raz będzie Pan samodzielnie przygotowywał zespół do rundy. Zapewne niektórzy się zastanawiają jak sobie Pan z tym poradzi.
Po przerwie zimowej, czy letniej zawsze jest pewna niewiadoma, jak zespół będzie wyglądał, jak będzie grał. Jaki trener by nie był, to zawsze jest jakiś procent niepewności przed pierwszym meczem po przerwie. Nie zawsze jest też tak, że trener osiąga z klubem sukcesy, wraca do niego za kilka lat i jest tak samo. Zrobimy wszystko, aby zespół był przygotowany na sto procent od pierwszego meczu. Czas pokaże, jakie będą tego efekty.

Wcześniej pracował Pan w roli asystenta z wieloma trenerami. Przygotowania będą autorskie, czy skorzysta Pan z doświadczeń?
Na czymś trzeba się oprzeć. Byłem asystentem wielu trenerów i wiele dobrych rzeczy z tego wyciągnąłem. Staram się to wykorzystać. Na pewno nie będę powielał okresu przygotowawczego jednego trenera. Z każdego staram się wybrać to, co najlepsze.

Przygotowania pod wodzą Pana poprzednika Roberta Maaskanta sprawdzały się. Najwięcej Pan skorzysta z warsztatu Holendra?
Jedno jest pewne - nie możemy uciec od piłki, zostawić jej z boku, od tego się odchodzi. Poza tym, szkoda czasu, bo niedługo przed nami ważne mecze.

Często się Pan kontaktuje z trenerem Maaskantem?
Ostatnio nie mieliśmy okazji ze sobą rozmawiać. Ostatni raz zdarzyło się to po meczu z Twente. Później wysłaliśmy sobie tylko życzenia świąteczne. Trener Maaskant jest bardzo otwartym, miłym człowiekiem.

Nie jest zbyt otwarty? Przed meczem z Twente przyszedł na trening, po spotkaniu był w szatni. Nie jest to wtrącanie się do czyjejś pracy? Pan by tak robił?
Pewnie bym nie przyszedł, nie chciałbym się pokazać. Nie mam jednak do niego pretensji, czy żalu, że wtedy był. Pracował tu przecież ponad rok. Decyduje indywidualna ocena pewnych sytuacji. Mamy inne charaktery. Na jednym z pierwszych spotkań z dziennikarzami mówiłem, że ze mną nie będzie tak atrakcyjnie, bo wydaje mi się, że nie taka moja rola.

Wracając do przyszłości - przed spotkaniem ze Standardem czeka Was jeszcze mecz o Superpuchar z Legią Warszawa. To będzie dobre przetarcie?
Będzie to ważny mecz i chcemy go wygrać. Nie ulega jednak wątpliwości, że dla nas ważniejsze będą spotkania ze Standardem. Co do meczu o Superpuchar mam więc na razie mieszane odczucia. Do końca jeszcze nie wiem, w którą stronę pójdę. To, w jaki sposób zagramy z Legią niekoniecznie więc będzie miało przełożenie na to, jak zagramy ze Standardem.

Przydałyby się wzmocnienia przed rundą wiosenną?
Każdy zespół wymaga wzmocnień. Chodzi jednak o to, aby były to transfery, które rzeczywiście będą wzmocnieniami. Nie stawiam żadnych warunków, że musimy kupić dwóch, trzech zawodników, bo wiem, że jeśli ci, którzy są, będą zdrowi, na sto procent gotowi do gry, to mamy duży potencjał.

Na jakie pozycje szczególnie potrzebowałby Pan piłkarzy?
Jeżeli byłaby możliwość sprowadzenia zawodnika do każdej formacji, byłoby to mile widziane.

A nad czym trzeba będzie zimą najbardziej pracować?
Nad wszystkim. Nie możemy tak tracić bramek jak w przegranych w lidze meczach z Górnikiem Zabrze i Polonią Warszawa. Musimy więc poprawić grę w defensywie i nie mam na myśli czterech obrońców, tylko cały zespół. Musimy też poprawić grę do przodu.

Kibice skandują, że nie chcą już w obronie Michaela Lameya i Kewa Jaliensa.
Dopóki tutaj są, musimy ich traktować na równi z innymi zawodnikami. Może mieli słabszy okres, ale pamiętajmy, że Lamey strzelił bardzo ważną bramkę w Łoweczu i pomógł nam w wielu innych momentach. Podobnie było w przypadku Jaliensa. Jeśli będą w słabszej dyspozycji, to mamy na tylu zawodników, że będą grali inni, ale jeśli będą w dobrej formie, to dlaczego mieliby nie występować?

Rozmawiałbym o tym wszystkim z Panem jako trenerem Wisły, gdyby nie szczęśliwy awans w Lidze Europy, dzięki zwycięstwu z Twente i remisie Odense z Fulhamem w Londynie?
Na pewno jakiś wpływ ten awans miał. Źle by się jednak stało, jeśli byłby to decydujący czynnik. Trzeba wziąć pod uwagę cały okres, w którym prowadziłem zespół i myślę, że tak też patrzył na to zarząd klubu. Sam widziałem momenty, w których zespół grał dobrze, tak jakbym sobie tego życzył. Co ważne, otrzymywałem głosy ludzi niezwiązanych bezpośrednio z klubem, którzy to potwierdzali. To przekonało mnie do tego, że jest to droga, którą trzeba iść.

Zaczął Pan od porażki 0-1 w meczu z Górnikiem Zabrze. Nie udało się od początku przekonać zawodników do Pana wizji?
Zespół potrzebował czasu na to, aby się do niej przekonać. Każdy ocenia sytuację i myślę, że tak było na początku. Wydaje mi się, że przed kolejnym meczem ze Śląskiem zawodnicy uwierzyli w to, co mamy robić.

Później była jednak przegrana 0-1 z Polonią Warszawa. Nie obawiał się Pan po niej, że to koniec pracy z Wisłą?
Zastanawiam się, czy sytuacja z początku meczu, kiedy Dragan Paljić stracił przytomność i został odwieziony karetką do szpitala nie miała wpływu psychologicznego. Zespół później nie był sobą, myślami był gdzie indziej. Po przerwie zaczęliśmy dobrze grać, ale po nieodpowiedzialnym zachowaniu Junior Diaz wyleciał z boiska. W dziesięciu było ciężko grać przeciwko Polonii, ale nie mieliśmy prawa stracić takiej bramki jaką straciliśmy.

Wisła ma 10 punktów straty do lidera ekstraklasy Śląska Wrocław. Przegonienie go byłoby większym cudem niż Wasz awans w Lidze Europy?
To co wydarzyło się w Lidze Europy wydawało się mniej prawdopodobne. Były dwa mecze do końca i mieliśmy cztery punkty straty do Fulhamu. Awans wydawał się nieprawdopodobny, biorąc pod uwagę, że Fulham miał grać ostatni mecz u siebie z Odense. Wierzę w to, że w lidze włączymy się do walki o mistrzostwo. My musimy wygrywać, natomiast jestem przekonany, że drużyny, które są przed nami będą traciły punkty.

Wiadomo, że planem na nowy rok jest obrona przez piłkarzy Wisły mistrzostwa Polski. Ma Pan jeszcze inne marzenia?
Chciałbym, aby na meczach Wisły na nowym stadionie trybuny wypełniały się w komplecie. Mam taką nadzieję, że 33 tysiące widzów zasiądzie na nim już niedługo. Jeżeli na stadion przychodzi komplet widzów, to jest to jakieś spełnienie. Dawniej marzyłem o tym jako piłkarz Wisły, a teraz marzę jako trener. Pamiętam jak graliśmy przy rozkopanym stadionie i to były mecze, które nie miały nic wspólnego z wielką piłką. Teraz nic nie stoi na przeszkodzie, aby stworzyć tu fantastyczną scenerię dla piłkarskich spotkań. Kiedyś jeździłem na różne piękne stadiony i nawet nie wierzyłem, że tak może być też w Krakowie.

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska