Kocur wędruje od kąta o kąta. Nasłuchuje. Czeka. I pewnie by się doczekał, gdyby nie moja czujność. Pozostałych nieproszonych gości w liczbie siedmiu (tak, to efekt wietrzenia poddasza!) wyłapałem żywcem. Zamiast zabijającej łapki zainwestowałem parę złotych w druciane pudełeczko ze sprężynką podłączoną do klapki. Jeśli gryzoń tylko dotknie przynęty wiszącej w samym środku, zostaje uwięziony. Żywy i cały.
Pewnie zapytacie skąd litość nad gryzoniami. Nie, nie chodzi mi o myszy, lecz o ryjówki. Zwykle mylone z uciążliwymi intruzami. Ryjówki są mniejsze, z długim ryjkiem. Bardzo pożyteczne. Polują na owady i pająki. Nie potrzebują ścierać ciągle rosnących zębów na domowych sprzętach. Ratuję je przed kocimi pazurami. I śmiercią w myszołapce.
Mam dylemat z prawdziwymi myszami. Szkodnik, ale bezbronny. Moje kocury spoglądają na mnie ze zdziwieniem, kiedy puszczam je wolno. Prawdę mówiąc, też tego nie rozumiem...
