Kraj kontrastów
Co sprzedawano? Wszystko! Po wojnie Polska powoli podnosiła się z biedy, kobiety ze wsi sprzedawały wszystko, co mogło podreperować domowy budżet – jajka, mleko, sery…
Polska w latach powojennych to było państwo kontrastów.
- Kto miał pieniądze, ten korzystał z życia, a przedwojenna Polska oferowała ku temu różne sposobności. Od doskonałych lokali gastronomicznych, przez najlepsze jedzenie, po luksusowe stroje i eleganckie domy. Dieta większości społeczeństwa ze względów finansowych opierała się na ziemniakach i kaszy, nie oznacza to jednak, że ci, których było stać, odmawiali sobie świeżych cytrusów znad Morza Czarnego, przywiezionych porannym pociągiem, czy kawioru – opowiadała na naszych łamach Aleksandra Zaprutko-Janicka, historyczka, autorka książek, im. Dwudziestolecie od kuchni. Kulinarna historia przedwojennej Polski”.
Problem w tym, że ceny niektórych produktów były wręcz zaporowe... Cukier, zapałki (!), czy sól kosztowały krocie. 17 marca 1936 roku w Krakowie zaczęły się demonstracje. Ludzie żądali chleba i zatrudnienia. Było gorzej niż źle. Ludzie jednak musieli sobie jakoś radzić…
Mleko z krochmalem, masło z gipsem
O ile pewnie większość sprzedawców była uczciwych, to pojawiali się także kombinatorzy, którzy taniej sprzedawali różne towary. Tyle, że „chrzczone”.
Alfons Bukowski, polski farmaceuta, pionier badań żywności, grzmiał:
„… mamy w handlu fałszowaną herbatę, kawę i czekoladę, mamy sztuczne soki owocowe, i rozmaite marmolady owocowe, przyrządzane z syropu kartoflanego, żelatyny, sztucznych esencji i farb anilinowych, mamy ciasta i pierniki słodzone sacharyną i kolorowane trującymi nieraz farbami, mamy sztuczne masło i rozmaite jego surogaty pod szumnymi nazwami, mamy mydła zawierające do 50 procent obcych domieszek, mamy fałszowaną oliwę, szafran, wosk, miód, tytoń, tabakę, kawior, wyroby masarskie, świece stearynowe, mamy falsyfikaty rozmaitych win, jak Tokaj, Sautern, Lunel, Madera i inne, mamy wiele, bardzo wiele innych przetworów codziennych naszych potrzeb, zafałszowanych rozmaitymi, bezwartościowymi domieszkami. ”.
Dziś to brzmi przerażająco znajomo…
Dawny street food
Na targu można było także… zjeść
- Żeby taka przedwojenna knajpka działała, wystarczyło tylko kilka desek, koziołki lub skrzynki, samowar lub prymusówka, parę kubków, talerzy, widelców i gary lub miski z jedzeniem. Taki straganik rozstawiało się byle gdzie, przy okazji targu, jarmarku, odpustu, każdego dużego zgromadzenia – mówiła na naszych łamach Aleksandra Zaprutko-Janicka.
Stary Kleparz - najstarsze targowisko
Pisząc o handlu w Krakowie, trzeba wspomnieć o Starym Kleparzu – targowisku, które działa do dziś i do dziś jest ulubionym miejscem zakupowym krakowian.
Początki Kleparza sięgają połowy XIV w., gdy plac był rynkiem odrębnego miasta – Kleparza właśnie.
Osada Kleparska skupiała się w pobliżu zbudowanego pod koniec XII wieku kościoła św. Floriana. Kleparz leżał Kleparz przy ważnych drogach handlowych – stąd właśnie w tym miejscu handel zbożem i bydłem.
Stary Kleparz to miejsce z tradycjami. Już od ponad 600 lat nieprzerwanie handluje się tutaj najlepszymi rodzimymi towarami, ale także specjałami kulinarnymi z innych krajów. Stary Kleparz swoją niepowtarzalna atmosferę wpisał się na zawsze w tradycję i folklor Krakowa.
Nowy Kleparz – sto lat tradycji
Ze Starym Kleparzem nierozerwalnie związany jest leżący nieopodal (na końcu ul. Długiej) plac targowy Nowy Kleparz. Jego rozkwit nastąpił w latach 20. XX w., gdy wiejska dotąd okolica przekształcała się w miasto. Gospodarze ciągnący ze wsi położonych na północ od Krakowa na Stary Kleparz, coraz częściej zatrzymywali się na Nowym Kleparzu, by tu oferować swoje towary. W regulaminie placów targowych Krakowa z 1925 r. precyzyjnie określone, co i w jakich godzinach może być sprzedawane na Rynku Kleparskim, czym wolno handlować na Nowym Kleparzu, a co można oferować na kramach przy leżącej tuż obok ul. Lubelskiej.
Sukiennice – tam handlowano suknem
Nie sposób nie wymienić też Sukiennic. Pierwsze kamienne kramy, w miejscu dzisiejszych Sukiennic - kupieckie powstały za sprawą księcia Bolesława Wstydliwego. Stały one w dwóch rzędach, stanowiąc niejako uliczkę pośrodku rynku. W II połowie XIV wieku na ich miejscu powstała murowana, zadaszona hala, która spłonęła dwa wieki później.
„Sławne Sukiennice, to nieśmiertelne Kazimierza Wielkiego dzieło, nie jest już owym znakomitym mieszkańca krajowego przykładem przemysłu (sic!): jest tylko zbiorem kilku kupców, a kilkudziesięciu przekupniów. Zgoła we wspaniałym przybytku nędza zdaje się przemieszkiwać” - narzekał w 1822 r. Ambroży Grabowski.
W połowie XIX w. stan gmachu był... kiepski. Zamiast sklepów i kramów sukiennych w Sukiennicach gnieździli się drobni handlarze, a swoje podrzędne lokale prowadzili szynkarze.

Inicjatywę restauracji podjął w 1866 r. nowy prezydent miasta Józef Dietl.
- Sukiennice mają być odbudowane w ten sposób, ażeby odrestaurowany gmach przedstawiał nieskażoną postać pamiątki historycznej - stwierdził prezydent.
Pod jego kierownictwem rada miasta 8 kwietnia 1869 r. przyjęła program odbudowy Sukiennic. Jednocześnie rozpoczęła się dyskusja nad charakterem handlu w odnowionym budynku - pisał na naszych łamach Paweł Stachnik.
Pomimo że przez wieki budynek uległ wielu przemianom, a obecny kształt Sukiennic w niczym nie przypomina pierwotnego budynku z XIII wieku, wciąż stanowi jeden z najbardziej znanych zabytków Krakowa.
Zgodnie z tradycją tego miejsca, wewnątrz Sukiennic znajdują się stoiska, na których można kupić pamiątki z Krakowa w tym. m.in. ręcznie wykonywane wyroby z drewna, skórzane torby, biżuterię czy chusty góralskie, a nawet skompletować strój krakowski.
