Czytaj także: Polityczna klęska Polski, sukces oddolnego lobbingu Polaków
Polak wykonujący pracę na terenie Francji powinien zarabiać tyle co Francuz i mieć opłacane identyczne składki na tamtejszy ZUS oraz inne świadczenia. Sprawiedliwe? Na pierwszy rzut oka tak. Ale w gospodarce i polityce sprawy rzadko wyglądają tak, jak… wyglądają.
Założenia, na jakich oparł się Emmanuel Macron obiecując Francuzom rewizję dyrektywy o delegowaniu pracowników, są fałszywe. Delegowani legalnie do pracy we Francji i innych krajach Polacy, np. budowlańcy, nie „odbierają roboty” Francuzom itd., bo żaden Francuz nie chce tej roboty wykonywać. Zachód cierpi na głęboki deficyt fachowców, a – proszę wybaczyć brak politycznej poprawności – imigranci z dawnych kolonii nie są tak pracowici i rzetelni jak Polacy. Zachód potrzebuje Polaków nie dlatego, że jesteśmy tani. Bułgarzy i Rumuni są tańsi, a jednak to Polacy królują na budowach, w transporcie, w opiece i paru innych sektorach.
Królują, bo są rzetelnymi pracownikami o kulturze nie odróżnialnej już od zachodniej (chyba że na korzyść naszych).
O co zatem chodzi bogatym krajom? Aby Polacy nadal u nich pracowali, ale nie w firmach polskich, tylko francuskich itp. Bogaci hipokryci świetnie wiedzą, że poziom życia w krajach biedniejszych nigdy nie dogoni ich poziomu, jeśli nasi przedsiębiorcy zostaną wyparci z zachodnich rynków. Hamowanie polskiej ekspansji przy pomocy unijnych i krajowych przepisów tylko powiększy bogactwo bogatych i utrwali biedę biednych. Sprzeczność z unijnymi wartościami aż kłuje w oczy. Czyli moralna racja jest tutaj po stronie Polski.
Ale w polityce to nie wystarczy. Trzeba umieć skutecznie przekonywać do swej racji. A w kwestii delegowania poparli nas tylko Węgrzy. Przeciwko nam była reszta Grupy Wyszehradzkiej, a także Hiszpanie, których interes jest tu w pełni zbieżny z naszym! W kuluarach tłumaczyli, że popieranie Polski jest dziś „nieestetyczne”, politycznie ryzykowne, by nie rzec głupie, grozi izolacją i brakiem wpływu na inne ważne decyzje.
ZOBACZ KONIECZNIE: