Można by nawet ukuć określenie "trzeźwy jak pani z nocnego".
Nie ma się, co dziwić. Taki sklep, zwłaszcza rozświetlony energooszczędnymi, bladymi żarówkami, nie jest miejscem na uprzejmości, czy tzw. śmichy-chichy. Nocny sklep to jest urząd, w którym należy zachować powagę. Dlatego właśnie uśmiech puszczony ekspedientce - czy to trzeźwy, czy nie - zawsze rozbije się o skałę jej profesjonalnej surowości, ewentualnie zostanie wzruszony ramionami.
Jak w każdej instytucji, klient ma działać szybko, a urzędnik wolno. Dlatego właśnie najmilej widziani są klienci proszący o produkty standardowe (wódka, piwo, jabcok). Domaganie się whisky albo wina z prawdziwego zdarzenia to przecież czyste (albo właśnie kolorowe) wydziwianie.
Najwyżej w hierarchii i najbliżej sympatii pań z "nocnych" lokują się przeto permanentni alkoholicy, co zawsze przychodzą po to samo, za z góry odliczoną kwotę.
Jest taki moment, kiedy pani z "nocnego" się zapomina. Zwykle, między 4 a 6 rano, gdy nie ma klientów, drzemie sobie na zapleczu, otoczona kartonami nieznanych trunków i plastikowymi skrzynkami po butelkach z piwem. Gdy nad ranem ktoś nieopatrznie wyrwie ją ze snu, zrzuca na chwilę swój urzędowy gorset i podaje flaszeczkę rozkojarzona, gorąca i senna, zupełnie tak, jak to robi ciepła pani magister w nocnej, skądinąd, aptece.
W szpitalu zlekceważono zgwałconą pacjentkę? Prokuratura sprawdza
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!