- 25 sierpnia wykonywałem pracę przy domu. Ciąłem deski piłą. Nagle kawałek jednej z nich się odbił i uderzył mnie w ramię - opowiada Pietraszek. - W szpitalu zrobiono prześwietlenie i okazało się, że mam złamany obojczyk.
Gospodarzowi z Krempach wszczepiono w nowotarskim szpitalu specjalny drut, który miał pozwolić zespolić kość.
Zobacz także: Zakopane: będą podwyżki za wodę i ścieki
- Nawet tego obojczyka mi nie usztywnili. Nie jestem lekarzem, żeby wiedzieć, co w takich wypadkach należy zrobić. Ale chyba powinni go usztywnić - dodaje pan Józef.
Okazało, że po złożeniu ramienia "po nowotarsku", kość się w ogóle nie zrastała.
Według Pietraszka, lekarze nie zdiagnozowali u niego naderwanego ścięgna. Ból narastał z dnia na dzień niemiłosiernie. Pietraszek przestawał ruszać ręką. Apogeum przyszło w noc przed Wigilią. Wtedy drut włożony w ramię przebił mężczyźnie ciało na wysokości szyjki barkowej i wyszedł na zewnątrz.
- Nie mogłem normalnie żyć. Jak się kładłem do łóżka, ból był nie do zniesienia. Pojechałem do szpitala i zażądałem, aby mi drut wyjęli - wspomina. Na niewiele się to zdało. W domu ręka dalej bolała.
Po świętach pacjent zdecydował się zrobić prywatnie rezonans w Zakopanem. Z wynikami udał się do lekarza w Nowym Targu, który składał mu ramię. Ten - ku zdziwieniu pacjenta - uznał, że jedyny ratunek jest w specjalistycznym ośrodku w Bielsku-Białej. Tutaj, gdy okazało się, że na operację na rachunek NFZ trzeba czekać do października, Pietraszek zdecydował się zapłacić za zabieg bez kolejki 9 tysięcy złotych. W lutym było po wszystkim.
Dzisiaj Józef Pietraszek powoli wraca do zdrowia, ręką już normalnie włada, ale szpitalowi w Nowym Targu nie zamierza popuścić. Wynajął w tym celu kancelarię adwokacką. Ta skierowała do placówki pismo, w którym domaga się od szpitala zwrotu kosztów leczenia.
Jeszcze w lutym, tuż przed operacją, Pietraszek udał się, do wicestarosty Macieja Jachymiaka, odpowiedzialnego za służbę zdrowia w powiecie. Chciał, aby to szpital nowotarski zapłacił za jego leczeniu w Bielsku.
- Oczywiście znam historię pana Pietraszka - mówi Maciej Jachymiak. - Rozmawiałem z nim o tym, co stało się w naszym szpitalu. Bardzo mu współczułem, więc zorganizowałem wszystko tak, by jeszcze raz przeszedł operacje pod okiem nowotarskich specjalistów. Wybrał prywatną operację, do czego oczywiście miał prawo. Jeśli chodzi o odszkodowanie to na ten temat musi wypowiedzieć się sąd. Na razie nie chcę mówić, czy zwolnimy odpowiedzialnego za to lekarzy jeśli okaże się, że dopuścił się on błędu w sztuce lekarskiej.
Marek Wierzba, dyrektor szpitala, w ogóle nie kojarzy jakiekolwiek pisma od kancelarii prawnej reprezentującej Józefa Pietraszka.
- Jak tylko będę w pracy, rozeznam sprawę - zapewnił nas wczoraj Wierzba.
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Kraków: pijany woźnica zabrał życie
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy