https://gazetakrakowska.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

O trąbie - TVP przeprasza za Boga

Zbigniew Bauer
Telewizja Polska przeprosiła widzów za wyemitowanie thrillera "Twister" (ubiegła sobota, TVP1) po fatalnym piątku, gdy nad Polską szalała trąba powietrzna.

Telewizja publiczna ma za co przepraszać, ale akurat nie za trąbę powietrzną i nie za całkiem przyzwoity film, zrobiony zresztą w kraju, gdzie tornada są tak częste jak w Polsce przeloty bocianów.

I nie za to, że "Twister" wlazł jej w ramówkę akurat wtedy, gdy Polska rachowała szkody po realnej wichurze. Według tej logiki postępując, należałoby mieć gotowy "plan B" na cały dzień, bo życie
i pogoda płatają rozmaite psikusy: może zejść lawina, może rozbić się samolot albo autobus, może być "biały szkwał", może też któryś z naszych żołnierzy zginąć w Iraku lub Afganistanie.

Wyemitowanie na przykład "Gwiezdnych wojen" w dniu, kiedy świętujemy początek instalowania gdzieś w nadmorskich krzakach amerykańskiego technologicznego cudu, służącego strącaniu czegoś, co zaplącze się nad kraj nasz - też byłoby wysoce niestosowne.

Zmiana ramówki w TVP jest równie trudna co zmiana jej prezesa i członków rady nadzorczej. Tym media publiczne różnią się od komercyjnych, że są stabilne i łatwo przypadkom się nie poddają. Należy jedynie mieć nadzieję, że nikt z poszkodowanych emisją "Twistera" nie poczuł się urażony, bo - jak zauważył zapytany o to ekspert ze stopniem profesorskim - poszkodowani albo nie mieli prądu, albo telewizora, gdyż wessała go atmosfera.

Niemniej przypadek trąby jest pouczający z innego powodu. Większość materiałów filmowych emitowanych przez TVN24 nakręcili dziennikarze amatorzy, którzy - jak to amatorzy - nie potrafili
w czasie kręcenia ukryć swojego radosnego niemal podniecenia. Ryki zachwytu dzierżących kamery mężczyzn, że jest "zaj?.e", wydobywały się z nich równie często jak piski z towarzyszących im dam. Byli oto świadkami czegoś, co widzieli w "Twisterze", a co działo się w realu.
Czuli się jak ludzie, którzy wybierają się na safari szczelnie zamykanym dżipem i cieszą się, gdy lew im włazi na maskę. Lubimy się bowiem bać, dopóki niebezpieczeństwo jest "tam", "u nich" i to "tamci" mają przechlapane. Niebezpieczeństwa zwykliśmy oglądać na ogół przez szybę telewizora: tu radość była spotęgowana poczuciem, iż dzierżymy w ręce kamerę, czyli taki "telewizor na opak", i to,
co dzieje się naprawdę możemy sobie szybko przełożyć na telewizję. Czyli czuć się wygodnie bezpieczni. Kiwało wprawdzie coraz mocnej, kobiety piszczały coraz głośniej, ale właśnie dlatego było fajnie i nawet "zaje". I w końcu szyba pękła, a lew wsadził łapę do środka.

Ludzie ci - nawet o tym nie wiedząc - sięgnęli do samego, by tak rzec, jądra telewizji. Zapisali świat
- i samych siebie w tym świecie. Zapisali moment zapisywania, coś jakby lustro odbiło się w lustrze, pokazując nieskończoność.

Gdyby nie "dziennikarstwo amatorskie", propagowane w stacjach, które potrafią zmieniać ramówkę, nigdy byśmy tego nie doświadczyli. Czasami spontaniczność daje o wiele lepsze efekty niż sztampa dziennikarska, pozwalając zapisywać świat takim, jaki jest, a nie takim, jakim powinniśmy
go widzieć. Oczywiście - tak długo, jak długo spontaniczność i dziecięca naiwność same nie staną się sztampowe, bo wtedy nawet nie zobaczymy, jak lwia łapa myszkuje nam po bezpiecznym schronieniu.
Za trąbę zdawał się przepraszać także IMGW, organizując specjalną konferencję prasową. Meteorolodzy, ludzie w końcu z żywiołem zżyci, czerwoni ze wstydu tłumaczyli żurnalistom, że nie wszystko da się szkiełkiem i okiem zmierzyć i przewidzieć. Że są niedoinwestowani, że się starają,

Te informują i ostrzegają. Współczułem im: prognozę pogody w Polsce traktuje się jak rytuał (nie tylko zresztą w Polsce), jak obstawianie w totku. Każdy niby wie, że nie wygra, ale każdy, przynajmniej raz, coś obstawił. Każdy też wie, że jak "oni" mówią o deszczu, to pogoda będzie jak drut. I na odwrót. Więc gdyby nawet IMGW wrzeszczał na cały głos, że trąba już podchodzi pode wrota - Polak wiedziałby swoje. Niemca przetrzymał, Ruskiego przetrzymał, komunistę pogonił - to ze zwykłą trąbą nie da sobie rady? A jak nawet by przyszła, to i tak pójdzie na pole sąsiada - bo niby czemu na moje?

MGW przepraszał i prosił dziennikarzy, by nie robili "zadymy", nie budzili paniki. I co? Strach
to najlepsza medialna strategia. Nazajutrz było tylko o tym że "najgorsze przed nami", że trzeba budować schrony, że grożą nam tornada, powodzie, śniegi w lecie, a upały zimą. Że nic się nie da przewidzieć, że wszystko skończy się gigantycznym "bum!".

Dlatego wolę facetów, którzy z radością dzieci filmują katastrofę. Własną, niestety, ale wierzą, że wszystko "przejdzie bokiem". Bo tak myśli każdy z nas. Nawet jeśli lew wybił już szybę w naszym aucie i zabiera się do naszych kanapek. Na razie - tylko do kanapek.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska