O zmianach w życiu niektórych ludzi decydują najczęściej wielkie wydarzenia, które zmieniają ich myślenie. To przypadek pana Adama. Niekiedy jednak nawet drobne rzeczy mogą odmienić życie - to historia Anki.
Wymazać dysk
Adam pił przez kilkadziesiąt lat. O tej części swego życia nie chce mówić ani pamiętać. Najchętniej wymazałby ją jak komputerowy dysk. Co najwyżej wspomina, że lubił z kolegami porządzić. Sąsiedzi i większość bliskich zdążyła już spisać go na straty.
- Z niego już nic nie będzie - mówili. Przez swój romans z alkoholem stracił pracę, odsunęli się od niego znajomi i popadł w poważne problemy finansowe. O tym, że zmienił swoje życie i stał się całkowicie innym człowiekiem, zadecydowały dwa wydarzenia - śmierć bliskiej osoby i to, że... potrafił pisać wiersze.
Zmiana w życiu Anki - młodej mężatki, matki dwójki dzieci, nie jest aż tak spektakularna jak przemiana pana Adama. Problemem dziewczyny było to, że straciła kontakt z rzeczywistością. Nie przez wódkę ani narkotyki. Przyczyną była jej słaba psychika. - Nie radziliśmy sobie z długami i kredytami. To mnie przerosło. Mąż się przejmował, ale nie aż tak - mówi dziewczyna.
Załamała się. Zaczęła żyć w zupełnie innej rzeczywistości. Bała się ludzi. Nie chciała wychodzić z mieszkania. Wmawiała sobie, że choruje, potem, że chore są jej dzieci i potrzebują, by opiekowała się nimi w domu. Z czasem doszła do wniosku, że z niczym sobie nie poradzi.
Zaczęła naprawdę chorować. To, że w końcu wzięła się za siebie, zawdzięcza nie lekarskiej terapii, ale... zajęciom w klubie integracji, działającym przy Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej. Ania i pan Adam są podopiecznymi MOPS. Prowadzący ich opiekunowie uważają, że są doskonałym przykładem ludzi, którzy potrafili zmienić swoje życie na lepsze.
Przystanek w życiu
Pan Adam, czyli inżynier-poeta jak o sobie sam mówi, ma pobrużdżoną, zbudzającą zaufanie twarz, szopę siwych włosów i zniewalający uśmiech. Łatwo nawiązuje kontakty, bez problemu potrafi porozumieć się nawet z nieznajomymi, którzy nie są skorzy do wylewności i opowiadania o sobie obcym osobom.
- Wiem, jak rozmawiać o problemach, bo jeszcze niedawno sam miałem poważne kłopoty. A poza tym gdy ma się 58 lat, niejedno się już w życiu widziało - kwituje. Zapowiadał się dobrze. Po Akademii Górniczo-Hutniczej miał tytuł inżyniera hutnika. Tuż po studiach budował hutę miedzi w Głogowie. Potem przez kilkadziesiąt lat pracował w krakowskim Kablu.
- I tu wdałem się w wesołe towarzystwo - wspomina. - Razem z kolegami lubiliśmy porządzić. Skończyło się, jak się skończyło - dodaje niechętnie. Przez rządzenie z kolegami nabawił się problemów z sercem. Życie osobiste też nie do końca mu się ułożyło. Mówi o sobie, że jest dziwnym wdowcem. Z żoną rozstał się zaraz po ślubie. Przez 27 lat był z kobietą, która go rozumiała i znosiła jego wybryki.
Towarzyszka życia
- Nie chcieliśmy legalizować naszego związku. Ja byłem rozwodnikiem i ją rozwiodłem - wyjaśnia.
Oboje uznali, że wystarczy im jeden nieudany związek. Zdecydowali, że będą razem, ale bez papierka i formalnych zobowiązań. Towarzyszka pana Adama była z nim w najgorszych momentach jego życia.
Kochał ją, ale nawet dla niej nie potrafił zmienić stylu życia. Nie zrobił tego nawet, gdy zachorowała na raka. Był przy niej do końca. Mówi , że dopiero jej śmierć go zmusiła do opamiętania. Pół roku temu postanowił, że przestanie pić. Słowa dotrzymał. Nie ukrywa, że w zmianie stylu życia pomogła mu pamięć o swojej towarzyszce. Po jej śmierci postanowił także wrócić do swojej ukrytej pasji - pisania. Nie potrafi dokładnie określić, kiedy zaczął pisać pierwsze wiersze.
- To było chyba jeszcze w szkole średniej. Miałem jakieś 15 lat, chodziłem do ogólniaka, do "siódemki" - wspomina. Wtedy też powstały jego pierwsze opowiadania. Były to wyłącznie utwory w stylu sci-fi, wzorowane na klasyce gatunku, m.in. na opowiadaniach Lema. Nie zakładał, że kiedykolwiek wyda swoje utwory.
- Nie powiem. Próbowałem - mówi. W latach 80. zebrał swoje wiersze i zaniósł do Wydawnictwa Literackiego. Przeczytała je sama Ewa Lipska i napisała dobrą opinię. Pan Adam przechowuje tę opinię do dziś. Mało brakowało a wydałby swój tomik poetycki. - Miałem pecha, jak wiele razy w życiu. Miejsce Ewy Lipskiej w Wydawnictwie zajął młody redaktor. Nie był przychylny mojej twórczości, bo nie mieściło mu się w głowie, że inżynier mechanik jest poetą - dodaje pan Adam.
Wierszy ostatecznie nie wydał. Z redaktorem się pokłócił, trzasnął drzwiami i wyszedł. Pisał już tylko dla siebie i do szuflady. Jego utwory - smutne, melancholijne, poruszające temat zdrady, śmierci i beznadziei życia czytała tylko jego towarzyszka życia. Namawiała go, by zajął się na serio pisaniem.
- Gdy żyła, nie myślałem o tym. Dopiero niedawno moja opiekunka z MOPS , gdy dowiedziała się o wierszach , zaczęła mnie namawiać, żebym przeczytał je ludziom. Zgodziłem się - dodaje. Przez święta porządkował papiery ze swoją twórczością. W całym mieszkaniu uskładało się ich kilka sporych stosów.
Wybrał te, które jego zdaniem najbardziej pobudzają do refleksji. W poświąteczną niedzielę wiersze pana Adama zostały zaprezentowane podczas wieczoru kolęd i poezji w kościele św. Jadwigi. - Teraz moje życie będzie wyglądało inaczej. Żyję spokojnie. Może nawet wydam w końcu moje wiersze na papierze - mówi pan Adam.
Drugi oddech
Kłopoty Ani z sobą samą jej zdaniem wzięły się stąd, że nigdy nie miała szczęścia w szukaniu pracy. Pracować bardzo chciała, a nawet musiała, bo dodatkowe kilkaset złotych było niezbędne w domowym budżecie. Czterosobową rodzinę utrzymuje mąż z pensji wynoszącej niewiele ponad tysiąc złotych. Korzystają już z pomocy MOPS.
- Pracę w pubie straciłam, bo nie wyglądałam zbyt seksownie, kwiaciarka chciała mnie wynajmować na godziny, ale tylko w czasie największego zapotrzebowania na kwiaty, a takich dni nie ma zbyt wiele w roku, a właścicielka szmateksu zrezygnowała ze mnie, bo nie mogłam pracować wieczorami - mówi Anka.
Dziewczyna postanowiła założyć firmę. Nie podejrzewała, że prowadzenie sklepu z używaną odzieżą okaże się dla niej zbyt trudne. Interes okazał się niewypałem. Młodym zostały po nim jedynie astronomiczne jak na ich możliwości długi i kredyty. - Powtarzałam sobie, że spłacimy te kilkanaście tysięcy, ale zaraz potem myślałam: O Boże, ale jak to zrobimy przy takich dochodach. Za co będziemy żyć - mówi Ania.
Gdy wychodziła na ulicę, miała wrażenie, że wszyscy mówią o ich długach i wytykają palcami, że sobie nie radzi. Do minimum ograniczyła wyjścia z domu. Nie sprzątała, nie gotowała. Całymi dniami siedziała w pokoju i udawała, że jej nie ma. Gdy mąż zwrócił uwagę, że nie wychodzi z domu, tłumaczyła, że któryś z chłopców źle się czuje i trzeba z nim posiedzieć. Pracy już nie szukała.
- Nikt mnie nie chciał zatrudnić, więc po co szukać - wyjaśnia. Opiekunka z MOPS od razu zauważyła, że z dziewczyną coś się dzieje. Zaczęła ją namawiać do jakiejkolwiek aktywności. W międzyczasie do MOPS wpłynął anonim, że rodzina źle zajmuje się dziećmi, że są też bite. Anka o anonimie dowiedziała się przypadkiem. Przeraziła się, że, opieka społeczna odbierze jej chłopców. Na szczęście szybko okazało się, że doniesienia "życzliwego" o zaniedbywaniu dzieci nie są prawdziwe.
- Wtedy pomyślałam, że jednak przestanę się bać i wyjdę do ludzi - mówi. Zapisała się do klubu integracji przy MOPS. Klub skupia ludzi mających problemy ze znalezieniem pracy. Anka pracy jeszcze nie znalazła, ale zajęcia w klubie jej pomogły. - Nauczyłam się wielu rzeczy, o których wcześniej nawet bym nie pomyślała - mówi.
- Wydawało mi się, że gdy ma się tylko średnie wykształcenie, nie trzeba myśleć o dobrym "sprzedaniu się" pracodawcy. Teraz wiem, że jest to konieczne i wiem, jak dobrze to robić. Wiem też , że pracę znajdę. Te święta były już inne. Z nadzieją patrzę w przyszły rok - dodaje. Anka nie mówi już o chorobach swoich i dzieci. Nie myśli też obsesyjnie o długach i kredytach. Trochę się nimi martwi, ale ma nadzieję, że gdy znajdzie pracę, rodzina pozbędzie się długów.