Zobacz także: Kraków: konkurencja i drogi bilet zatopią wodny tramwaj
Każdego dnia Władysław Pietrzak, właściciel autoszlifierni, jeździ do mięsnego w Niepołomicach. Nie po steki bynajmniej, ale po kurze serduszka, które kupuje kilogramami. I to bez kolejki! Klienci rozstępują się z uśmiechem, bo to przecież karma dla boćka Władusia i jego licznej, wygłodniałej rodzinki.
Kurzymi serduszkami zdobył pan Władysław serce Władusia. Siedem lat temu była latem straszna susza w Małopolsce. Bociany padały z głodu, rodzicom nie udawało się wykarmić młodych.
- Siedziałem w ogrodzie razem z przyjaciółmi i grillowaliśmy - wspomina pan Pietrzak. - Nagle zauważyliśmy, że bocian, który dotychczas zawsze trzymał się od nas z dala, sfrunął z gniazda i bacznie się nam przyglądał.
Miłośnik bocianów szybko zorientował się, że chodzi o grilla. Złapał kotlety, obmył je z przypraw i soli, pokroił i zaczął rzucać ptakowi. Okazało się, że bocian zaczął przenosić mięso do gniazda i karmić nim osłabione z głodu bocianięta.
Karmienie weszło więc panu Władysławowi w krew. Najpierw kupował ptakom kurze wątróbki, ale widząc, że nie bardzo smakują boćkom, wypróbował serduszka. Te stały się od razu ich przysmakiem.
Dzięki tej pomocy bocianięta z gniazda u pana Władysława były jednymi z nielicznych, które przetrwały srogie lato.
Najpierw było gniazdo
Władysław Pietrzak fascynował się bocianami od dziecka. Już jako 10-latek opiekował się bocianem, który wypadł z gniazda. Gdy dorósł, marzył, aby także na jego posesji osiedlił się długonogi ptak.
I stało się. W 1995 roku na starej olszynie młody bocian zaczął budować pierwsze gniazdo. Radość pana Pietrzaka nie trwała długo. Powódź w 1997 roku zniszczyła drzewo.
- Obawiałem się, że gdy bocian przyleci z małżonką, spadną razem z gniazdem na ziemię - wspomina Pietrzak. - Postanowiłem działać. Obciąłem uschłe drzewo, a w urzędach i w elektrowni wystarałem się o konstrukcję pod gniazdo na słup elektryczny.
Wracające z ciepłych krajów bociany nieufnie obserwowały wybudowane przez ludzi siedzisko. Dopiero po roku zdecydowały się z niego skorzystać. Tu też przyszły na świat pierwsze małe bocianki.
Ptaki podglądąły swego gospodarza. Szybko zorientowały się, że z jego strony nic złego im nie grozi. Wracały więc do niego co rok.
Kronika wydarzeń
Pan Władysław nazwał samca Władusiem, a jego żonę Władusiową. Każdego roku zapisywał daty przylotów ptaków, robił im wiele zdjęć, podglądał ich rodzinne życie i wychowywanie młodych. Gdy gniazdo było zalewane deszczami, wdrapywał się do niego i próbował odprowadzać wodę, aby ptaki nie marzły w kałużach. Przynosił im też słomę.
Gdy zaczął je karmić, Właduś nabrał zaufania. Wielki ptak zleciał na jego podwórko, zaprzyjaźnił się z psami. Spaceruje po posesji razem z nimi. Gdy Pietrzak wynosi mu serduszka, ptak wybiera je z miski i zanosi swej rodzinie. Zdarza mu się zaglądać do warsztatu. Czasami budzi swego przyjaciela stukając dziobem w okno.
W tym roku Władusiowi wykluły się aż cztery bocianięta. Do tej pory na świat przychodziły zaledwie dwa. Pietrzak, aby je podglądać, zamontował kamerę nad gniazdem. Postanowił pokazać całemu światu swego przyjaciela. Wystarczy wejść na stronę internetową www.szlifiernia.strefa.pl
Trzeba się spieszyć. Za dwa tygodnie bociany odlatują.
Zobacz zdjęcia ślicznych Małopolanek! Wybierz z nami Miss Lata Małopolski 2011!
Mieszkania Kraków. Zobacz nowy serwis
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!