Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od lugola do reaktora, czyli atomowe spotkanie z Marią [VIDEO, ZDJĘCIA]

Katarzyna Kachel
Bartek Syta
Obcego, który pojawi się na terenie reaktora, od razu bierzemy na muszkę. Do obcego, który pojawi się na terenie reaktora i ma plecak, strzelamy od razu - prof. Andrzej Strupczewski wita nas przed wejściem na teren Instytutu Badań Jądrowych.

Reaktor atomowy w Świerku (ZDJĘCIA)

Jestem obca. Bartek, fotograf, też. I ma plecak. - To pierwsze zasady, których uczymy się na szkoleniach antyterrorystycznych - wyjaśnia profesor. To z nim już za chwilę przekroczymy bramę, która prowadzi do Marii, jedynego w Polsce czynnego reaktora jądrowego. Jesteśmy pod Warszawą. Stacja kolejowa: Otwock-Świerk.

Zobacz także:**Reaktor Maria w Świerku (ZDJĘCIA)**

Bilet do innego świata

Kilkanaście minut wcześniej stoimy przed panią w okienku, która wydaje przepustki. Dostajemy je po: kilku telefonach, okazaniu dowodów osobistych, legitymacji prasowych, deklaracji (co niesiemy w torbach) i pouczeniu (co można, czego nie, gdzie i kto ma podbić).

Zakaz fotografowania

Sprzed okienka odchodzimy z: wiedzą, że robienie zdjęć z zewnątrz zakazane, no i z profesorem, który od tego momentu jest naszym przewodnikiem.

Pięć minut po asfaltowej drodze wystarcza, by mieć pewność, że profesor o energii atomowej wie wszystko. Tak jak i o Marii (za pół godziny udowodni, że rozróżnia w niej każdą wypustkę, zasuwkę i pręcik).

Te same pięć minut pewnie wystarcza też profesorowi, by ocenić, że prowadzi wycieczkę, która nie odróżni stożkowej konstrukcji rdzenia reaktora od roweru czy miksera. Która jednak wie, że Maria zaczęła tu pracować w 1974 roku. I która widzi coraz wyraźniej, że niewiele się przez te lata zmieniło.

- Gdy uruchamialiśmy tu reaktor przez myśl mi nie przeszło, że po 37 latach wciąż nie będziemy mieć w Polsce elektrowni jądrowej - uśmiecha się profesor.

Baza dla elektrowni

Marię zbudowano, by służyła nauce i przemysłowi. Miała być też bazą dla badań koniecznych do budowy elektrowni. Dziś służy nadal, zwłaszcza medycynie. Dostarcza m.in. technet, który jest wykorzystywany w diagnostyce lekarskiej. Badania, jakie są tu przeprowadzane, mają zaś kluczowe znaczenie dla różnych dziedzin związanych z promieniotwórczością.

To za chwilę. Wcześniej czekają nas bowiem przeszkody. By dostać się do serca reaktora trzeba być bowiem wybrańcem albo szaleńcem. - Ci drudzy są w gorszej sytuacji - zaznacza profesor. Czyhają na nich pułapki, a gdy im się uda je ominąć i dotrzeć do samego jądra, i tak zapadną się pod ziemię.
- No, nie przesadzajmy - studzi profesor. - Ale faktycznie, dzika wyprawa skończyć się może pod gruzami.

Reaktor atomowy w Świerku (ZDJĘCIA)

Nasza zaczyna się w szatni. Dostajemy białe fartuchy i ochronne obuwie. - Żadnych masek? - pytamy rozczarowani. - To jeden z wielu mitów, które towarzyszą energii jądrowej. W Krakowie wskaźnik promieniowania jest wyższy, niż przy reaktorze - tym razem nie wątpimy. Czytaliśmy o tym w książce profesora: "Nie bójmy się energetyki jądrowej".

Test na promieniowanie

Czeka nas pierwsza bramka. Dozometryczna (to kolejne bardzo trudne słowo): przytulamy się do wielkiej szafy i wkładamy ręce w dwie dziury. Nic nie piszczy. Potem jeszcze puścić nas muszą amerykańskie (i bardzo nowoczesne) elektroniczne bramki. - Nie wolno ich fotografować - słyszymy.

Docieramy do przedpokoju. Tu czuwa się przy Marii w dzień i w nocy. Dziś np. wszystkie tajemne znaki i światła na konsolach odczytują w sterowni kierownik Jacek Idzikowski i Krzysztof Sierański. Rozróżniają tysiące migających lampek, guzików, cyfr. Panowie nie świecą się i nie piją lugola. - Ale jak ktoś lubi, dlaczego nie - uśmiecha się pan Krzysztof.

Za chwilę będzie nas przekonywał, że przebywanie w pobliżu promieniowania błękitnego jest równie bezpieczne jak czekanie w poczekalni do doktora, a uran nie jest groźny. - No, chyba że się go liże - zastrzega.

Na razie takiego śmiałka nie mieli. Tak jak i nie mieli tu nigdy awarii: - Nuda - rozkładają ręce.

Bo stara poczciwa Maria jakoś się nie psuje. Może dlatego, że tak dobrze chroniona? Prowadzą do niej pancerne drzwi, do których kody mają wybrańcy.

Doprowadzą nas one do wielkiej hali, chronionej grubym murem, która przypomina olbrzymi statek. Mnóstwo w nim pręcików, okienek, tajemniczych zakamarków, zasuwek, szkiełek. Nasz przewodnik, niczym kapitan, zna każdy centymetr pokładu. Prowadzi nas po schodkach na platformę, skąd widać błękitne światło. Tak świeci się woda wokół rdzenia (chroni przed promieniowaniem).

Maria pracuje cichutko, nie wydaje żadnych warkotów, nie trzeszczy, choć zachodzą w niej te wszystkie skomplikowane reakcje, których nie pojmuję. Maria ma też na swoim "pokładzie" koła ratunkowe.

- Gdyby ktoś wpadł do basenu - mówi poważnie profesor i uchyla szklane pokrywy, które odgradzają nas od basenu. - Uwaga, by nic nie upuścić - ostrzega. - Wtedy trzeba będzie przebrać się w kombinezon płetwonurka i wyciągnąć.

Żart? Chyba nie. Wracając mijamy bowiem szafy z ekwipunkiem dla nurków. - Nieużywane - zaznacza profesor.

Opuszczamy Marię przeciskając się między bramkami. Nic nie piszczy. Nie słychać żadnego alarmu.

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Kraków: pijany woźnica zabrał życie
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy
Skok do celu Adama Małysza: czytaj wszystko o ostatnim występie najlepszego polskiego skoczka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska