Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Okiem Jerzego Stuhra. Czy to już wielki finał?

Jerzy Stuhr
Ostatnie, podobno, dwa przedstawienia „Kontrabasisty” odbyły się w naszej PWST, a teraz, w tym samym miejscu zaczyna się promocja książeczki o Pańskich 30 latach istnienia na scenie z tym monodramem. Nie za wcześnie na finał?

Ale ja z paroma rolami się już żegnałem. A czy mi żal? Pewnie! Dorastałem z nim, dojrzewałem, postarzałem się z nim - więc wiem, że to jest sprawa zupełnie specyficzna.

Ale nie powinno się tych wszystkich etapów własnego życia przeżywać ze sztuką. Dlatego powoduje to u mnie taką naturalną reakcję. Trzeba to przerwać. To jest tak, jak odejście Maćka z domu, gdy wydoroślał, zaczął swoje życie, odszedł. A więc koniec jakiegoś rozdziału...

Teraz jest książeczka, która ten mój rozdział podsumowała. Nazywa się „Ja Kontra Bas” i jej promocja właśnie za chwilę się zaczyna.

Zaprosiłem do rozmowy przy tej okazji, Józefa Opalskiego, bo ze szkoły i od muzyki, Stanisława Radwana, bo to za jego dyrekcji w Starym Teatrze wszystko się zaczęło i Mariusza Pędziałka, oboistę, bo to jego kwartet był pierwszym kwartetem, z którym grałem, przy premierze „Kontrabasisty”. Tak mówię tu: książeczka, ale w końcu nie okazała się ona taka mała: 182 strony. Długo trwały pertraktacje z Patrickiem Suskindem. W końcu na wszystko się zgodził, a musiał się tu wyrazić, bo bardzo obficie cytuję jego tekst.

Ale parę scen dopisałem, których nie ma w tekście. Jak bohater wybiera z agencji prostytutek najbardziej podobną do Sary. Po próbie zakrada się do garderoby i kradnie suknię, w której Sara ma śpiewać partię Burgundy i w tę suknię, w domu, ubiera prostytutkę, puszcza płytę, na której Sara śpiewa „Cosi fan tutte”, gra na kontrabasie i każe się jej rozbierać. A ta się rozbiera, tak na zimno.

Ale to dopisałem pod kątem mojego wielkiego, skrytego marzenia, jakim jest to, żeby z tego „Kontrabasisty” zrobić film.

Opowiadałem już o moich filmowych perypetiach sprzed lat, które miały miejsce w Hollywood i dotyczyły właśnie tego tekstu. Ale przecież ja tam byłem w 97 roku, u nas wtedy produkcja, producenci, wszystko było jeszcze „w powijakach”. Ale teraz jest zupełnie inaczej. Teraz mamy świetnych producentów. I dziś chciałbym, aby to powstał polski film.

Gdyby zaświtała taka szansa, to wtedy się przykładam i do roku powstaje scenariusz. A rzecz jest o ogromnej samotności, o narastającej neurastenii, o miłosnej obsesji… Maciek by mógł to jeszcze zagrać! Już dopisałem kilka pomysłów, takich treatmentowych wątków, trudno je nazwać jeszcze scenami, ale mogłyby się w filmie znaleźć. Wszak film jest tak oddzielną materią i tak inne spojrzenie można w nim zastosować, że wyjdzie z tego coś innego. Można ułożyć tę postać obrazami, wątkami, „na kanwie” … całkiem osobne opowiadanie może tu powstać.

Mam kilka pomysłów - zobaczymy. Bardzo we mnie zapadł taki film „Lokator” Polańskiego. Wtedy był to proroczy film. I to on był filmem o samotności takiej, o jaką mi chodzi. Takiej samotności, która dziś jest problemem i to różnych pokoleń. Kiedyś w radiu słyszałem, że wśród nadawców telefonów zaufania, najwięcej jest młodych ludzi. Bezbrzeżnie samotnych.

Niby na facebooku sprawdzają, ile mają „polubień’ i nieraz są to setki i tysiące, a w oczy nie mają komu spojrzeć. I to zaczyna być wielkim problemem, gdy złudnie myślą, że ilość wejść przekłada się na przyjaźń. Tak, że taki film o „Kontrabasiście” byłby filmem o wielkiej samotności. Aż do punktu aberracyjnego, gdy przekracza się pewną granicę neurastenii.

Ale zacznę na poważnie myśleć o tym jeszcze nie teraz. Najpierw muszę być całkowicie „wyczyszczony” z działań poprzednich, czyli, jak mówi obecnie młodzież - „zresetowany” i dopiero wtedy może zacząć kiełkować we mnie jakaś myśl i dopiero wtedy zaczynam jakby na nowo pracować.

Mam teraz jeden wielki komfort, że nie muszę się spieszyć. Nic mnie nie gna. Spokojnie mogę czekać, aż się we mnie narodzi coś nowego. Muszę się uspokoić, wyciszyć, nie mam żadnego przymusu.

A wtedy mógłbym nawet pomyśleć, że to będzie jak opera, bo muzyka wielka by wypełniła taki film… prawa autorskie są tylko przez 50 lat, więc tu muzykę Wagnera mamy za darmo.

To by było zwieńczenie tego tematu i tej sztuki.

Notowała: Maria Malatyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska