Zdecydowanie bogatsi są włodarze z powiatu olkuskiego. Zostawiają w tyle kolegów z chrzanowskiego. Olkuski starosta Paweł Piasny nie ma sobie równych. Jego majątek oszacowaliśmy na ponad 34 mln zł. Niewielu samorządowców może się poszczycić takim bogactwem. Piasny zawsze podkreślał, że sam dorobił się tego, co teraz ma. - Już jako 15-latek to, co zarobiłem, odkładałem, a nie konsumowałem. Dzięki temu mogłem pieniądze pomnażać - mówi starosta. Takie podejście zaowocowało. Obecnie ma w Zimnodole najnowocześniejsze gospodarstwo w całej Małopolsce, które ciągle się rozwija. Piasny uprawia kukurydzę. Same jego maszyny rolnicze są więcej warte niż dobre auta. Prowadzi też dodatkowo działalność gospodarczą. Odkąd został starostą, prowadzenie interesów przejęła żona i brat. - Nie chcę żyć z polityki, tylko realizować się w polityce, a przy tym pomagać innym - zaznacza Piasny. Uważa, że osoby niezależne finasowo są odważniejsze w podejmowaniu decyzji.
Podobną niezależnością może się cieszyć Adam Zielnik, burmistrz Wolbromia, który jest na drugim miejscu, jeśli chodzi o wielkość majątku. - Tajemnica sukcesu tkwi w tym, żeby bogato się ożenić lub fortunę odziedziczyć - żartuje burmistrz Wolbromia. - A tak poważnie to doszedłem do wszystkiego ciężką pracą - zaznacza Zielnik. Od 17 lat jest prawnikiem i jak podkreśla, od razu wskoczył na głęboką wodę. Dzięki temu, że ma wolny zawód, udało m u się sporo zaoszczędzić. Tym bardziej że żona Zielnika też jest radcą prawnym i dobrze zarabia. W odróżnieniu od starosty Piasnego Zielnik na gospodarstwie ogólnorolnym (na którym ma trochę zboża, trochę ziemniaków, trochę buraków itp.) nie zarabia. Czasem nawet musi do niego dokładać. Nie bierze na nie dopłat. - Jestem bardziej rolnikiem tytularnym. Uprawiam ziemię z sentymentu, bo to moja ojcowizna - zaznacza. Nie ma też żywego inwentarza, poza kurami.
Teraz pracując jako szef gminy, zarabia o wiele mniej niż jako prawnik. Po co więc to robi? Jak podkreśla po to, żeby coś po sobie zostawić. - Na mojej liście priorytetów pieniądze są bardzo daleko. Są inne ważniejsze sprawy jak choćby lokalny patriotyzm. Serce nie pozwalało patrzeć na to, co się dzieje w gminie. Chciałbym to usprawnić, poprawić tak, żeby po moim odejściu gmina lepiej funkcjonowała - wyjaśnia Zielnik. - A pieniądze dają mi komfort niezależności. Nikt mi przynajmniej nie zarzuci, że zrobię to dla pieniędzy - kwituje.
Podobnie Krzysztof Dudziński, wójt Bolesławia. - Jako dyrektor prywatnej firmy miałem o wiele większe wynagrodzenie niż teraz. Ale pieniądze to nie wszystko. Byłem pewien, że gminą można zarządzać inaczej i postanowiłem się za to wziąć - wyjaśnia Dudziński. Obecnie wójt Bolesławia zarabia prawie 11,5 tys. zł. Wielu mieszkańców zarzuca szefom gmin, że takie pieniądze to zdecydowanie za dużo. Samorządowcy się z tym nie zgadzają. - Może w stosunku do stawek, jakie obowiązują na obszarze wiejskim, nasze zarobki wydają się duże. Ale należy pamiętać, że bycie wójtem czy burmistrzem to ogromna odpowiedzialność. To praca praktycznie non stop - siedem dni w tygodniu i 24 godziny na dobę - zauważa Dudziński.
Burmistrzowie i wójtowi, którzy są na stanowiskach kolejną kadencję, mają praktycznie tyle samo, ile mieli rok temu. Na konto Żelaznego wpłynęło ok. 30 tys. Mieszka w tym samym domu i jeździ tymi samymi samochodami. Nadal ma też ciągnik
Tymi samymi samochodami nadal jeżdżą - Jacek Latko, burmistrz Libiąża, i Radosław Warzecha, wójt Babic. Latko wydał część swoich oszczędności. Rok temu miał ich 8 tys. Teraz tylko 2,5 tys. Jakieś 10 tys. zł oszczędności wydał też przez rok Mirosław Gajdziszewski, burmistrz Bukowna.
Z analizy oświadczeń majątkowych wynika, że najbiedniejszy jest Adam Adamczyk. Porównując do 2003 r., kiedy również był burmistrzem Trzebini, jest jeszcze gorzej. Mało, że nadal nie ma mieszkania ani domu, to nawet nie ma już audi 100 z 1991 r. Z oszczędności w kwocie 80 tys. zł zostało mu tylko 2 tys. zł.
Współpraca Taida Jasek