https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Oświęcim. Kolejna afera z byłą wójt gminy

Właściciel firmy budowlanej przyjmując zlecenie od byłej wójt gminy Oświęcim Małgorzaty G. nie spodziewał się, że remont jej domu zakończy się bijatyką, zatrzymaniem przez policję i sprawą w sądzie. Twierdzi, że nigdy wcześniej nie spotkał się z tak perfidnymi kontrahentami i za żadne pieniądze nie przyjąłby tego zlecenia, gdyby znał zakończenie.

Ekipa remontowa została zatrudniona do położenia tynków we wnętrzu nowo wybudowanego domu. Na spotkaniu, gdy przyjmowano zlecenie, obecny był partner byłej pani wójt, który negocjował warunki jako jej reprezentant. – Wszystko było wyjaśnione, ustaliliśmy, co robimy, w jakim czasie i za jaką kwotę – opowiada właściciel firmy. – Na początku szło bez problemów. My robiliśmy swoje. Ten mężczyzna cały czas patrzył nam na ręce, ale nie miał zastrzeżeń.

Budowlaniec twierdzi, że po kilku dniach pracy zaczęły docierać do robotników niepokojące sygnały. – Podjeżdżali na budowę jacyś ludzie, wypytywali o właścicielkę domu, denerwowali się, że nie mogą jej nigdzie znaleźć – mówi. – Przeszło nam przez myśl, że mogą to być jacyś wierzyciele, ale nie zagłębialiśmy się w temat.

Po 14 dniach, kiedy prace dobiegły końca, właściciel firmy umówił się z byłą wójt na budowie, aby ta zatwierdziła zakończenie remontu i zapłaciła za wykonaną robotę. Na miejscu jednak się nie zjawiła. Przyjechał za to jej partner z drugim mężczyzną.
– Zaczęli wydziwiać, że tu jest źle, tam krzywo. Że tu i tam trzeba jeszcze gładź zrobić – opowiada właściciel firmy budowlanej. – Nie umawialiśmy się na taką robotę, więc skończyło się na tym, że poprawimy jedynie rzekome niedociągnięcia i po tym dostaniemy gotówkę.

Jego pracownicy poświęcili kolejne dni na poprawki we wskazanych „felernych” miejscach. – Kilku nawet nie tknęliśmy palcem, a gdy przyjeżdżał ten gość na kontrolę, twierdził, że teraz jest dobrze i pytał, dlaczego nie zrobiliśmy tego tak od razu – mówi budowlaniec. – Wtedy uświadomiliśmy sobie, że odwlekanie odbioru to gra na zwłokę i mogą być problemy z wypłatą.

Umówili się na termin ostatecznej zapłaty, ale nie doszło do transakcji. Następnego dnia na budowie znów zjawił się partner byłej wójt. – Doszło do ostrej wymiany zdań między nami. Przyznał, że nie mają pieniędzy, więc zacząłem wydzwaniać do właścicielki domu, ale nie odbierała – wyznaje zleceniobiorca.

Mężczyzna nie zastanawiając się długo wsiadł do samochodu i postanowił poszukać byłej wójt. W tym czasie robotnicy zatrzymali na budowie jej partnera. – Powiedziałem mu, że dopóki nie dostanę gotówki, nie wypuszczę go z tego domu – przyznaje budowlaniec. – Nikt z nas nie chciał zrobić mu krzywdy. To był efekt frustracji, niemocy.

Zatrzymany siłą mężczyzna został ostatecznie wypuszczony po tym, jak właściciel firmy wrócił z poszukiwań byłej wójt. Nie udało mu się jej znaleźć, ale zdążył ochłonąć i dojść do wniosku, że więzienie człowieka nie jest dobrym rozwiązaniem.
Partner Małgorzaty G. po opuszczeniu domu pojechał prosto na pogotowie ratunkowe. Następnie z obdukcją zgłosił się na policję. – Zostali już przesłuchani pracownicy firmy i mężczyzna, który był przetrzymywany w domu – mówi Małgorzata Jurecka, rzecznik oświęcimskiej policji. – Sprawa jest w toku.

Partner Małgorzaty G. oskarża robotników o pozbawienie go wolności i pobicie. – Nikt go nie uderzył, ale faktycznie został siłą zatrzymany. On wykorzystał sytuację i teraz my mamy kłopoty – mówi przedsiębiorca.

Po tych zajściach robotnicy dostali za wykonaną pracę osiem tys. zł. – Co z tego, że zapłaciła nam, jak teraz będziemy musieli oddać temu facetowi zadośćuczynienie za wyrządzone krzywdy, a zgodnie z tym, co powiedzieli nam na policji, zażądał po 2,5 tys. od każdego z nas – narzeka właściciel firmy. – A że było nas kilku, to się skończy tak, że oni odzyskają z nawiązką pieniądze, które zapłacili nam za robotę, a my będziemy mieć wyroki.

Próbowaliśmy się skontaktować z Małgorzatą G. Od kilku tygodni nie odbiera jednak telefonu, nie zastaliśmy jej też w mieszkaniu, na budowie w Zaborzu ani u rodziców. Nie udało nam się dowiedzieć, czy i gdzie obecnie pracuje. Jej znajomi też nie wiedzą, co się z nią dzieje.

Sprawa, którą bada prokuratura:

https://gazetakrakowska.pl/oswiecim-gmina-zaplaci-prawie-milion-zlotych-kary-przez-lenistwo-urzednika-foto/ar/3848915

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić!
Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Komentarze 11

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

B
Brat
Firma która to wykonywała to Pan Piotr Podeszwa z Oświęcimia - polecam Państwu tego Pana - jak wam nie wykona roboty dobrze a zwrócicie mu uwagę żeby poprawił to może was pobić i uwięzić - tak jak to zrobił w tym przypadku. Na dodatek będzie was szantażował Panią Eweliną Sadko (autorką tego kłamliwego tekstu) i jak mówił swoim dobrym kolegą Panem Albertem Bartoszem. W jakim celu proszę sobie odpowiedzieć samemu.
Pani Sadko otrzymała od radcy prawnego sprostowanie, którego nie zamieściła. Większość informacji, którymi posługuje się ta pani pseudo "dziennikarz" jest nieprawdziwych i z nikim się nie kontaktowała.
Dobrze, że ta pani już nie pracuje w GK bo osób oczernianych jest dużo więcej i jak wiem toczą się postępowania sądowe względem GK za artykuły tej pani.
o
oswiecimianin
Nie pierwszy już raz gazeta krakowska podkreśla brak obiektywizmu, rzetelności i odpowiedzialności za słowo. Czasem trzeba zapytać drugiej strony ( ach ponoć nie ma kontaktu ), czasem trzeba zapoznać się z dokumentami z Policji bądź umowami, poznać dogłębnie temat a nie pisać plotkę zasłyszaną na ulicy...
A
Aga
Cóż na początek uważam,że do tego artykułu powinno być napisane sprostowanie,ponieważ jest on napisany ewidentnie po to aby oczernić osobę byłej wójt a nie opisuje on prawdy. Właściciel firmy budowlanej "zapomniał" dodać,że ,gdy partner Pani byłej wójt nie chciał się z nim rozliczyć za spartaczoną robotę to wezwał na "pomoc" kilku facetów bez karków,którzy musieli czekać gdzieś niedaleko ,bo zjawili się szybciej niż partner byłej wójt i jego znajomy zdążyli zejść ze schodów i zajęli się nimi odpowiednio..nieprawdą jest,że nie zostali pobici..zostali i to dotkliwie.
Znam sprawę z drugiej strony i mam przekonanie,iż ucierpiał na tym zajściu tylko mój brat,który został poproszony przez partnera Małgorzaty. G o ocenę wykonanej pracy. Uważam,że Pani była wójt oraz jej partner powinni się wcześniej jakoś dogadać z właścicielem firmy budowlanej,bo być może do całej historii by nie doszło...co nie zmienia faktu,że współczuję komukolwiek kto wynajmie tą firmę skoro swoje sprawy rozwiązuje w ten sposób.
A Pani redaktor gratuluję napisania pewnie i poczytnego artykułu ,jednak szkoda ,że tak bardzo odbiegającego od prawdy.
T
Tomisław
Czyżby następny artykuł "na zlecenie" ? :D
M
Michał
Szkoda że nie jest opisana prawda,że była Policja i Pogotowie.
M
Maciej
To tak jak gazeta napisze coś kiedy nie zna drugiej wersji
O
Ona89
Ludzie ktorzy pracują czekają na pieniądze i potem kierownik sie musi tłumaczyć, gdy klienci zalegają z płatnościami. Powinno sie brać zaliczki i spisywać umowy z terminami wykonania oraz płatności.
O
Oświęcimianin
Panie Tomek!
Jeżeli planuje się remont to trzeba też zaplanować na niego budżet, bo jak nie to piwnica jest wolna...
T
Tomek
Dorotko, to czy była winna zależy od tego, kto jest autorem artykułu. Swoją drogą już dawno nie czytałem tak dokładnie opisanej historii.
D
Dorota
Tomek - czytaj ze zrozumieniem.... Winna prowokacji jest była Pani wójt... Kobieta żeruje na czyimś nieszczęściu...
T
Tomek
Może jeszcze ktoś poda nazwę firmy budowlanej, bo planuję remont ale teraz się boję, że jak coś spartaczą to mnie jeszcze pobiją i zamkną w piwnicy.
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska