- To jest zwyczajne draństwo. Po prostu nie mam słów - mówił nam Janusz Gucwa, gorliczanin, który kilka dni temu, na ulicy Wróblewskiego, na jednym ze stojących tam kontenerów na śmieci zobaczył reklamówkę z mąką, kaszą, kostką margaryny do pieczenia, drugą do pieczywa, konserwą.
Dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane...
Trudno dziwić się nerwom gorliczanina. Przed każdymi świętami jesteśmy wręcz bombardowani prośbami: pomóż dzieciom radośnie spędzić święta, podziel się z tymi, co nic nie mają, wesprzyj ubogich. Jeden pakunek z wyrzuconą żywnością nie powinien burzyć całego systemu pomocy, ale zgrzyt jest tak głośny, że nie można go zignorować. - Jak tak można - ktoś kupił te produkty w dobrej wierze, by pomóc. Na tyle, na ile potrafił. Tymczasem ów „biedny” pomoc ma gdzieś. Po prostu ją wyrzuca do śmieci - denerwował się nasz Czytelnik.
Na dowód przyniósł zdjęcie zrobione na miejscu. - Ulica Wróblewskiego jest krótka. Zapewne nie przyniósł tego nikt z innej części miasta. Może warto by zweryfikować tych, co tu akurat mieszkają i korzystają z pomocy - sugeruje.
Część żywności w siatce zawieszonej na kontenerze miała banderolę ogólnopolskiego programu pomocy żywnościowej. W Gorlicach koordynuje go parafia św. Jadwigi. Ks. Jerzy Gondek ma co robić, bo tylko w minionym roku, w niewielkiej parafialnej salce, rękami stu pięćdziesięciu wolontariuszy z całego powiatu zapakowanych zostało 20 tysięcy paczek. W tym roku już 25 tysięcy. Trafiły do ponad czterech tysięcy domów w powiecie, a liczba wniosków o kolejne stale rośnie. - Nie róbmy sensacji z jednej wyrzuconej paczki. O wiele ważniejsze jest to, że zdecydowana większość pomocy trafia do naprawdę potrzebujących - komentuje ks. Gondek. - Mogę tylko zaapelować: jeśli ktoś nie potrzebuje danego produktu, niech go po prostu zostawi. Przyda się komuś innemu - dodaje.
Chleb w śmieciach to niestety codzienność
Leszek Rataj, dyrektor ds. rozwoju firmy EMPOL , doskonale zna temat wyrzucanej żywności. - Po świętach jest to szczególnie widoczne - mówi. Najczęściej w kubłach z odpadami lądują pakowane produkty - głównie sery i wędliny, którym skończył się termin ważności. Na porządku dziennym jest chleb. - Staramy się wybierać go z odpadów, ale nie da się z nim wiele zrobić - mówi.
Jest często przesiąknięty chemikaliami, różnymi nieczystościami. - Nie ma mowy nawet o tym, by ktoś wziął go dla zwierząt, nawet kur. Trafia po prostu, tak samo zresztą jak pozostała żywność, na kompost, którym przekłada się warstwy śmieci na wysypisku - mówi dalej. Z takimi „odpadami”, jak nasze, nie spotkał się jeszcze nigdy.
Maria Rąpała, gorliczanka z Osiedla Łysogórskiego, przyznała nam, że nie wrzuca niczego do koszy z żywnością dla najbiedniejszych. - Od lat sama robię taką paczkę dla mojej znajomej. Kupuję jak dla siebie. Pakuję do torby i wieszam na płocie jej domu, by nie wiedziała, kto jest darczyńcą - opowiada. - Najpewniej poczucie własnej godności nie pozwoliłoby jej przyjąć nic ode mnie. A tak, podarunku nie zwróci - uśmiecha się.