https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Patryk Letkiewicz w swoim debiucie w Wiśle Kraków: Zawsze chciałem być jak Manuel Neuer

Bartosz Karcz
Bartek Ziółkowski/wislakrakow.com
W ostatnim meczu z Odrą Opole zadebiutował w bramce Wisły Kraków Patryk Letkiewicz. Po kilku dniach porozmawialiśmy już na spokojnie z 19-letnim bramkarzem „Białej Gwiazdy”. Nie tylko o tym występie, ale praktycznie o całej jego dotychczasowej karierze, która choć wciąż jest na początku, to już całkiem sporo się w niej również wydarzyło.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Po kilku dniach od debiutu w Wiśle Kraków mocniej niż zaraz po meczu z Odrą Opole dociera do pana, że stało się coś ważnego w pana karierze?
- Na pewno dotarło do mnie to, że zrobiłem kolejny krok. Można powiedzieć, że w mojej dotychczasowej karierze to był do tej pory najważniejszy moment. Bardziej jednak mówiłbym tutaj o małym kroku w kierunku takich, które w przyszłości mogą być znacznie większe.

- Od dłuższego czasu uznawany jest pan za duży talent i w klubie można było od wielu osób usłyszeć, że jest pan przygotowywany do tego debiutu. Tym przygotowaniem miało być również wypożyczenie do Wieczystej Kraków. Ile te mecze w tym ostatnim klubie w zawodnikami o uznanej marce w polskiej piłce dały panu w kwestii rozwoju? Również te spotkania już w rezerwach Wisły w III lidze?
- Dużo dała mi szatnia Wieczystej. Musiałem się zderzyć z wysokim wyzwaniem. Zostałem wypożyczony do klubu, który grał może tylko w III lidze, ale jednak również takim, o którym jest bardzo głośno. Dodatkowo gdy przeszedłem do Wieczystej, w podobnym czasie trafili do niej Michał Pazdan czy Jacek Góralski. I w tym gronie znalazłem się ja, który w seniorskiej piłce miał dwa, trzy mecze w IV lidze. Musiałem się z tym zmierzyć, musiałem nauczyć się grać z presją, ale mnie to bardzo pomogło. Podbudowało mnie, że w tym towarzystwie sobie poradziłem. Piłkarsko też myślę, że mi to pomogło, bo były bardzo wymagające mecze w III lidze, w których udało mi się pokazać z dobrej strony. Na pewno poczyniłem postęp przez ten sezon na wypożyczeniu.

- Można różnie wypowiadać się o III lidze, ale wystarczy zobaczyć kilka w niej meczów, żeby dojść do wniosku, że wcale nie jest to taka łatwa liga, jakby się mogło wydawać. Intensywność niektórych spotkań jest dość wysoka, a można za przykład podać choćby niedawny mecz rezerwy Wisły z Sandecją Nowy Sącz, w którym miał pan okazję się mocno wykazać.
- III liga ogólnie charakteryzuje się dużą intensywnością. To jest taka liga, w której każdy chce zaistnieć. W przypadku młodych zawodników jest to liga, w której bardzo chcą się pokazać, żeby ktoś ich dostrzegł, wziął gdzieś wyżej. Są rezerwy Korony Kielce, jest Sandecja Nowy Sącz, która się bije o awans. Podobnie było w poprzednim sezonie, w którym też było kilka drużyn z aspiracjami na awans. A wracając do tego meczu z Sandecją, to też pamiętam, że był on dla mnie jako bramkarza bardzo wymagający.

- Niedawno skończył pan dopiero 19 lat, a ma już trochę klubów w swoim życiorysie. Wymieńmy je: Urania Ruda Śląska, Silesia Piekary Śląskie, Ruch Chorzów, UKS SMS Łódź, Wisła Kraków i Wieczysta Kraków. Jak to się stało, że tak często się to zmieniało?
- Trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Czasami było to zależne od trenera, innym razem od chęci rozwoju. Moim zdaniem zmiany w życiu są potrzebne. Nie zawsze ma się pewność czy będzie to zmiana na dobre czy złe, ale decyzje trzeba podejmować. U mnie tyle tych klubów wzięło się stąd, że cały czas chcę się rozwijać i jeśli w jakimś miejscu przestawałem dostrzegać, że jest to możliwe, to starałem się właśnie coś zmienić. Czasami były to trudne decyzje, gdy przenosiłem się np. do Łodzi czy później do Wisły. Też to wypożyczenie do Wieczystej było spowodowane chęcią rozwoju. Nie można się bać takich kroków.

- Gdy opuszcza się rodzinny dom w tak młodym wieku, to kształtuje też jako człowieka? Trzeba stać się szybciej dojrzałym niż rówieśnicy?
- Tak, to na pewno. Od czternastego roku życia mieszkałem z bratem poza domem, w internacie. Od tamtego momentu cały czas mieszkam poza domem rodzinnym. Nie ma co kryć, pierwszy rok, dwa to był ciężki czas. Musiałem się zderzyć z samodzielnością, ale dzisiaj jak na to patrzę, to widzę jak mocno ukształtowało to mój charakter, jak przygotowało mnie do samodzielnego życia. To nie były proste sprawy, bo w takim wieku człowiek nie ma przecież stuprocentowej pewności, że wybrał dobrą drogę. Ja też spotykałem się z pytaniami czy może lepiej będzie np. uprawiać jakąś inną dyscyplinę. Spotykałem też na swojej drodzy ludzi, którzy nie byli tak mocno skoncentrowani na piłce. Te wszystkie bodźce miały na mnie w jakimś stopniu wpływ, ale przeszedłem tę drogę i jeszcze mocniej utwierdziłem się w tym, co chcę w życiu robić.

- Wracając jeszcze do Wieczystej, to czy po zakończeniu sezonu w tym klubie chcieli pana zatrzymać na dłużej, może na stałe?
- Sam nie znam szczegółów rozmów między Wisłą i Wieczystą. Wiem natomiast, że po powrocie z wypożyczenia, chciałem bardzo pokazać się z jak najlepszej strony w Wiśle. Nie było to do końca łatwe, bo odnowiła mi się kontuzja z końcówki poprzedniego sezonu. Trochę się to wszystko w związku z tym przedłużało. Miałem już jednak w swojej głowie tak to zaprogramowane, że chciałem tutaj podjąć wyzwanie. Miałem świadomość, że jest tutaj duża rywalizacja, ale potraktowałem to jako wyzwanie. Byłem też pewien, że wcześniej czy później swoją szansę dostanę.

- Jak to jest z rywalizacją o miejsce w bramce Wisły Kraków? Patrząc na to trochę z boku można odnieść wrażenie, że nie ma między wami jakichś złych emocji i że trener Łukasz Załuska dobrze zarządza waszą grupą.
- Trener Załuska jest osobą, która nas łączy. Ja lepiej znałem się z Kamilem Brodą, bo trenowaliśmy razem już wcześniej, gdy byłem jako bardzo młody bramkarz zapraszany czasami na treningi pierwszej drużyny. Dzisiaj jest między nami bardzo dobra atmosfera, a wynika to z tego, że zarówno Kamil, jak i Anton Cziczkan czy Kuba Stępak to są bardzo dobrzy ludzie, bardzo dobre osoby. Oczywiście, każdy z nas ciężko pracuje, chce rywalizować, ale poza boiskiem jesteśmy przyjaciółmi. Nie ma absolutnie złej krwi między nami, nikt nikomu nie próbuje podstawiać nogi. Każdy walczy o siebie, ale jest to walka sportowa, bardzo fair.

- A jak wygląda współpraca z trenerem Łukaszem Załuską, bo jest to postać, która funkcjonowała w dużym futbolu? Pół żartem, pół serio zapytam czy prezentował wam trener swoje ostatnie interwencje na Old Trafford w meczu byłych gwiazd Manchesteru United i Celticu Glasgow?
- Trener to prezentuje cały czas swoje wciąż duże możliwości na treningach. Zdarza mu się wejść na nich do bramki i widać, że wciąż jest w wysokiej formie. Grę nogami musi natomiast prezentować cały czas jako trener, który z nami pracuje. Wiadomo, kto jest naszym trenerem - człowiek, który przeżył bardzo ciekawą piłkarską karierę. Myślę, że to mu pomaga w pracy z nami od tej strony, że on doskonale czuje jak zarządzać grupą bramkarzy. Wie, kiedy zmusić nas do wytężonej pracy, kiedy trzeba naprawdę się zmęczyć, ale też kiedy lekko wyluzować, rzucić żartem, żeby rozładować napięcie. Podoba mi się jego luz, który pomaga nam w utrzymaniu dobrej atmosfery między nami.

- Jaki jest dla pana wzór bramkarza?
- Od zawsze był to Manuel Neuer!

- Czyli już wiadomo, że dobra gra nogami, którą zaprezentował pan choćby w meczu z Odrą Opole, ale też w spotkaniach rezerw, nie wzięła się z przypadku, bo ma pan pod tym względem dobry wzór…
- Coś w tym jest, bo ja zawsze chciałem być jak Manuel Neuer. Chciałem grać wysoko. Powiem nawet więcej, ciągnęło mnie, żeby grać w polu. Jeszcze kilka lat temu w juniorach Ruchu Chorzów były mecze, gdy w pierwszej połowie grałem jako napastnik, a w drugiej wchodziłem do bramki. Tam mi pozwalano na taką fantazję, ale przede wszystkim ten Neuer mi się zawsze podobał. Jego luz, nawet pozorna nonszalancja, a jednocześnie skuteczność w tym, co robi. Lubię grać nogami, lubię nawet czasami zaryzykować, choć trzeba w tym wszystkim zachować chłodną głowę, żeby nie przesadzić. Trzeba rozróżnić kiedy można zaryzykować, a kiedy nie. Neuer to świetnie czuje, dlatego się na nim tak wzoruję.

- Od początku tego sezonu jeździł pan na wszystkie mecze Wisły. Bronił albo Anton Cziczkan albo Kamil Broda, pan był tym trzecim, ale można było odnieść wrażenie, że Kazimierz Moskal pana zabierał, żeby trochę otrzaskał się pan z atmosferą szatni, meczów w europejskich pucharach. Dobrze to odczytuję?
- Mówiłem tutaj o wypożyczeniu do Wieczystej, o funkcjonowaniu w szatni, w której są znani piłkarze. To było świetne doświadczenie, ale jednak trudno mecze w III lidze i ich otoczkę porównywać do europejskich pucharów. Na początku to było niesamowite wrażenie, że jadę na taki mecz, widzę te stadiony, szatnie, wszystko z bardzo bliska. To dla młodego piłkarza jest duże przeżycie, ale rzeczywiście pomaga się z tym wszystkim obyć. Widziałem jak starsi koledzy radzą sobie z presją, z przygotowaniem do meczów na takim poziomie. Muszę jednak też powiedzieć, że dość szybko do tego doszła chęć, żeby uczestniczyć w tym nie tylko w charakterze widza, z ławki, żeby jak najszybciej poczuć to również od strony boiska. Te wyjazdy bardzo dużo mi dały, bardzo mocno przygotowały do debiutu w Wiśle. Bo to naprawdę musi dziać się stopniowo. Pamiętam przecież, że jeszcze niedawno miałem okazję pierwszy raz nie tyle grać, co trenować na stadionie przy ul. Reymonta. Nie mogłem się w ogóle skupić na treningu. Cały czas przeżywałem to, jaki ten stadion jest duży, a ja na nim trenuję... Niby to był tylko trening, bez kibiców, ale przeżycie było duże. I tak sobie przypomniałem to wszystko, gdy wychodziłem w piątek na boisko, że każdy taki trening, każdy wyjazd na mecz na ławkę przygotował mnie do tego momentu.

- Gdy pytaliśmy od kilku tygodni jeszcze trenera Kazimierza Moskala o pana czy nie warto dać panu szansę, żeby rozwiązać problem z młodzieżowcem i dać sobie większe pole manewru w polu, mówił, że w sztabie jeszcze zastanawiano się czy poradzi pan sobie z presją kilkunastu tysięcy na trybunach. No to jakie były te wrażenie z perspektywy boiska w piątek?
- Przede wszystkim nie dziwię się, że trener miał takie obawy, bo przecież III i I liga to duży przeskok dla zawodnika, który nie ogrywał się wcześniej na poziomie centralnym. W momencie gdy jednak wyszedłem w piątek na boisko, byłem już na tyle przygotowany, że trybuny, kibice nie sprawiały mi żadnego problemu. Nie czułem wielkiej tremy, stresu, który przekładałby się na jakieś nerwowe zagrania. Byłem skupiony tylko na meczu. Na moich działaniach, celach, które sobie wyznaczyłem w tym spotkaniu. Koncentrowałem się tylko na piłce, bo moim zadaniem było pomóc wygrać mecz.

- Umówmy się, że Odra Opole nie za bardzo zmusiła pana do cięższej pracy, ale z drugiej strony miał pan okazję łagodnie wejść w tę I ligę. Czy zatem można powiedzieć, że dla młodego bramkarza był to debiut idealny? Czy to pomoże w meczach, w którym będzie pan miał trochę więcej pracy?
- Na pewno dobre jest to, że w tym meczu od pierwszej minuty nie miałem dużo sytuacji, bo to byłoby trudniejsze dla całej drużyny. Drużyna miała świadomość, że debiutuję i w takiej sytuacji mogłaby się nie czuć tak pewnie. Ja osobiście czułem, że każdy w tym debiucie chce mi pomóc. Więcej było decyzji o mniejszym ryzyku. Po kilku minutach już to wszystko jednak „puściło”, nie było tremy. Ogólnie jednak i tak szczerze, to wyobrażałem sobie trochę inaczej ten mój debiut, bo człowiek chciałby się w tej bramce jednak trochę wykazać. Udowodnić, że to miejsce na boisku nie wzięło się z przypadku czy tylko z tego, że jestem młodzieżowcem. Że solidnie sobie na ten debiut zapracowałem przez ostatni rok czy nawet dwa, że na to zasłużyłem.

- Wiedział pan, że był pan planowany do gry już z Chrobrym Głogów, czyli w meczu, który został odwołany?
- Tak wiedziałem. Trener Łukasz Załuska rozmawiał ze mną na ten temat i starał się mnie do tego przygotować. Chodziło o to, żebym sobie to wszystko trochę poukładał w głowie, bo rozumiem cały sztab trenerski, że chcieli, żebym był gotowy mentalnie. Bo swoich umiejętności bramkarskich jestem pewien. Z perspektywy czasu było to dobre, bo w treningu mogłem już postarać się podejmować decyzje meczowe, które chciałem przełożyć na spotkanie z Chrobrym. No, ale na razie z tym zespołem nie zagraliśmy.

- W ostatnich latach sporo klubów z młodzieżowcem w bramce awansowało do ekstraklasy. Czy dla pana na najbliższe tygodnie, miesiące to może być właśnie taki cel, żeby stać się „jedynką” i pomagać drużynie piąć się w tabeli?
- Taki cel założyłem sobie przed startem sezonu, przed powrotem do Wisły. Gdy tutaj wracałem moje założenie było jasne - chcę być w tym klubie bramkarzem numer jeden! Nic się w tej kwestii nie zmieniło i będę robił wszystko, żeby tak właśnie było. Wiadomo, moją osobą można też rozwiązać sprawę młodzieżowca, ale nie chcę tak na to patrzeć. Ja mam wychodzić na boisko i pokazywać na tyle wysoką jakość, żeby nikt nie miał wątpliwości, że zasługuję na miejsce. Mój cel na najbliższy sezon jest zatem jasny - gra w bramce Wisły i awans z nią do ekstraklasy!

od 7 lat
Wideo

Magazyn GOL 24 - podsumowanie kolejki Ekstraklasy

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska