Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Brożek o zmianach w Wiśle: W Myślenicach jest teraz świeższe powietrze...

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Anna Kaczmarz
Gdy w 74 min meczu Wisła Kraków – Lechia Gdańsk Paweł Brożek pojawił się na boisku, zaliczając kolejny debiut w barwach „Białej Gwiazdy”, na trybunach podniosła się spora wrzawa. Kibice głośno skandowali nazwisko napastnika, a ten swoim występem pokazał, że może jeszcze coś dać tej drużynie. Tym bardziej, że poważnej kontuzji nabawił się Marko Kolar i gdyby Brożka nie było teraz w Wiśle, ta zostałaby z jednym nominalnym napastnikiem. Po ostatnim gwizdku Brożek długo odpowiadał na pytania dziennikarzy. Tematów było sporo, a piłkarz udowodnił, że przez kilka miesięcy nie stracił poczucia humoru…

Na początek Brożek mówił o tym, jakie uczucia towarzyszyły mu, gdy wchodził na boisko: – To miłe uczucie, bo jestem związany emocjonalnie z tym klubem. Dla mnie to coś wspaniałego, że mogę tutaj zagrać kolejny raz. Po tym meczu uzmysłowiłem sobie, że ostatni raz tak długo mogłem zagrać w Wiśle w grudniu 2017 roku… Ciężko trenowałem przez ostatnie sześć tygodni, dlatego zanim dojdę do optymalnej dyspozycji na pewno trochę to jeszcze potrwa.

Gdy „Brozio” był już na boisku, potrafił urwać się obrońcom Lechii i znaleźć się w dobrej sytuacji podbramkowej. Zdecydował się jednak podawać do Jesusa Imaza i akcję przerwał Michał Nalepa. – Bardzo skupiłem się na prowadzeniu piłki – wyjaśnia Brożek. – Jesusa zobaczyłem w ostatniej chwili i akurat w tym momencie Nalepa stanął mi na linii podania. Mogłem trochę inaczej się zachować, jeszcze poprowadzić piłkę, zrobić coś innego. Jak widać, jeszcze jest problem z podejmowaniem szybkich decyzji na boisku. Ogólnie jednak nie było źle fizycznie i jeśli chodzi o czucie piłki. Jeszcze parę tygodni i będzie to wyglądało tak, jak należy.

Brożek grał w ataku wspólnie ze Zdenkiem Ondraskiem. Zapytany, czy w niedalekiej perspektywie tak to może wyglądać również w lidze, odpowiedział: – Gdy dojdę do optymalnej dyspozycji fizycznej, możemy tak grać. W tym przypadku trener chciał wygrać mecz, dlatego zdecydował się grać dwójką w ataku.

Plan nie wytrzymał jednak długo, bo Ondrasek dostał czerwoną kartkę i Wisła musiała skupić się na obronie remisu. – Tak to wyglądało – przyznał Paweł Brożek. – Graliśmy w dziesięciu przeciwko drużynie, która potrafi grać piłką, potrafi rozgrywać atak pozycyjny. Zmusili nas do takiej taktyki po stracie Zdenka. Wytrzymaliśmy, liczyliśmy na coś więcej w karnych, ale wiadomo, że to jest loteria. Niestety, odpadliśmy.

Gdy doszło już do rzutów karnych, pierwszy odpowiedzialność na siebie wziął właśnie Paweł Brożek, który pewnie pokonał Zlatana Alomerovicia. Zapytany, czy pamięta, kiedy ostatni raz wykonywał jedenastkę, stwierdził: – W meczu z Koroną Kielce, gdy bramkarz obronił mi rzut karny, ale dobiłem swój strzał. Teraz wróciłem, mam 35 lat, więc musiałem wziąć na siebie ten ciężar. Nie było wymówek. Trener pytał, kto się najlepiej czuje, więc zgłosiłem się.

W rozmowie z Pawłem Brożkiem pojawiło się też sporo wątków, związanych z okolicznościami jego powrotu do Wisły. Zapytany, jaką rolę ma teraz spełniać w drużynie, piłkarz puścił oko i powiedział: – Mam rozśmieszać zespół…

Po chwili dodał już na poważnie: – Oczywiście, że w tym momencie Zdenek jest poza konkurencją. Gra bardzo dobrze, strzela bramki. Jeśli natomiast będzie okazja pomóc drużynie, będę starał się to robić. Rozmawiałem z dyrektorem sportowym i trenerem. Wiem, jaka czeka mnie rola w zespole. Zgodziłem się na to, natomiast co się zdarzy w przyszłości, zobaczymy.

Jak się okazuje, Paweł Brożek nie od razu chciał wracać do Wisły. Miał też inne oferty, ale nie przyjął ich, bo jak podkreśla zdecydowały względy rodzinne. – Miałem zapytania ze Stanów Zjednoczonych, trochę też z egzotycznych krajów, ale mam małe dzieci i nie za bardzo chciałem ruszać się z Polski. A później trochę podzwonili do mnie dyrektor i trener Wisły przez ostatnie kilka tygodni. Na początku nie kwapiłem się do powrotu po takim odejściu, jakie tutaj mi zgotowano. Myślałem, że to jest dla mnie zamknięty rozdział. Taka była jednak potrzeba chwili, żeby wrócić. Wisła jest w trudnej sytuacji, a ja po prostu chcę jej pomóc.

Zapytaliśmy piłkarza, jak negocjowało się mu kontrakt z Arkadiuszem Głowackim, czyli przyjacielem z boiska. Jak się okazało, o pieniądzach obaj panowie nie rozmawiali. – Nie negocjowałem osobiście kontraktu. Unikałem takich sytuacji, robił to za mnie mój menedżer – wyjaśnia Brożek.

Dużą rolę odegrał w powrocie Brożka trener Maciej Stolarczyk, z którym piłkarza wiążą szczególne relacje. – Nie będę krył, że trener miał największy wpływ na to, że wróciłem – mówi piłkarz. – To on najbardziej mnie przekonał, że warto. Znaliśmy się sprzed lat, więc jego rola w tym powrocie była bardzo duża. Gdy jeszcze razem graliśmy w Wiśle, trener Stolarczyk często woził mnie na treningi, bo mieszkaliśmy blisko siebie. Spędzaliśmy wtedy z moim bratem Piotrkiem dużo czasu z trenerem Stolarczykiem. W tamtych czasach był dla nas takim starszym bratem, dużo nam pomagał w wejściu do dorosłego futbolu.

Napastnika Wisły nie było przez kilka tygodni w szatni Wisły, a zapytany o to, co się w niej zmieniło, nie unika wbijania szpilek poprzedniemu trenerowi „Białej Gwiazdy”, Joanowi Carrillo… – Jest teraz inne powietrze w Myślenicach, świeższe… – znacząco podkreśla Brożek. – Trener uczy grać w piłkę, a nie przesuwać się po boisku. Chyba widać po wynikach, po grze, że atmosfera jest zupełnie inna. Nie wracajmy jednak do przeszłości, bo to już za nami. Najważniejsze, że to jest inna Wisła. Trudne momenty przychodzą, ale ta Wisła potrafi strzelić Lechowi czy Lechii po pięć bramek. Wiosną średnio to wyglądało… Ja jestem świadomy, że Wisła będzie miała różne momenty w tym sezonie. Przyjdą trudne chwile, a wtedy trzeba będzie starać się robić tak, jak we Wrocławiu w spotkaniu ze Śląskiem. Tam również Wisła nie grała dobrego meczu, a jednak potrafiła wygrać. Jesteśmy gotowi do ciężkiej pracy, a na razie skupiamy się na meczu z Koroną. Są trzy dni do tego spotkania, drużyna zdąży się zregenerować.

Na koniec rozmowy z piłkarzem było trochę o liczbach, bo mecz z Lechią Gdańsk był 399 występem Brożka w Wiśle. W sobotę, w czasie meczu z Koroną Kielce szykuje się zatem piękny jubileusz. I tutaj też nie zabrakło odwołań do trenera Joana Carrillo, który nie dał Brożkowi wiosną dobić do 400 meczów, co było nieco… dziwne ze strony Hiszpana, żeby nie powiedzieć złośliwe...
– Już wiosną powinno być tych 400 meczów – znacząco podkreśla Brożek. – Poczekaliśmy parę miesięcy, ale w końcu licznik pęknie. 400 to fajna okrągła liczba, a o trenerze Carrillo już na dobre zapomniałem. To przeszłość.

Po powrocie do Wisły Paweł Brożek mógł też wrócić do swojego numeru 23. Obyło się zatem bez takiej sytuacji, jak wtedy gdy wracał z zagranicy i musiał przez krótki czas grać z numerem 11 na koszulce. – Burdenskiego nie było, więc było trochę łatwiej odzyskać numer… – zakończył z uśmiechem Paweł Brożek, nawiązując do tego, ze wtedy z numerem 23 grał Fabian Burdenski, który nie chciał tego numeru Brożkowi oddać.

Tutaj znajdziesz więcej informacji o Wiśle Kraków

Sportowy24.pl w Małopolsce

DZIEJE SIĘ W SPORCIE - KONIECZNIE SPRAWDŹ:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska