Korespondencja z Zhangjiakou
137 metrów - gdy Wąsek otworzył występy Polaków w serii próbnej tak świetną odległością wydawało się, że to może być polski dzień w Zhangjiakou. Czas pokazał, że ani 22-latek nie uzyskał już ponownie czwartego wyniku całej serii, ani też zespół nie zdołał powalczyć o medal. W konkursie Wąsek rozpoczął swoje występy dobrze, bo od 131,5 metra, ale w drugiej kolejce wylądował już wyraźnie bliżej - na 120 metrze.
Warto przeczytać
- Gdy spóźnia się skok w takich warunkach, to potem już ciężko odlecieć. Nie wiem, jak było u innych zawodników, bo konkursu nie oglądałem, ale warunki jednak trochę "mieszały". Szkoda, że warunki nie były tak równe, jak w konkursie indywidualnym, bo na tak ważnych zawodach istotne jest, żeby było sprawiedliwe. Mimo to chyba nikt nie wyjedzie z tych igrzysk pokrzywdzony. Kolejność pewnie mogłaby być inna, ale nie będzie pretensji o wyniki, bo w czołówce i tak byli najlepsi - powiedział Wąsek.
Nasz olimpijski debiutant nie brał udziału w konkursie na normalnej skoczni, za to wystąpił zarówno na dużym obiekcie, jak i w drużynie.
- Jestem trochę rozczarowany moim ostatnim skokiem, bo nie udało mi się zakończyć występu na igrzyskach czymś dobrym. Wynik jest jednak jaki jest i trzeba go zaakceptować. Na takich zawodach walczy się o medale, ale nam do nich jednak zabrakło. Chyba nigdy nie startowałem w takim mrozie. Czuć, że jest zimno, zwłaszcza, gdy konkurs się przeciąga, a na swój skok czeka się na górze w samym kombinezonie. Po skoku ubieramy się jednak szybko, więc da się przeżyć.
